Branża turystyczna jest rodzajem działalności wymagającą cierpliwości, współdziałania instytucji, firm i ludzi. Wyjeżdżający za granicę wiedzą, jak to działa w miejscach, gdzie turystyka jest źródłem dochodu. Bolesławiec z okolicą nie stanie się mekką turystyczną, ale ma swój urok i niejednego przyciągnął lub przyciągnie.
Warto więc, żeby odwiedzający i mieszkańcy mieli możliwość skorzystania z solidnego źródła informacji.
I żeby było gdzie zaparkować. Nie chodzi oczywiście o samochody osobowe, ale o autokary. Jedyne miejsce nadające się do postoju autobusu znajduje się między kinem Forum a szkołą pijarów. Mieści się tam jeden autobus, drugi zastawia wjazd na podwórko banku. Kiedyś można było zaparkować koło dworca kolejowego lub autobusowego. Dziś jest to niemożliwe. Zdesperowany przewodnik może zaparkuje na tak zwanym „placu porażki” pomiędzy Zgorzelecką a Dolnymi Młynami. Wątpliwą atrakcją byłoby jednak prowadzić grupę przez bałagan i brzydotę tej części miasta. I pierwsze wrażenia turystów byłyby z pewnością nie do zatarcia w pamięci. Tej negatywnej.
W powiecie bolesławieckim i jego gminach każdy prowadzi swoją politykę. W sercu powiatu, niczym w prawdziwej metropolii, funkcjonują dwie informacje turystyczne, które działają na zasadzie chłodnej tolerancji. Obie utrzymywane są przez miasto; za jedną płaci BOK-MCC, za drugą Muzeum Ceramiki. Ta kuriozalna sytuacja jest efektem rezygnacji Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej z prowadzenia punktu na Rynku.
Proponuję, żeby każdy zainteresowany wcielił się teraz w rolę turysty i spróbował uzyskać jakieś materiały o mieście lub okolicy. Kilka bezpłatnych ulotek, jeden malutki przewodnik, plan miasta, kilka gadżetów nawiązujących do ceramiki bolesławieckiej oraz ceramika. Najlepsze nawet chęci pracowników nie ukryją faktu, że ich miejsce pracy jest traktowane po macoszemu. I to odbijające się od pustych ścian echo w punkcie informacyjnym w Rynku, które pogłębia wrażenie pustki. Mili pracownicy chcący pomóc sami są świadomi sytuacji. Kilka lat temu pewna instytucja przygotowywała tzw. study tour dla przedstawicieli jednej z chińskich prowincji. Jej pracownica zadzwoniła do informacji turystycznej, z której przekierowano ją do autora, który nie ma o to żadnych pretensji. Finansowo było to bardzo korzystne, ale czy tym nie powinna się zająć kompetentna osoba na szczeblu miejskim?
Druga sytuacja dotyczyła rozgłośni RBB (Rundfunk Berlin-Brandenburg). Pani redaktor przygotowywała program o ciekawych miejscach do odwiedzenia w Polsce. Wyjechała zadowolona, że ktoś poświecił jej czas. Niestety korzyści autor żadnej nie odniósł, ale może należało wystąpić do miasta o jakąś gratyfikację?
Lokalnie mamy problem pewnego rozdarcia, bo na północy są Bory Dolnośląskie, na południu region podsudecki, na zachodzie zaś fragment Górnych Łużyc. Nie ma sensu tworzyć takiego turystycznego rozdrobnienia, może całość traktować jako ziemię bolesławiecką? Bo nawet jeśli turysta będzie spał w ościennej gminie, to i tak przyjedzie do miasta.
W 2012 r. starostwo promowało z pieniędzy unijnych Bory Dolnośląskie. W jego ramach ustawiono tablice informacyjne, zrobiono stronę www oraz film. Ale projekt się skończył i wszyscy uznali sprawę za minioną. Życie w czasach komputerów ma jednak swoje reguły. Do 27.09 na stronie powiatu znajdował się link do stworzonych wtedy materiałów. Zdziwienie w urzędzie było olbrzymie (projekt zamknięty, tej strony nie ma), gdy autor wskazał, że pod adresem strony www znajdowały się takie borówki, że zrzut ekranu przed publikacją wymagał mocnego użycia funkcji wytnij.
Jedna ze stworzonych wtedy tablic informacyjnych o mieście i okolicy stoi obok siedziby starosty (Okrąglak). Na podstawie znajdujących się na niej błędów, można stwierdzić, że autor treści miasta nie zna.
No i ten adres www, który dziś reklamuje pornograficzną stronę.
Miasto w ramach własnych działań i programów ustawiło swoje tablice informacyjne. Trzy programy, trzy szaty graficzne i całkowity chaos przestrzenny. Czy nie warto zastanowić się nad wprowadzeniem czegoś jednolitego i estetycznego?
Stworzony w 2006 r. program Śladami słynnych Europejczyków jest ciągle obecny w sieci. Jednak brak polskich znaków w tekście splendoru miastu nie dodaje.
Pozostałe gminy nie mają ze zrozumiałych względów punktów IT. Zamieszczają nieco informacji na swoich stronach internetowych. Czasem dobrych, ale też i kolokwialnie mówiąc gniotów. W przypadku gminy wiejskiej Bolesławiec, dzieciom ze szkół należy zakazać zaglądania do historii gminy. Bo uczeń, który w pracy domowej napisze o Geografie Bawarskim, który w XIX w. rozpoczął historię pisaną i opisał plemiona słowiańskie lub Milczanach na terenie ziemi bolesławieckiej w najlepszym wypadku narazi się na ośmieszenie. Wysłane do UG uwagi zostały zignorowane. Nieco inna kwestia to tabele ewidencji konserwatorskiej potraktowane jako opis zabytków.
Dochodzą jeszcze strony komercyjne z innymi, odkrywczymi ciekawostkami.
O logo jednej z rynkowych restauracji można powiedzieć, że grafik modlił się jak projektował. Ten ustęp niech stanie się zagadką krajoznawczą. Jeśli wśród czytelników znajdą się chętni do jej rozwikłania, to podpowiedzią jest pierwsze zdjęcie.
Dlaczego nikt nie pomyśli o stworzeniu jednolitej porządnej informacji dla wszystkich gmin powiatu bolesławieckiego? Wydanie mapy, poradnika noclegowego, opisu atrakcji turystycznych w okolicy jest z pewnością możliwe przy współpracy zainteresowanych stron. Uczniowie z Bolesławca jeżdżą na praktyki do Niemiec (informacja ze strony powiatu), więc może nowym włodarzom i urzędnikom przedstawią tę subtelną różnicę między promocją turystyki po obu stronach granicy. Bo aktualni tego zupełnie nie są w stanie pojąć, a jakaś grupa ludzi w okolicy z turystyki jednak żyje.
ps. Podziały administracyjne zmieniały się na przestrzeni wieków. Pod władzą rajców miejskich znajdowało się kilkanaście wiosek w okolicy. Na startowym zdjęciu znajduje się inskrypcja o rządzących i bezpieczeństwie mieszkańców pod ich rządami. „Borówkową” sprawę autor sam zgłosił do starostwa. Goniący za sensacją zrobiliby z tego zupełnie inny materiał.