Niewielkie niedopatrzenie stało się początkiem wzmagającej się fali nieustającego świętowania. Bolecki festiwal ceramiczny Czerep’s Days rozpoczął się, jak co roku. Nestor boleckich czerepników Bronisław Promesa odebrał od prezydenta miasta Mieczysława Mariana klucze od bram Bolca. Niestety z końcem święta zapomniano mu je odebrać. Efekt – ceramicy, ale i wielu innych mieszczan, nadal chcą podtrzymywać świąteczny nastrój.
Zaczęło się od czerepników. Wprawdzie udało się ich w niedzielę przegonić z Rynku, ale już następnego dnia w bramach i zaułkach pojawili się producenci ceramiki pokątnie sprzedający swoje wyroby. Gaweł Ryb z miejscowej manufaktury opracował mapę miejsc niedostępnych dla wizyjnego monitoringu miasta i zaczął pojawiać się w nich regularnie z kolorowymi czerepami. Staś Karolik zwany Liliputem rozpoczął tworzenie sieci bramnych sprzedawców, którym towar dostarczały lotne brygady rowerowe. Cały proceder zrazu dyskretny i konspiracyjny powoli jednak stał się coraz bardziej jawny, ośmielając kolejnych producentów. A wokół Bronisława Promesy utworzyły się oddziały interwencyjne Bractwa Czerepowego, które strzegą klucza do miasta.
Najmniejszego kłopotu z konspiracyjnym kontynuowaniem święta nie miały Fajansoludy. Spotykając się na co dzień w „Glinianej Suterenie” nie musiały specjalnie ukrywać swoich uglinionych ciał. Ale i oni coraz śmielej opuszczają piwnice i zanotowano już przypadki przychodzenia do pracy do boleckich biur i firm ludzi ubielonych gliną od stóp do głów.
W ogóle konspirować nie musiały Centkówki. Staś Karolik najpierw nosił się z zamiarem wydania służbowego polecenia malowania się pracowników firmy kobaltowym błękitem, ale oni sami zaczęli spontanicznie spryskiwać się stempelkami w sprayu. Obecnie rozważany jest pomysł utworzenia oddziału szturmowego Centkówek, który urządzałby przemarsze trójek zaczepnych po ulicach miasta.
Zwykli mieszkańcy Bolca zaczęli dyskutować o tym, które elementy Czerep’s Days powinny być kontynuowane. Swoich zwolenników znalazła propozycja koncertu non stop na mobilnej scenie. Inni byli za ustawicznym budowaniem najdłuższego stołu z zastawą ceramiczną. Dzieci chciałyby uczestniczyć od września (zamiast szkoły) w ceramicznych animacjach. Ale póki co najwięcej chętnych zjednał pomysł zbudowania gigantycznego pieca ceramicznego, który powstałby przez połączenie jednym kominem wszystkich boleckich pieców, z piecem ojcem „Pankracy” w Zakładach Energetyki Letniej na czele.
Te oddolne inicjatywy są zagadką dla władz Bolca. Policia i Straż Męska wykazują na razie dużą dozę tolerancji. Wydział promocji boleckiego urzędu zastanawia się nad ewentualnymi formami upermanentnienia święta. Jednym z jego elementów mogłoby być zrzucenie na Bolec bomby glinowej, która upstrzyłaby tym zdrowonośnym surowcem całe miasto.
Mieczysław Marian nie wypowiedział się jeszcze publicznie w tej sprawie. Nie przypuszcza się jednak, żeby chciał poprzeć wydłużenia w jakikolwiek sposób Czerep’s Days. Mówi się raczej o odzyskaniu przez niego od Promesy klucza do miasta. W grę wchodzi podobno zamiana go na informację o sposobie na odvatowanie produkcji czerepów.
Natomiast Bolecki starosta Przybył Cezaryl już przygotował uchwałę dla rady powiatu o utworzeniu na miejscu byłego gimnazjum Międzynarodowego Centrum Fajansoludycznego. Miałoby ono status ustawicznego smarowania gliną osób, które znajdą się w zasięgu glinowych rozpylaczy.
A póki co ulice miasta znaczy biały pył osypujący się z Fajansoludów i kolorowe stempelki spadające z Centkówek. Z okien słychać coraz głośniejszą muzykę, wypełniającą pustkę po kakofonii dźwięków, które niosły się ze świątecznych scen. Miejski handel zawłaszczany jest przez sprzedawców czerepów. Na podwórkach dzieci animują artystycznie glinianie tworzywo. Bolczanie już zaczęli przeglądać swoje piece w nadziei przystosowania ich do wypału ceramiki. I tylko z okolicznych kopalni dochodzą nieśmiało wieści, że … kończą się złoża gliny.