Wracam do sprawy konkursu na plan promocji Borów Dolnośląskich. Starostwo szukało kogoś, kto taki plan przygotuje i znalazło. Wygrał wydawca m.in. dziennika Fakt, spółka Axel Springer Polska i zupełnie poważnie podchodzi do sprawy, przygotuje plan i twierdzi, że to wcale nie wymaga tak wielkiego wysiłku, jak opisałem w tekście Konkurs na cud.
– Nasza firma wzięła udział w przetargu ogłoszonym przez starostwo powiatowe w Bolesławcu na plan promocji Borów Dolnośląskich. Przetarg wygraliśmy i zamierzamy w terminie przygotować mediaplan promocji. Jako jeden z największych wydawców prasy w Polsce mamy do tego niezbędne doświadczenie i specjalistów. Sądzimy, że termin wykonania zlecenia założony przez bolesławieckie starostwo jest całkowicie realistyczny – informuje Anna Gancarz-Luboń, PR manager Axel Springer Polska Sp. z o.o.
Wychodzi na to, że się pomyliłem.
O swoich intencjach w komentarzach do Konkursu na cud napisałem: „Dlaczego opublikowałem swoje wrażenia z lektury BIPu bez dogłębnego zbadania sprawy? Dlatego, że jeśli istnieje najmniejsze choćby prawdopodobieństwo, że konkurs jest ustawiony, to może takie wypociny są w stanie komuś pokrzyżować plany, albo obudzić w nim odrobinę poczucia przyzwoitości.”
Napisałem też, że krytyczne podejście do powiatowych zamówień publicznych nie powinno dziwić po sprawie z drukowanym POrtalem. Napisałem również, że tytuł nadany linkowi do mojego tekstu na Bolec.info mnie też się nie podoba.
Podtrzymuję to wszystko.
Napisałem również, że zrealizowanie zamawianego przez starostwo planu w wyznaczonym czasie jest mało realistyczne. Co ciekawe, powiat przewidział na koszty realizacji tego zlecenia kwotę dziesięciokrotnie wyższą niż zaproponował Axel Springer. O czym to świadczy?
Przeszacowałem ogrom pracy niezbędnej do wykonania zlecenia. Powiat przeszacował wartość pracy potrzebnej do wykonania zlecenia?
Nie wiem, czy mój tekst Konkurs na cud, tak jak miało się stać, wpłynął na przebieg wypadków. Raczej nie.
Niewątpliwie w tamtym tekście sugerowałem, że konkurs może być ustawiony. Ta sugestia była wówczas, w mojej ocenie, uprawniona. Miałem podstawy, żeby tak przypuszczać i to nie tylko te, które zawarte są w tekście. Dzisiaj, w świetle faktów, które się zdarzyły, tamta sugestia wydaje się nieuprawniona, a udowodnienie jej podstaw stało się niemożliwe.
W tej sytuacji pozostaje przeprosić, co niniejszym czynię.
—————————————————————-
I jeszcze kilka słów o tekście na ten temat opublikowanym na drukowanym POrtalu: Moralizowanie i lekcja niezależności w wykonaniu moralnych autorytetów i przykładnie niezależnych zwykle niesie ze sobą ciekawe treści. Tutaj niestety jedyna ciekawa treść to zdjęcie starosty, który ma wyglądać na człowieka skupionego. Wygląda jakby się modlił. Do aparatu fotograficznego redakcji drukowanego POrtalu? A może do aparatu firmy obsługującej kampanię wyborczą PO? A może do aparatu firmy drukującej ogłoszenia starostwa? A może do aparatu firmy odpowiadającej za utrzymanie strony internetowej i kont mailowych starostwa?
Gubię się w tym, zwłaszcza czytając wspomniany tekst na drukowanym POrtalu. No bo jeśli ktoś siedzi okrakiem na barykadzie, to nie widzę po której jest stronie. Wydaje mi się, że czasem lepiej być tylko po jednej ze stron, nawet jeśli człowiek ponosi ryzyko strzelenia sobie w stopę. Tak jak ja w tekście, o którym piszę wyżej.
Gubię się w tym do czyjego aparatu modlitewnie składa ręce starosta, ale jedno wiem: do moich aparatów nikt się modlić nie chce, nie muszę robić sesji zdjęciowych politykom ani studyjnymi fotkami ilustrować newsów. I bardzo mnie to cieszy.
———————————————————————-
Dawcą natchnienia do dymka był Tryton.