„W ogóle, bracie, jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście, ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić”.
Laska – Chłopaki nie płaczą.
Ten cytat z filmu przyszedł mi do głowy, gdy Bernard swoją decyzją ogłosił okolicy decyzję o kandydowaniu Bogdana Nowaka w lokalnych wyborach prezydenckich.
Z kandydatem Nowakiem mam pewien problem. Ja po prostu politykę w wydaniu tak lokalnym, krajowym czy światowym – uważam za zawód. Cholernie odpowiedzialny zawód. Zawód, który chyba jak niewiele innych – stawia wykonujące go osoby w odpowiedzialności przed społeczeństwem. Setkami, tysiącami, milionami ludzi. We wsiach, w miasteczkach, miastach, województwach, w kraju, na kontynencie.
Dlatego nie toleruję zjawisk jak postpolityka, czy pop-polityka. Dlaczego? A czy moi zawodowi zleceniodawcy zechcą tolerować mnie jako postinformatyka lub pop-informatyka? A może chcielibyście aby wasze dzieci były leczone przez postlekarzy lub pop-stomatologów? Chcielibyście aby waszego bezpieczeństwa strzegli pop-policjanci, którzy np. 90% czasu swojej pracy spędzają udzielając wywiadów? Najlepiej w czapeczkach clownów i z gumowymi penisami w kaburach pistoletów u pasa.
Argument, że jakiś kandydat „nie ma do ugrania żadnego dealu” – uważam za dyskredytujący kandydata już na starcie.
Każdy kandydat gra o deal jakim jest ugranie lub przegranie 4 lat czasu – nie dla siebie, a dla NAS wszystkich.
Więc moim zdaniem zasada jest taka, że albo się w tę walkę angażujemy na 100% – albo prosimy o niezawracanie głowy wyborcom.
Niestety – podobne stwierdzenie padło gdzieś w licznych blogowych wystąpieniach Dariusza Kwaśniewskiego – „jak nie wygram, to świat się nie zawali”.
Nie mam problemu z wyobrażeniem sobie, co się stanie gdy Bogdan Nowak przegra wybory. Znacznie większym problemem jest dla mnie próba zrozumienia, jak ktoś będący prosperującym biznesmenem lokalnym, artystą, niezależnym animatorem kultury, organizatorem sporych już w końcu imprez – może zaryzykować wygranie wyborów i przestawienie sobie życia z nóg na głowę idąc na 4 lata do ponadetatowej pracy urzędniczej.
I dlatego właśnie przyszedł mi do głowy ten cytat ze wstępu. Bo najlepiej jeśli w życiu robi się to, co się lubi.
Preferuję w polityce polityków, w urzędach urzędników, biznesmenów w biznesie, a artystów na scenach.
Jakie mogą być efekty startu Bogdana Nowaka w lokalnej kampanii prezydenckiej? Z pewnością nie takie jak wieszczą w lokalnej prasie nasi politycy PO. Eminencja Karol Stasik nie patyczkował się specjalnie. Jak Leon Zawodowiec – sięgnął od razu w swojej wypowiedzi do broni śmiertelnej – że „Nowakowi bliżej do PiS-u niż PO” i to ich głosy zgarnie kandydat. A jak wiadomo walnąć kogoś w ten sposób z PiS-u, to tak jak rzucić bombę atomową na Nagasaki.
Bogdan Nowak zgarnie prawdopodobnie w większości głosy pop-politycznej internetowej młodzieży, do której mu blisko. Stworzył wokół siebie pewne środowisko, które jednak w zamyśle miało być wyborczym targetem Dariusza Kwaśniewskiego. W końcu nie bez celu chadzali zimą na imprezy do Concordii różni smutni panowie w wełnianych płaszczach.
Z pewnością oferta mima nie oczaruje tych, którzy poza czytaniem umieją również liczyć. Ale dziś mało komu chce się czytać. A tym bardziej liczyć.
Wielkich batalii jednak w kampanii nie przewiduję. Wielkolud Mieczysław Marian załatwi to całe towarzystwo mikrokandydatów przy pomocy choćby tylko broni wodnej– miniaquaparku i fontanny kieszonkowej. Być może nie dojdzie nawet do drugiej tury.
Nawiązując do myśli lokalnego dygnitarza sprzed wyborów prezydenta RP – za zaoszczędzone pieniądze można by zakupić dla miasta drugi malutki helikopter :)