Główna bolesławiecka świątynia wznosząca się nieopodal Rynku, przez kilka stuleci określana jako kościół parafialny, powstała prawdopodobnie w stosunkowo krótkim, bo zaledwie dziesięcioletnim okresie. Do dziś informują nas o tym wykute w kamieniu inskrypcje. I tak na wschodniej szkarpie widnieje wykonana minuskułą data „Anno domini 1482”, natomiast na północnej ścianie wieży, ponad niewielkim oknem, znajduje się data 1492, gdzie cyfra 4 została przedstawiona w nieco zagadkowy sposób, mianowicie jako połowa ósemki.
Czas budowy jest jednakże o tyle dyskusyjny, że biskup wrocławski wydał odpust za datki na budowę kościoła już w 1442 roku, a w 1476 odlano wielki dzwon do kościoła. Trudno więc jednoznacznie orzec jak dokładnie przebiegała budowa, zwłaszcza, że dzisiejsza zakrystia kryje w sobie prawdopodobnie relikty starszego obiektu. To samo może więc dotyczyć i murów obwodowych. Żeby jednak to stwierdzić, należałoby wykonać badania zapraw budowlanych, które umożliwiają precyzyjniejsze datowanie.
Z racji na architektoniczne podobieństwa i bliskość Łużyc wnioskuje się, że przy budowie kościoła brali udział łużyccy i sascy mistrzowie. Wiadomo, iż nieco później w jej murach pracował zgorzelecki Werkmeister Wendel Roskopf. O jego poprzednikach brak nam jakichkolwiek informacji, tym niemniej pewne detale architektoniczne wykazują zbieżność z zachowanymi do dziś elementami kamieniarki na kościołach mariackim i śś. Piotra i Pawła w nadnyskim mieście.
Prawdopodobieństwo tej tezy dodatkowo podkreślają lata powstania zgorzeleckich świątyń – pierwszej w latach 1442-73, a w przypadku drugiej budowa nawy głównej i jej sklepienia w latach 1461-97.
Interesujące nas elementy znajdują się na zewnętrznych ścianach obecnej bazyliki, w obrębie prezbiterium. Powszechnie znany i najłatwiejszy do zauważenia jest motyw zdobniczy na południowo-wschodniej szkarpie. W znacznym stopniu zerodowany, mógł on pierwotnie przedstawiać dwa splecione w walce, bądź pożerające się smoki lub psy (il. 1). Niewykluczone, iż pierwowzór tego motywu występuje w bogato zdobionym i pełnym symboliki portalu kościoła mariackiego. Najbliższy wzorzec to skleszczone psy w łuku podwójnego portalu (il. 2), ale oprócz nich są jeszcze w wimpergach nieco odbiegające wizerunkowo pies z lisem (il. 3) oraz kolejna para psów (il. 4).
Dotrwały one do dnia dzisiejszego w dużo lepszym stanie niż w Bolesławcu. Druga para psów ma z kolei wspólny motyw z zagadkowym stworem umiejscowionym na gzymsie dachowym południowej ściany bazyliki, ponad stalowym krzyżem stojącym na ziemi. Gołym okiem trudno dostrzec to podobieństwo, ale zbliżenie umożliwia dostrzeżenie obrączkowego ogona zagadkowego stworzenia (il. 5). Nasuwa się oczywiście pytanie dlaczego zadał sobie ktoś tyle trudu, żeby na tej wysokości umieścić taką gadzinę?
Istnieją dwie teorie. Pierwsza, apotropaiczna związana jest z magicznym odstraszaniem demonów przez poczwarę, a druga z dawnym prawem karnym. Za drugą wersją przemawia zewnętrzna ściana prezbiterium kościoła śś. Piotra i Pawła oraz praktykowane jeszcze w XVIII wieku zwyczaje.
Chodzi tutaj o system kar na honorze polegających między innymi na wystawieniu skazańca na widok publiczny. Stojąc od strony Nysy, przy wejściu do dolnej kaplicy św. Jerzego, każdy zauważy z pewnością kunę, którą przykuwano do ściany na pośmiewisko drobniejszych przestępców bądź naruszających dobre zwyczaje. Nie wszyscy jednakże zadają sobie trud spojrzenia do góry, gdzie na gzymsie umieszczono świnię i małpę. Stworzenia te uważano w średniowieczu za nieczyste, łączono je z siedmioma grzechami głównymi. Ich obecność dodatkowo hańbiła skazańca wystawionego na widok mieszczan na tyłach świętego miejsca.
Czy w Bolesławcu była w tym miejscu kuna nie sposób dziś rozstrzygnąć ze stuprocentową pewnością. Pewne potwierdzenie daje jednak nam kronika Ewalda Wernickego opisującego wydarzenia z XVIII wieku. Wtedy to posługę proboszcza zaczął pełnić Christoph Mentzel. Ze smutkiem zauważył, że miesięcznie do chrztu trafiało dwoje do trojga nieślubnych dzieci. Ojcami ich byli stacjonujący w mieście żołnierze. Po Śląsku poszła taka fama, że jeden z bolesławian podając przed Bramą Mikołajską we Wrocławiu nazwę swego miasta usłyszał po czesku „Tak, z tego k…o Bunzla” (Ja, von diesen h… Bunzel1). Stało się to przyczyną wydania zarządzenia o karaniu przyłapanych na nierządzie trzykrotnym klęczeniem w czasie nabożeństwa z czarnym krzyżem. Ale w przypadku recydywy karą było przykucie kuną koło kościoła, a później wystawienie w dni targowe w klatce głupców. Tyle kronikarz, a co można stwierdzić patrząc na interesujące nas miejsce?
Z racji wystającego cokołu kuna ta raczej nie znajdowała się na ścianie świątyni. Ale bardzo możliwe jest, że dzisiejszy stalowy krzyż stoi na miejscu dawnego słupa z hańbiącym kawałkiem żelaza, o którym z biegiem lat zapomniano.
Trzeci, dotychczas pomijany element to niewielka główka wystająca w narożniku ściany i południowo-wschodniej szkarpy (il. 6). Z racji braku cech demonicznych bądź zniekształceń twarzy, nie jest to maska apotropaiczna i raczej należy ją wiązać z wizerunkiem budowniczego tej części kościoła, który w ten sposób uwiecznił się na murach swego dzieła.
Naprzeciw główki znajduje się z kolei opisywany w przedwojennej literaturze ryt z wizerunkiem fary, z jeszcze barokowym hełmem wieży (il. 7). Chełm ten został rozebrany w XIX wieku i zastąpiony obecnym, neogotyckim. Przed kościołem nieznana ręka wyryła kamienicę, która z panoramy rynku zniknęła na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Na prawo od osiowego okna apsydy widnieje bezgłowy orzeł opisywany w literaturze jako śląski. Trudno się jednakże z tym zgodzić, gdyż brakuje mu ważnego elementy – przepaski na piersi i skrzydłach.
Jeszcze jeden trudno dostrzegalny element kryje się ponad osiowym oknem apsydy. Jest to półkula umieszczona nad ozdobnym krzyżem i która najlepiej jest widoczna w promieniach porannego słońca. Co do jej znaczenia można snuć różne teorie, gdyż jako pojedynczy element nie znajduje on analogii w innych miejscach (il. 8).
1Tak brzmiała jedna z historycznych form nazw Bolesławca
Tekst i zdjęcia Tadeusz Łasica©
Pingback: Quomodo lapis necatur, czyli jak morduje się kamień – bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo