Dziś w Polskim Radio miała miejsce intensywna dyskusja o tym, czy to dobrze, czy źle, że od 2011 roku podniesiona zostanie dozwolona prędkość jazdy na krajowych „autostradach”. Natychmiast, jak to ja, zadałem sobie pytanie – czy to, że mogę w sklepie kupić 2 litry wódki, oznacza, że muszę je natychmiast wypić. Na raz. Czy to, że mogę kupić młotek – oznacza, że muszę nim walić siebie, lub innych po głowie. Czy to, że coś zrobić mogę – oznacza zaraz, że zrobić to muszę?
Syndrom ptaszka pozbawionego klatki polega na tym, że gdy już wspomniany ptaszek znajdzie się w przedstawionej sytuacji – załamuje się jego system wartości. Dochodzi do frustracji, kryzysu tożsamości. Nie wzięli tego widać pod uwagę rządowi specjaliści PR rządu RP, który rzucił społeczeństwu na żer podniesienie dozwolonych prędkości na drogach (i autostradach, których mamy w kraju ze 300 km, z czego 150 bez pasa awaryjnego). Stara Europa, mająca tysiące kilometrów superdróg – prędkości maksymalne systematycznie, od kilku lat ogranicza. W imię bezpieczeństwa, a przede wszystkim w imię walki z emisją CO2 i mitycznym ociepleniem klimatu (jeśli rzucicie okiem za okno – to będziecie wiedzieć, o co chodzi).
Każdy więc, kto ma nieco oleju w głowie, wyczuwa, że cała ta nasza krajowa akcja, to kolejna medialna flara, mająca odwrócić pod koniec roku, uwagę od nadchodzącego nieuchronnie krachu. Po polskich drogach i tych tzw. autostradach ci, którzy chcą, zapieprzają od lat z nadmierną prędkością, bo doświadczony kierowca numery i miejscówki polskiej drogówki zna po prostu na pamięć. A niedoświadczony idiota – zapieprza, gdyż jest idiotą.
Polacy, od czasów komuny, nie otrzymali zbyt wiele pól wolności, które pozwoliłyby im tak naprawdę posmakować, czym w istocie ta wolność jest. To im zakazywano handlować na chodnikach, to zabroniono jeździć bez pasów, pić piwo na powietrzu, czy palić w knajpach. Każdy rok – to krok wstecz od wolności. A tu nagle masz! Nikt wprawdzie nie wie dlaczego, ale można bezkarnie jeździć o 20 km/h szybciej.
Kontrowersyjnie – dla mnie taki smak wolności to właśnie młodzieniec wsiadający na japoński motocykl i zabijający się z jego pomocą przy prędkości 250 km/h.
Piękny przykład egzystencjalnej swobody wyboru.
Największą liczbę wypadków powodują młodzi kierowcy. Osoby w wieku produkcyjnym, odprowadzające składki. Przecież w ten sposób (mając na uwadze kiepską jakość polskich dróg) przyzwalają na „wybijanie grupy wpływów”… budżetowych. Kto utrzyma później emerytów? Lolka, wrzucaj czwórkę i nie kombinuj. To, że Ci łyso, nic nie pomoże – składki trzeba odprowadzać, a nie liczyć na to, że ktoś Twemu szwagrowi hot-doga postawi w Twojej intencji.
Zajarzono nam imponującą prędkością po iluzorycznych autostradach
Czego to nie usłyszałem a’propos tego niezwykłego poszerzenia dozwolonych prędkości w różnych audycjach radia i TV w stylu na żywca ze słuchaczami i widzami. Zaraz zajarzyła mi pamięć przypomnieniem sławetnych, socjotechnicznych zagrań komuny: gdy zdrożały artykuły spożywcze oraz dobra związane z zaspakajaniem najelementarniejszych potrzeb ludności, to w rekompensacie potaniały lokomotywy.
Obecnie również! Na powitanie A.D. 2011 rząd siarczyste podwyżki utrzymania próbuje zgasić tym cynicznym pseudo przywilejem puszczania gotówki w ponad 5 złotowych kwantach/litr paliwa.
– No bo nikt, w wielogodzinnych wywodach prowadzonych na żywo propagandystów, ani lizusów: słuchaczy i telewidzów nie zajarzył, że każdy samochód z silnikiem: dieslem, czy benzynowym, a także niekonwencjonalne – że te silniki mają maksymalny moment obrotowy przy konkretnej prędkości obrotowej – co się przekłada na konkretne ekonomiczne prędkości na poszczególnych biegach.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że jadąc na 5 biegu z prędkością obrotową 2000 obr/min spalimy możliwie najmniej paliwa, jadąc z prędkością dla średniej klasy auta, nie przekraczającą 110 km/godzinę.
Kto chce jechać szybciej przepali rodzinną mamonę w hiperbolicznej zależności od nadmiaru prędkości ponad te 110 km/na godzinę, nie licząc oleju silnikowego, który wnet zajarzy lampką minimum.
Rząd nie wycofał się z idiotycznego wymogu całorocznej jazdy na światłach mijania, co niczemu nie służy, bo liczba wypadków okazała się być niezależna od tego faktora, ale na tle całej Europy, gdzie takiego obowiązku nie ma kompromituje się i wyjmuje nam z kieszeni na dystansie każdych 100 km dodatkowe złotówki za każde zmarnowane w ten sposób 1,5 litra paliwa.
@Tryton,
„ograniczenie prędkości jako metoda sterowania przyrostem naturalnym”
Jak se pomyślę, że grzałam 160 bez pozwolenia, to mi sie zara łyso robi :)
Zasiłki pogrzebowe POobcinano o 50%, ale dozwoloną prędkość zwiększono o „ileś tam %” (liczyć się nie chce). Do tego ubezpieczenia, części, paliwo, wynajem knajp na stypę, nowy garnitur (bo jakoś trzeba się pokazać przed rodziną denata szwagra z Zabrza, co to Go się nie widziało 20 lat), paliwo, wóda, hot-dog, redbull i gumy do żucia… Zaczynamy wychodzić na swoje :p
@Tryton – to jedna strona medalu. Druga to kiepska sytuacja w ubezpieczeniach komunikacyjnych – które ostatnimi laty są ponoć dobite wypłatami z likwidacji szkód. Wypłaty zasiłków pogrzebowych z ZUS (jak wiadomo obcięte już z tego tytułu przez rząd.) Koszty leczenia ofiar wypadków. Wprowadzenie tolerancji błędu – to również zmniejszenie możliwości strzyżenia tysięcy kierowców „po stówce” za pomocą gminnych fotoradarów i krzaczanych patroli – bo to było do tej pory powszechne. Sam zapłaciłem takich mandatów w ciągu ostatniej dekady z tuzin. Uważam, że to pociągnięcie czysto „pijarowe”. 10 cichych kopów w zadek zza węgła i jedno głaśnięcie w świetle fleszy. Standardowe działanie rządu PO, któremu kończy się powoli jedyny powód wielkiego politycznego sukcesu – czyli PiS.
Więcej wypadków, kolizji to większy ruch w interesie ubezpieczeń, zakładów pogrzebowych, części samochodowych, większe zużycie paliwa itp… Czytaj, wiekszy PKB i wpływy do kieszeni państwa.