sie 9, 2021
1261 Wyświetleń
6 0

POD MASKĄ ZORRO

Napisany przez

KONKURS LITERACKI  „Morderstwo na śniadanie” trwa! Prezentujemy kolejny tekst wysłany na konkurs do naszej redakcji. Szczegóły dotyczące konkursu i wywiad z Iwoną Banach znajdziecie pod TYM linkiem w artykule ,,Niezwykły konkurs literacki – do wygrania książka ,,Morderstwo na śniadanie” Iwony Banach”.


,,POD MASKĄ ZORRO” LejdiM

Kapitan Żbikowski soczyście zaklął, waląc wielką jak bochen pięścią w blat biurka. Leciwy mebel zajęczał i zatrzeszczał, ale postanowił jeszcze wytrzymać tysięczne któreś uderzenie swojego wieloletniego użytkownika. Widać było jednak, że długowieczna kariera mebla w milicyjnej komendzie dobiega końca. Przeciwnie do śledztwa, które prowadził ten doświadczony podoficer z wydziału kryminalnego bolesławieckiej komendy MO. Potężnie zbudowany śledczy wstał, podszedł do okna i zapalił ostatniego klubowego wyciągniętego ze zmiętej paczki, którą rzucił do kąta, a która po chwili wylądowała tuż obok kosza. Było to bez znaczenia, bo i tak nie było w nim miejsca na kolejne odpady.

– Cholera, nawet do kubła już trafić nie potrafię – ryknął, wściekły na siebie za zawodową niemoc, a jego kolega zajmujący drugie biurko w dalszej części pomieszczenia skulił się, jakby był przekonany, że któryś z wulgaryzmów kolegi trafi go rykoszetem i zabije na miejscu. Czy tylko jemu wydawało się, że całe piętro komendy nagle ucichło?

– Czyli nie klei ci się w sprawie tych włamań? – spytał młody, chuderlawy brunet z cieniutkim jak wsuwka do włosów wąsikiem, podporucznik Kasztelan, do którego z niewiadomych przyczyn przylgnęła ksywa Zorro. Jak by tego było mało, koledzy za jego plecami często udawali, że wywijają szpadą i wycinają na jego pośladkach słynny znak „Z”. – Powiedz, co ustaliłeś do tej pory?

– Żadna z tych spraw jakoś mi nie pasuje do pozostałych. Sześć włamań w sześć miesięcy. Dwa domy, cztery mieszkania. Sześć różnych miejscowości. Żadnych śladów włamania, jakby ktoś za każdym razem wchodził używając oryginalnych kluczy. Wszyscy właściciele przebywali w czasie włamań poza miejscem zamieszkania. Wszyscy obrabowani to starsi ludzie mieszkający samotnie. Za każdym razem znikają wyłącznie cenne osobiste kolekcje: monet, znaczków czy sztućców, o których niewiele osób mogło wiedzie, oprócz znajomych czy rodziny. A żeby było ciekawie, żadna z ofiar nie miała wykupionego ubezpieczenia od kradzieży mienia… Włamywacze musieli doskonale znać miejsca przechowywania tych przedmiotów, bo nigdzie nie było zwyczajowego bałaganu wskazującego na chaotyczne poszukiwania. Po prostu używali pasujących kluczy i wchodzili jak po swoje…

– A nikt z poszkodowanych nie dorabiał aby ostatnio kluczy?

– Pytałem. Twierdzą, że nie. Nikt z nich nie znał kogokolwiek z pozostałych. Nic ich nie łączy.

– A jednak jest zbyt wiele elementów podobnych w tych wszystkich przypadkach, nie uważasz, Zenek?

Kapitan Żbikowski wydmuchał wielką chmurę dymu, którą ktoś z zewnątrz mógłby spokojnie wziąć za zarzewie pożaru. Ciekawe, czy gdyby komenda faktycznie płonęła, jakikolwiek przechodzień zadzwoniłby po strażaków, czy wszyscy gapie czekaliby, aż siedziba MO spłonie po same fundamenty, zastanawiał się podporucznik. Takie czasy, że nie wszyscy obywatele darzą ich instytucję jednakową sympatią…

– Wiesz, co? Daj mi te akta – zaproponował. – Posiedzę dzisiaj trochę dłużej i poczytam. Czasem tak jest, że patrzymy na coś, a nie widzimy wspólnych nitek. A ty zabierz żonę i dzieciaki do kina albo na lody. Daj swojej czaszce odpocząć, bo ostatnio zaczynasz zdaje się świrować od tej roboty.

Kapitan zgasił wypalonego do połowy papierosa w przepełnionej popielniczce, chwycił pulower przewieszony przez oparcie krzesła i rzucając w zamyśleniu „Masz rację, Jurek. Dzięki. Do jutra.” wyszedł z biura nieco zbyt mocno zamykając drzwi. Podporucznik Kasztelan jeszcze przez długą chwilę zaciskał dłonie na krawędziach biurka, na wszelki wypadek gdyby trzaśnięcie drzwiami miało wywołać zawalenie tej części budynku.

***

Do końca sensacyjno-kryminalnej powieści Alistaira MacLeana „Jedynym wyjściem jest śmierć” pozostało kapitanowi może ze dwadzieścia stron, a do dna wysokiej szklanki pozostało mu może ze trzy łyki piwa, kiedy zadzwonił telefon w przedpokoju. Wszyscy domownicy wiedzieli, że jeżeli aparat w ich mieszkaniu dzwoni po dwudziestej, jest to na pewno telefon do taty, więc i tym razem nikt nie ruszył nawet małym palcem u nogi, aby podejść i podnieść słuchawkę. A zwykle to któryś z pięcioletnich bliźniaków rwał przez korytarz na łeb na szyję, aby dopaść telefonu jako pierwszy i wrzasnąć do słuchawki „Śłucham, mieśkanie Źbikowskich!”.

– Gdybym wiedział, że nie siedzisz już w szlafroku, poprosiłbym cię, żebyś pofatygował się do biura – rzadkie są przypadki, że głos człowieka w słuchawce tak różni się od barwy głosu na żywo. A w przypadku podporucznika Kasztelana było tak, jakby rozmawiało się z dwiema różnymi osobami. Przez telefon brzmiał jak kosmita z innej galaktyki.

– Jeszcze nie gotowiłem się do snu. Kończę właśnie książkę – kapitan przełożył słuchawkę do prawej dłoni i sprawdził godzinę na zegarku. – W sumie to nie jest jeszcze tak późno, a ty masz po drodze, więc możesz wpaść, jeżeli już wpadłeś na coś interesującego…

– Oj, chyba wpadłem. Wezmę poloneza. Będę za osiem i pół minuty, bo nie będę się wygłupiał z włączaniem koguta.

Kapitan już nie raz miał okazję przekonać się o trafności czasowych prognoz swojego kolegi, ale na wszelki wypadek zapamiętał dokładną godzinę, minutę i sekundę odłożenia słuchawki. Dzwonek ukryty w pawlaczu nad drzwiami odezwał się dokładnie za osiem minut i dwadzieścia sześć sekund. Znów trafił, skubany. Oprócz tego talentu, Zorro miał też niezłego detektywistycznego nosa i wyjątkową intuicję. Ale za to na strzelnicy szło mu gorzej niż kapitanowi. Nie można mieć wszystkiego.

– Dzięki, że mi nagrzałeś miejsce – podporucznik Kasztelan zapadł się w przepastnym fotelu, który na pewno kiedyś był normalnym fotelem, ale stał się dużo głębszy pod wpływem ponad stukilogramowego, wytrenowanego na sprzęcie do ćwiczeń ciała swojego kolegi z wydziału. Wiedział, że idolem kapitana stał się kilka lat wcześniej nie kto inny, jak pochodzący z Austrii siedmiokrotny Mister Olimpia. Podporucznik rzucił okiem na książkę leżącą na ławie. – Fajna?

– Fajna. Jak to MacLean. Ale piwem cię nie poczęstuję, chyba że masz kierowcę – kapitan Żbikowski usiadł na wersalce po drugiej stronie stolika. Ten mebel wyglądał normalnie, jak zwykła wersalka. Widać pan domu rzadko z niej korzystał. – No mów wreszcie, co masz!

– Otóż przeczytałem dokładnie zeznania ofiar tych sześciu rabunków. Zrobiłem sobie pewne notatki w formie tabelarycznej. O, mam je tutaj… – podporucznik wyjął z kieszeni koszuli zmiętą karteczkę, którą położył na blacie stolika i suwając po niej kantem dłoni, starał się wygładzić. Pognieciona kartka nie wytrzymała i rozerwała się na dwie części. Nie dostałby za to pochwały ani od komendanta, ani od Sherlocka Holmesa. Ale kapitan zaczął słuchać z uwagą. – Zobacz, stary, co jeszcze łączy te wszystkie te przypadki…

***

Niejaki Przemysław Serafin podobno wyglądał na całkowicie zaskoczonego, kiedy kapitan Żbikowski wparował wraz z czterema umundurowanymi funkcjonariuszami do siedziby biura nieruchomości, którego cwany złodziej był pracownikiem. Człowiek ten zupełnie nie pasował kapitanowi do wizerunku perfidnego włamywacza, wykorzystującego łatwowierność starszych osób, które zechciały powierzyć sprawę planowanej sprzedaży swoich nieruchomości profesjonalistom.

Facet został opisany przez jego ofiary jako przyjacielski i bardzo miły, a swoim wyglądem i zachowaniem wzbudzał ponoć wyjątkowe zaufanie samotnych staruszków. Bez najmniejszych oporów opowiadali mu historie rodzinne i pokazywali cenne pamiątki. Bez najmniejszej wątpliwości i bez cienia podejrzenia powierzali mu także zapasowe komplety kluczy do domów i mieszkań, aby agent mógł przyprowadzać potencjalnych kupców i pokazywać im lokum podczas ich nieobecności.

A potem, spokojni o swoje sprawy, którymi zajmował się przecież wspaniały pan Przemuś, z fałszywym poczuciem bezpieczeństwa wyjeżdżali do sanatoriów. Oczywiście każda ze starszych osób nie omieszkała pana Przemusia o tym fakcie uprzednio z radością poinformować…

THE END


Serdecznie gratulujemy autorce pomysłu i rozwiązania zagadki oraz lekkości stylu! Dajcie znać w komentarzu, jak podoba się Wam ta historia!

Wszystkich uczestników konkursu zapraszamy po odbiór butelki akcji #pijezkranu! Przypominamy: Zwycięskim opowiadaniem nagrodzonym książką zostanie to z największą ilością polubień (dowolnych reakcji) na Facebooku Bolec.Info i wyświetleń na portalu Bolec.Info i bobrzanie.pl (sumujemy: liczba wyświetleń artykułu na portalach + reakcje z udostępnionego posta z danym tekstem na Facebooku). Podliczenie ilości wyświetleń i reakcji nastąpi 11 sierpnia. Szczegóły konkursu POD TYM LINKIEM.

Kategorie:
konkursy
https://www.bobrzanie.pl

Masz temat? Masz problem? Coś Cię wkurza albo cieszy? Napisz do nas maila lub zadzwoń na numer 696 373 113.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish