paź 29, 2020
2734 Wyświetleń
6 1

Studiuję w Bolesławcu

Napisany przez

Studiuję w Bolesławcu. Aż się łezka w oku kręci, jak to nasze miasto się rozrosło. No ale dobrze, zanim oskarżycie mnie o kłamstwo (bo przecież sprawdzicie z ciekawości w internecie i wyraźnie będziecie mogli zobaczyć, że uczelni wyższych w naszym mieście nie ma), już tłumaczę. Zostałam w tym roku studentem dziennych wieczorowych studiów stacjonarnych zaocznych online.

Na immatrykulacji ślubowałam, że nie będę biegać po śliskiej podłodze uczelni w kapciach muzealnych, smarować schodów olejem w celu zaatakowania personelu naukowego szkoły, dewastować okien przy próbie wyskoczenia przez nie oraz przyklejać gum do żucia pod stołami w salach wykładowych. Wszystko to na pewno spełnię, bo w budynku mojego wydziału nie pojawię się do końca pierwszego semestru. Chyba że odkryję jak można zniszczyć mienie szkoły zdalnie. (Jedyne co  przychodzi mi do głowy to zhakowanie serwerów, ale one i bez pomocy z zewnątrz ledwo zipią. Wierzę jednak w ułańską fantazję polskich studentów i czekam, co jeszcze zdarzy się na tym poziomie.) Ślubowałam też pewnie inne rzeczy, łącznie z godnym reprezentowaniem placówki na zewnątrz, ale nie pamiętam już dokładnie, bo robiłam to między kolejnymi kęsami kanapki w kuchni rodzimego bolesławieckiego mieszkania, lewym przyciskiem myszy. Na stronie uczelni, gdzie na zielono migał prostokątny, elektroniczny guzik z napisem: ,,ślubuję”.

Na inauguracji byłam obecna. Czułam się wręcz wyróżniona, bo oprócz mnie na sali byli tylko rektorzy i prodziekani w słynnych togach oraz opiekun roku. Miałam bardzo dobre miejsce do oglądania ceremoniałów wykładowców wyższej uczelni, bo z balkonu. Nie musiałam mrużyć oczu, żeby zobaczyć dokładnie prezentację. Była udostępniona w dużym oknie, natomiast prowadzącą wykład widziałam w małym kwadracie na dole ekranu, pięknie wykadrowaną przez najazd kamery. Czasem tylko nie byłam pewna, co mówi. Dźwięk mi niknął. W Bolesławcu jeszcze nie mam światłowodu.

Wtedy, zaraz na początku, jeszcze myślałam, że studia będę mieć hybrydowe. Rano zajęcia stacjonarne dwa razy w tygodniu, po południu każdego dnia zdalne. Ktoś jednak nieco za dużo myślał przy ustalaniu planu. Zajęcia na uczelni zostały mi przydzielone odgórnie w piątek i poniedziałek. W te same dni miałam mieć też popołudniowe online. Szczodra uczelnia pozostawiła studentom półgodzinny margines czasu na powrót z Katedry do domu i odpalenie internetu. Dla wielu zbyt krótki, żeby móc dojeżdżać pociągiem. Ktoś z pewnością za dużo myślał, ponieważ wszystkie zajęcia dzień w dzień według planu kończę o godzinie 21.00. Dwa razy sprawdzałam dla pewności w systemie, ale mimo rekrutacji na zajęcia dzienne stacjonarne, zostałam połowicznym studentem wieczorowym online. Westchnęłam.

O tym że będą tylko zdalne, a nigdy hybrydowe, dowiedziałam się, siedząc w wynajmowanym mieszkaniu w jednym z tych Dużych Miast, w którym miałam studiować. Był to tym samym wieczór przed pierwszym dniem pierwszych zajęć pierwszego kierunku pierwszych studiów w moim życiu. Na wspomniane wyżej pierwsze zajęcia spóźniłam się o trzykrotność studenckiego kwadransu, ponieważ podana przez uczelnię platforma streamingowa nie chciała być kompatybilna z moją wersją oprogramowania. Westchnęłam.

Tego samego dnia odebrałam w Katedrze Uczelni w Dużym Mieście legitymację studencką. Administracja jako jedyna dalej siedziała w papierze stacjonarnie. Całkiem rozbawiło mnie, że w dobie pandemii w XXI wieku, kiedy wszystko jest online, łącznie z zajęciami, po odbiór legitymacji (dla odmiany plastykowej, nie z papieru) należy przyjść z kompletem dokumentów. Wydrukowanym ze strony internetowej Wydziału Uczelni. Oraz wydrukiem potwierdzenia z banku przelewu internetowego za legitymację. Tego samego przelewu, który robiłam bezpośrednio z internetowej strony systemu rekrutacyjnego. Ostatniego dokumentu zapomniałam. Pani najpierw nie była w stanie mnie usłyszeć przez szybę ochronną z plexi, swoją przyłbicę i moją maseczkę, a kiedy już mnie usłyszała, nakrzyczała na mnie stosownie. Spytałam, czy mogę donieść dokument w innym terminie. Kazała przesłać go pocztą studencką w formie pdf na adres administracji wydziałowej. Czyli jednak da się elektronicznie. Westchnęłam.

Kiedy decyzja rektora ostatecznie zapadła i było nią całkowite przeniesienie zajęć na zdalne, pojawiłam się w Dużym Mieście po raz drugi i ostatni w całym semestrze, żeby zabrać jeszcze nie do końca rozpakowane rzeczy z powrotem do Bolesławca. A teraz studiuję tutaj. Nie narzekam, bo w gruncie rzeczy jestem introwertykiem i pasuje mi siedzenie na wykładzie w piżamie w grochy i popijanie kawy w dużym kubku z bolesławieckimi stemplami. Niektórzy mi współczują, że nie mogę zaznać prawdziwego studenckiego życia, że pierwszy rok jest najważniejszy pod względem towarzyskim i aklimatyzacyjnym. Pocieszam ich, że jeszcze zawsze mogę nie zdać i mój pierwszy rok nie skończy się na jednej powtórce. Mogę też zacząć kolejny kierunek lub zmienić aktualny, i pierwszy rok na nowym wydziale uznać za nowy początek. Już bez pandemii. Tak czy inaczej, mogę jeszcze poczekać. Inni nie czekają i wyrywają się na integracje, imprezy studenckie i szukają możliwości, żeby zobaczyć się na żywo. Dostaję kilka zaproszeń na domówki. Patrzę na słupki zachorowań. Zostaję w domu i sięgam po książkę. Wzdycham.

Studiująca w Bolesławcu – Karolina Zdunek

Kategorie:
blogi · kultura
https://www.bobrzanie.pl

Masz temat? Masz problem? Coś Cię wkurza albo cieszy? Napisz do nas maila lub zadzwoń na numer 696 373 113.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish