Są dramaty, w których złe emocje bywają wykrzyczane widzowi w twarz, ale są i takie, w których bolesne odczucia tkwią pod powierzchnią fabularnych relacji niczym mikroskopijne drzazgi, sporadycznie ujawniając się w szarpanych dialogach. Foxcatcher Bennetta Millerawpisuje się w tę drugą kategorię, zapraszając widownię do niemal ekskluzywnie męskiego świata, którego obserwacja nie należy do przyjemnych.