Maria i Mieczysław Kilimnik uratowali ofiarę wybuchu w kamienicy przy ulicy Prusa. Prawdopodobnie przeżyła tylko dzięki temu, że sąsiedzie ugasili ją we własnej łazience. Pan Mieczysław (79 lat) poparzył się a pani Maria (70 Lat) następnego dnia po zdarzeniu wskutek zatrucia dymem trafiła do szpitala. – Nie czułem strachu, po prostu zrobiliśmy to, co powinniśmy zrobić – mówi pan Mieczysław.
Nie słyszeli czwartkowego wybuchu, bo akurat położyli się do łózka aby się zdrzemnąć i nieco odpocząć.
– Obudziły nas krzyki na schodach – opowiada pan Mieczysław. – Ta kobieta biegła na górę i krzyczała, że się pali. Wyszedłem na klatkę i zobaczyłem ją. Cała płonęła, paliły jej się nogi, brzuch, plecy. Objąłem ją z tyłu i wepchnąłem do mieszkania prosto do łazienki. Żona wzięła prysznic i oblewała tę kobietę wodą, aby ugasić ogień.
Państwo Kilimnik uważają, że każdy postąpiłby tak jak oni, nie uważają się za bohaterów.
– Ratowaliśmy ją, bo każdy by coś takiego zrobił na naszym miejscu. Nie bałem się że coś mi się stanie, nawet mi strach przez myśl nie przeszedł – mówi pan Mieczysław, który ma poparzone przedramiona i prawą dłoń. – Poparzyłem się jak wprowadzałem ją do domu, piekło paskudnie – dodaje.
Małżonkowie nie znają czterdziestoletniej ofiary wybuchu, która obecnie przebywa z bardzo poważnymi obrażeniami w szpitalu w Nowej Soli i czeka na przeszczep skóry. Niedawno wynajęła pomieszczenie na parterze i zamierzała otworzyć tam zakład krawiecki.
– Dobrze, że byliśmy w domu – mówi pan Mieczysław. – Kiedy żona już ją trochę ugasiła pobiegłem na dół po schodach i zobaczyłem pełno dymu i ogień na klatce, potem wpadli strażacy, kazali nam wychodzić no i sprowadzili tę kobietę na dół. To strażacy zajęli się mną, opatrzyli rękę, położyli mnie na noszach i otulili folią, dzięki czemu nie zmarzłem. Dali mi też tlen. Pogotowie zabrało tę kobietę do szpitala, a mnie podwiezienie do szpitala zaproponował kilka razy wiceprezydent Kornel Filipowicz. W końcu na pogotowie zawieźli mnie strażacy swoim wozem. Miałem taką dużą karetkę – uśmiecha się pan Mieczysław.
– Strażacy byli wspaniali – opowiada pani Maria. – Błyskawicznie działali, robili co trzeba. Dziękujemy strażakom za to, jak się zachowali. Ale nie tylko oni. Przyszli też tutaj urzędnicy, pan prezydent, wiceprezydent, sekretarz miasta i pani Krystyna Hodowany. Pani Hodowany zaproponowała nam hotel, bo tu był gaz powyłączany i bała się, że zmarzniemy. Kiedy odmówiliśmy, dała nam swój numer telefonu i powiedziała nam, że możemy dzwonić nawet w nocy gdyby coś się działo i gdybyśmy potrzebowali pomocy.
– Wszyscy zachowali się znakomicie – mówi pan Mieczysław. – Następnego dnia był u nas jeszcze pan wiceprezydent spytać jak się czujemy i przyszły też panie z opieki społecznej spytać, czy potrzebujemy jakieś pomocy. Dziękujemy za troskę.
Pingback: Podziękowanie za akt odwagi | bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo