Pierwszy odcinek moich rowerowych wrażeń z Vancouver cieszył się niezłą oglądalnością, więc jadę dalej z kulturą dwóch kółek w Kolumbii Brytyjskiej. Dziś o BIKE DOCTORS w rowerowym zagłębiu przy zbiegu Maine i Broadway. To cudowna okolica, bo sklepów z rowerami, komisów i zakładów reperujących bicykle jest tu od groma. Można kupić rower zostawiając swój w rozliczeniu, wygrzebać w komisie całkiem sprawną leciwa maszynę z gwarancją a nawet kupić rowerowy kask ( prawny obowiązek jeżdżenia w kasku) za cenę niezłego roweru.
Na fotach Our Community Bikes – warsztat i komis rowerowy z niesamowitym klimatem. To tutaj mój zakupiony za całe 25 dolarów Canadiana Pathfinder (nazwa nieco zwodnicza) wracał do zdrowia. To miejsce, w którym można samodzielnie naprawić rower korzystając ze sprzętu za 5 dolarów na godzinę, można to zrobić przy pomocy rad ekspertów za dwa razy wyższą kwotę, przy pomocy nie tylko werbalnej ekspertów za 15 dolarów albo iść na kawę i zostawić rower pod opieką Johana, Oly’ego albo innego pracownika za 40 dolarów.
Jak chłopaki coś skopią, to poprawią gratis i dorzucą gratis, tak wyłapałem nowe stare koło w miejsce starego starego w stylu Salwadora Dali. Używane części to jedna z wielkich zalet tego miejsca.
Można tutaj właściwie złożyć z używanych części cały rower. Są nie tylko ramy, koła i opony ale również lampy, czy bagażniki. Wszystkie elementy od linek po odblaski.
Aby nad rowerami nie trzeba było się schylać, garbić czy wisieć, każdy nad którym ktoś pracuje, można umieścić na specjalnym stojaku. Bardzo praktyczne.
Naciekawsza jest jednak atmosfera tego miejsca. Ludzie, jak w całym Vancouver, są tu z różnych stron świata i mówią wieloma językami, ich stroje, kolory, czy kształty fryzur u nas zostałyby uznane za ekstrawaganckie. Tutaj nikogo nie dziwią. Niesamowitemu klimatowi towarzyszy głośna muzyka połączona czasem z chóralnym śpiewaniem. Na przykład takiej optymistycznej piosenki jak Rainy day woman. Luz, uśmiech, dystans i rowery.
Reperuje się tutaj takie złomy jak mój ale również drogie markowe pojazdy warte niemałe pieniądze. Zatrzęsienie rowerów w Vancouver powoduje, że musi to być dobry biznes.
Rowerowy jest tutaj nawet witraż.
Rama 19 cali z gatunku niepogiętych – 50 dolarów. Tyle samo kosztuje poobdzierany stary kask w modnym kształcie.
Każdy stojak do naprawy jest ozdobiony.
Co ciekawe to miejsce to nie tylko warsztat i komis. Również przyczółek stowarzyszenia, które zajmuje recyklingiem rowerów i budowaniem ze starych rowerów maszyn dla ubogich i potrzebujących, Ale również edukacją, nauką tego, jak dbać o rowery i o środowisko. Jeden z najciekawszych projektów stowarzyszenia to budowa ze starych rowerów urządzeń przydatnych w gospodarstwach rolników w Gwatemali.
Generalnie chodzi tu o to, aby wysłużone rowery się nie marnowały.
Więcej o OCB na stronie www.pedalpower.org
Jak widzę, to normalnie jakaś inwazja Bolesławian na Kanadę jest:)
Prawdę mówiąc mi też się tu podoba.
Pozdrawiam z GTA:)
Mariusz
http://kfk.blox.pl