Do przebieranek w polityce w zasadzie wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić i przestało nas to zaskakiwać. Jednak te, czynione właśnie pod sztandarem obecnie bezpartyjnych, to wyższa szkoła szycia kożucha z owcy, na którym prawie nie widać szwów.
Większość z tych, obecnie bezpartyjnych właśnie dzięki partii wygrała wiele lat temu wybory do samorządu. To dzięki wsparciu partii zostali marszałkami, prezydentami, burmistrzami, wójtami i radnymi. Niektórzy pamiętają jeszcze te kaczuszki i jabłuszka podczas kampanii wyborczej, kiedy bycie w partii mogło dać konkretne korzyści. Dziś zostały z tego ogryzki, piórka w zębach i urąganie pod adresem partii matki… Czy zatem uczniowie przerośli mistrza? Czy ich odcięcie się od partii to pragmatyzm praktykujących od lat samorządowców?, kłótnia w starej partii?, nowa moda?, cwaniactwo?, czy po prostu skutek poczucia własnej siły? Wydaje mi się, że to suma tych zjawisk.
W roku 2015 te, szyte grubymi nićmi kożuchy, dostrzegł Paweł Kukiz przed wyborami do Parlamentu i Prezydenta RP. Poznał on hipokryzję rządzących od dekad obecnie bezpartyjnych samorządowców, zarzucając im stworzenie prywatnych, bezpartyjnych folwarków, klik i sitw na poziomie samorządu z mediami i telewizją, na krótkim postronku włącznie. Kukiz zarzucał, że to, co zrobili z polityką samorządową jest gorsze od (jak to obecnie bezpartyjni głoszą) partyjnego ubezwłasnowolnienia i betonu. Dostrzegł to i poszedł własną drogą wprowadzając swoich ludzi do Parlamentu. Na tamten pociąg obecnie bezpartyjni się nie załapali, zeszli z dworca i schowali kożuchy do kufra żeby mole nie zeżarły.
Od tamtego czasu o obecnie bezpartyjnych było raczej cicho, a powodem do wyciągnięcia, wytrzepania owczych futer i wymiany weń szwów na mniej widoczne stały się wybory samorządowe 2018 i kolejne, parlamentarne w 2019r. Obecnie bezpartyjni postanowili zatem się policzyć i zwołać konwencję. Na ów zlot każdy, z obecnie bezpartyjnych, zabrał ze sobą grupę tych, którzy dzięki swojemu liderowi mają (lub chcieliby) co do garnka włożyć. Co ciekawe, zaproszenia na konwencję obecnie bezpartyjnych wysłało do radnych również nasze Starostwo Powiatowe, w którym, jak wiemy, rządzi starosta z PO i, już zapewne obecnie bezpartyjna, koalicja PO+SLD+Forum prezydenta. Szwy kożucha w naszym samorządzie zostały tak finezyjnie zamaskowane, że już nawet partyjni-bezpartyjni czasem nie wiedzą kto jest bezpartyjnym-partyjnym, a wszyscy oni tworzą jedną, wielką bezpartyjno-partyjną rodzinę, ufff…
Mamy więc cztery rodzaje owiec: Te przebrane – kreatorzy. Te, które wiedzą o układzie, czerpią korzyści i siedzą cicho. Te świadome, które się na tym poznały oraz te nieświadome, które faktycznie chcą dobrze, ale niekoniecznie chcą, żeby ktoś zrobił z nich barana. I właśnie dla tych ostatnich przede wszystkim powstał ten tekst.
(fot. pixabay)
Idą wybory, więc zaczyna się rytualny taniec, przywdziewanie obcych piórek, zakładanie masek i mamienie wyborców. Mnie owi „bezpartyjni” kojarzą się ze starszą panią, która po kilku nieudanych małżeństwach stwierdza, że jednak woli pozostać panną ;-)
Wprawdzie, parafrazując klasyka, „wszystkie partie poobrażane”, ale jakby pojawiła się oferta startu w posły, to pewnie te partie takie złe by się nie okazały. Jest jeszcze jedna możliwość, o której mówił w Radio Wrocław sam lider obecnie bezpartyjnych; mianowicie w przypadku zmiany ordynacji wyborczej, w której do startu dopuszczono by wyłącznie partie polityczne, obecnie bezpartyjni zmuszeni by byli założyć… partię (sic!) :) Problem tylko może być z nazwą partii, ale to już wyższa szkoła woltyżerki oksymoronów.