Zieleń jest jednym z najważniejszych elementów krajobrazu. W zabudowie miast i wsi lub przy drogach wymaga jednak szczególnej troski i opieki. Wiele błędów popełnianych przez ludzi doprowadza ją do zniszczenia i obumarcia.
Wiele ze szkodliwych pseudozabiegów pielęgnacyjnych jest zabronionych, ale nikt nie zajmuje się egzekwowaniem przepisów, choć formalnie powinny zajmować się tym urzędy gmin. Mało tego, to włodarze sami podejmują niezgodne z prawem działania i często nic sobie nie robią ze zwracaniem na to uwagi.
Do takich działań należy usunięcie ponad 30% korony drzew. Zupełnie świeżym przykładem jest aleja prowadząca do kliczkowskiego pałacu. Nie ma słów, którymi to barbarzyństwo można opisać (zdj. tytułowe).
Tak postąpiono kilkanaście lat temu z dębową aleją w Kruszynie. Osłabione drzewa obumarły i potem je ścięto, likwidując de facto układ drzew.
Dziś niektórzy właściciele w nieskoordynowany sposób dosadzają nowe gatunki niszcząc przemyślaną kompozycję. Jej istniejące fragmenty są przykładem dla nie posiadającego żadnych uprawnień projektanta (bo nie wymagają tego przepisy), któremu starostwo zlecało projekty nasadzeń kompensacyjnych.
Inne przykłady takiej bezmyślności widać przy nadleśnictwie lub przy ulicy Jeleniogórskiej. Drzewa doprowadzono do formy słupowej.
Jeśli uda im się przetrwać pierwszy okres, to wypuszczają cienkie pędy. Mają one słabe związanie z pniem i po urośnięciu są dużo większym zagrożeniem podczas wichur niż normalne zdrowe konary.
Administracja leśna jest w szczególny sposób chroniona, ponieważ posesja nadleśnictwa jest sklasyfikowana jako las i nie podlega przepisom ustawy o ochronie przyrody, miasto zaś w ogóle nie zareagowało na zgłoszenie problemu. Za to prezydent szykuje „ogromną akcję sadzenia drzew”.
Inny typ działań niszczących i osłabiających drzewa prowadzi Zarząd Dróg Powiatowych. Widać to przy ulicy Lubańskiej a najnowszym przykładem jest droga do Wartowic. Mowa o podkrzesywaniu drzew, czyli zbyt wysokim niż wymaga ruch drogowy podcinaniu gałęzi od dołu. Wykonawca prac bez żadnych konsultacji z dendrologiem obcina wszystko po kolei do korony. Taka operacja zaburza statykę a rany po niewłaściwie obciętych konarach nie mogą się zabliźnić i stają się wrotami dla patogenów. Skutkuje to chorobami drzewa oraz ich przedwczesnym obumarciem.
Przeciwdziałanie temu napotyka ogromne trudności, bo te prace są prowadzone w łańcuchu zleceń starostwo – ZDP – wykonawca. I nikt nie chce się przyznać do nadzoru lub raczej braku nadzoru. Przy tej samej ulicy widoczne są też wieloletnie zaniedbania w gospodarce zielenią. Wielokrotnie przeciwnicy zieleni przydrożnej podnoszą zagrożenie dla ruchu, co nie jest całkiem zgodne z prawdą. Po ścięciu jednej z lip pozostawiono dużą karpę, który ulega powolnemu rozkładowi. Idąc tokiem myślenia wrogów zieleni, stanowi on takie samo zagrożenie. A wykorzystuje się do do składowania gruzu.
W zasadzie można panu staroście Gabrysiakowi podpowiedzieć, że to jest miejsce, gdzie z powodzeniem można posadzić nowe drzewo.
Finanse lokalnych samorządów narażane są ciągle na straty finansowe przez całkowity brak nadzoru podczas koszenia traw. Ul. Asnyka w Bolesławcu, okolice punktu szczepień w Nowogrodźcu czy ścieżki rowerowej w Warcie Bolesławieckiej, DW 297. To krótka lista miejsc, gdzie maszynami i kosami spalinowymi uszkodzono u podstawy pnie drzew.
Należy zdawać sobie sprawę, że koszt młodego drzewa może wynosić nawet kilkaset złotych. I nikt nie poczuwa się do troski o publiczne pieniądze. Nie wspominając o braku podlewania i pielęgnowania w pierwszych dwóch latach.
Kompletnie niezrozumiałe jest lekceważące podejście przez zarządców dróg do kwestii kosztowych, przy pełnej świadomości marnotrawienia publicznych pieniędzy. W tysiącach złotych można liczyć straty przy tzw. nasadzeniach kompensacyjnych, które wykonał ZDP na koszt Gminy Bolesławiec. Dwie poświęcone temu przedsięwzięciu publikacje nie przyniosły prawie żadnych efektów. Jedynym pozytywnym akcentem było obsypanie sadzonek korą i podlanie. Ponownie posadzono je w zbożu i część z nich już skończyła swój żywot w kombajnie.
Skąd wiadomo, że władze lokalne są tego świadome? Podczas czerwcowej sesji rady zastępca wójta gminy powiedział, że nic na to nie poradzą, że rolnicy koszą. Zupełne lekceważenie problemu w zakresie zajęcia gruntów publicznych oraz strat budżetowych. Jedynym sposobem na uniknięcie takich zdarzeń jest odtworzenie granicy, nie jest to żadna wiedza tajemna.
Tadeusz Łasica
… no, ale po co komu drzewa… tylko ptaki na nich siadaja i srają… na auta srają i na ludzi srają… Starosta to rozumie i Wójt to rozumie – rżną wszystko, co da się spieniężyć… bo drewno to tak, ale drzewa? ptaki tylko na nich siadają…