Wiem, że można spędzić Boże Narodzenie inaczej. Można wrzucić na insta selfie z rodzinką i […]
Liczyłem na więcej. Nie na więcej muzyki, bo tej jest w filmie ogrom. Na więcej […]
Pierwsza myśl, jaka nachodzi mnie po seansie każdego z filmów Wojciecha Smarzowskiego – polskie kino […]
W czasach gdy władzę sprawują miłośnicy patriarchatu, prawa kobiet stają się prawami podrzędnymi a panie […]
Choć horror jest jednym z najbardziej płodnych obecnie gatunków filmowych, ilość w tym wypadku z […]
Dla kogoś, kto ogląda setki filmów rocznie obejrzenie produkcji, którą trudno porównać do jakikolwiek innej […]
Chaos i zezwierzęcenie nie muszą wyglądać odpychająco – ta myśl musiała pojawić się w głowie Bena […]
Czy to mogło się nie udać? Mogło. Wie o tym zwłaszcza Ryan Reynolds, człowiek, który miał […]
Dramat to taka konwencja filmowa, której moc wybrzmiewa tym silniej, im mniej bohaterów bierze w […]
Nie wiem jak to możliwe, że dopiero dziś recenzuję Mad Max: Na drodze gniewu. Być może po […]
To be in the spotlight to, w mniej lub bardziej dosłownym tłumaczeniu, być na świeczniku. Spotlightto także reflektor, […]
Czy Zjawa jest najlepszym filmem spośród nominowanych do Oscara? Nie. Czy zdobędzie nagrodę? Raczej tak, gdyż zeszłorocznym […]
Bycie geniuszem kina nie jest łatwym zadaniem. Wiąże się z niewyobrażalną presją, z którą borykać […]
Gdy twoje życie się wali, jedyne co możesz zrobić to spróbować ocalić ruiny. To właśnie […]
Gdy premierę miały pierwsze Gwiezdne Wojny, moi rodzice nie mieli mnie nawet w planach. Kiedy do […]
Nie jest łatwo być częścią muzyczną rewolucji, nawet jeśli odbywa się ona wyłącznie w ramach określonego gatunku. Niełatwo było zwłaszcza na początku lat 90-tych, kiedy w muzyce działo się dużo, szybko i głośno, a nowe gwiazdy gasły tak szybko jak rozbłysły. Boleśnie przekonuje się o tym bohater Edenu, Paul (Félix de Givry), którego poznajemy jako nastolatka zafascynowanego muzyką house, a zwłaszcza jego odmianą o nazwie garage.
Choć w mojej rodzinie język migowy był obecny od zawsze, nigdy nie było potrzeby, bym musiał się go nauczyć. Rozpoznawałem pojedyncze znaki, ale nie potrafiłem odczytać dłuższego przekazu. Dziś żałuję, że nie spróbowałem zgłębić tej formy komunikacji – być może lepiej zrozumiałbym Plemię Mirosława Słaboszpickiego. Czy jednak 20 lat temu mogłem spodziewać się, że na ekrany polskich kin trafi film w całości zrealizowany w języku migowym?
Zacznę nietypowo, bo od podsumowania: Jurassic World naprawdę jest bigger, scarier and cooler niż spielbergowski protoplasta dinozaurzej sagi. Do tej litanii przymiotników dodałbym jeszcze louder, bowiem prehistoryczne gady w filmie Colina Trevorrowa ryczą oszałamiająco głośno. W 1993 r. wystarczyło dinozaury odkrywać, by oszołomić widownię, ale 22 lata później ta taktyka nie jest już skuteczna. Bohaterowie Jurassic Worldodwołują się genetyki, która – miast być receptą na milionowe zyski – staje się przyczyną ich klęski.
Są dwie rzeczy, które najmocniej szkodzą seksualności na ekranie: pruderia i powaga. Nawet jeżeli temu czy innemu filmowcowi uda się wyzbyć przesadnej wstydliwości, ich wizje często spętane są więzami zbyt poważnego potraktowania tematu. Całe szczęście, że są jeszcze twórcy tacy, jak Josh Lawson, który w lekki i pomysłowy sposób opowiada o peryferiach ludzkiej seksualności.