Bardzo lubię słuchać opowieści Babci mojej Żony o tym jak wyglądało życie w powojennym Bolesławcu i jego okolicach. Mimo wieku, Babcia doskonale pamięta jak trudne to były czasy. Było ciężko, nie tylko z uwagi na brak podstawowych warunków do w miarę znośnego życia, ale także z powodów społecznych i kulturowych.
Babcia pochodzi z Polski centralnej, ale powojenne losy rzuciły ją i wielu innych Polaków na ziemie odzyskane – do Bolesławca. „Tam byli Francuzi, tam Rosjanie, tam Jugosławianie, tam Kresowiacy, a tam my, z centralnej Polski” mówiła m.in. o polskich repatriantach Babcia, pokazując ręką w różne kierunki miasta. Podobne relacje słyszałem z ust innych, sędziwych bolesławian. Bolesławiec mimo, że nasz, polski, był istnym tyglem kulturowo-społecznym, w którym bardzo często się gotowało. „Tamtędy nie można było pójść, bo Jugosławianie bili i trzeba było iść na około kilka kilometrów, za rzekę… Jak Jugosławianie podrywali polskie dziewczyny, to nasi chłopcy prali ich ile wlezie i to za nic. A Rosjan bali się wszyscy” – opowiadała Babcia. Niemal każda zabawa, czy potańcówka musiała zakończyć się ostrym mordobiciem na tle pochodzenia. Trudne to były czasy… ale to na szczęście przeszłość.
W ciągu tych 70. lat wspólnego życia pokoleń, budowania wspólnych relacji raczej udało się zniwelować głupie stereotypy i antagonizmy wynikające właśnie z braku zrozumienia dla innych kultur. Udaje się te rowy zasypać budując bolesławiecką wspólną społeczność – naszą małą bolesławiecką ojczyznę. Dzieje się tak, bo przekonaliśmy się, że to skąd pochodzimy wcale nie musi nas, Polaków dzielić, a wręcz przeciwnie. I wcale nie mam na myśli, abyśmy stali się tacy sami (kulturowo), bo przecież w różnorodności siła, ale we wspieraniu tradycji kulturowych warto zachować równowagę, bo niestety można obudzić demony przeszłości.
Oferując swoją pomoc w misji jaką powinien nieść samorząd, władze miasta i powiatu nigdy nie pytały o pochodzenie. Nie pytały i nigdy pytać nie powinni, bo wszyscy jesteśmy Polakami. Tymczasem, w te wakacje, powiat bolesławiecki rozpoczyna, rękami MDK, projekt „Nasza Bośnia – język polski łączy narody i pokolenia” kolonie dla dzieci z Bośni i Hercegowiny. W ramach projektu przygotowano także dziesięć miejsc o statusie półkolonii dla osób z Polski. Warunkiem uczestnictwa dla młodzieży z Polski jest m.in. pochodzenie z rodziny repatriantów z terenów dawnej Jugosławii, potwierdzone oświadczeniem rodziców potencjalnego uczestnika półkolonii (sic!). Oświadczenie powinno zawierać dane osobowe repatriantów oraz datę powrotu do kraju i miejsce zamieszkania.
Kiedy przeczytałem, jakie warunki powinien spełnić mody człowiek, który chciałby wziąć udział w półkolonii „łączącej narody i pokolenia” ze swoimi kolegami z BiH i jakimi dokumentami powinien się uwiarygodnić – ręce mi opadły, a w myślach przypomniałem sobie słowa babci: „Tam byli Francuzi, tam Rosjanie, tam Jugosławianie, tam Kresowiacy, a tam my, z centralnej Polski…”.
Szanowny Panie Starosto ze Świdnicy, proszę nie zachowywać się jak słoń w składzie porcelany, bo ten kociołek, proszę mi wierzyć, można łatwo przesolić. To dobra rada od bolesławianina.
Kolejnym krokiem będzie pomiar rozstawu oczu i proporcje nosa? Panie Kwaśniewski, wstydu oszczędź!
Z profilu na facebooku Starosty :” Najważniejsze są plan działania i konsekwencja. Wystawa w senacie nie jest celem samym w sobie, ale pełni ważną rolę: o reemigracji Naszych mieszkańców z Bośni do Polski mają dowiedzieć się decydenci z Wiejskiej. I będę konsekwentny.
Ps. Internetowym mądralom-frustratom – różnym Maćkom i Krzyśkom Aleksandrom – dedykuję zaś znane powiedzenie: „Psy szczekają, karawana jedzie dalej” :))”
A co miał odpisać jak mu Małkowski prawdę powiedział. To skandal, że tak się klasyfikuje dzieci. Z uwagi na pochodzenie? To może następny raz z uwagi na kolor skóry? Idzie pan po kruchym lodzie, bo wiemy, że i w tych relacjach wśród samych Bośnianków popełnia pan sporo gaf. Nie czuje pan tego i tyle. Jest tyle spraw w powiecie, a pan stajesz się strasznie monotematyczny.
Jak ktoś nie klaszcze, to jest internetowym mądralą – frustratem…
Skąd my to znamy?
@Frugo, widać pan starosta zupełnie nie zrozumiał sensu i celu mojego tekstu szczypiąc mnie pod swoim wpisem dotyczącym wystawy w Senacie. Zupełnie nie o to chodziło. Może jednak ktoś mu to wytłumaczy, bo sprawa raczej nie jest błaha. Pozdrawiam.
Ja Pana tekst zrozumiałem i się z nim zgadzam, dodałbym jedynie ciekawy wątek braku Starosty ciałem i duchem na jubileuszowym 15 Festiwalu Kultury Południowosłowiańskiej. Jak nie moje to mnie niema i udaje, że nie widzę ….
Żeby komuś coś wytłumaczyć to trzeba dać mu choć odrobinę do zrozumienia, że nie rozumie…
I tu leży pies pogrzebany. Nie wnikając w to czy pies przyjechał z Bośni czy z Hercegowiny.
Obawiam się, że ten tekst będzie kolejnym wołaniem na puszczy, jak mówieniem do obrazu!
Pan Starosta „wie swoje” i jest głuchy na wszelkie głosy krytyki, to jego rozrabiactwo, rozbijanie, jakiejś tam było nie było, lokalnej jedności, zasługuje na wypieprzenie takiego Starosty na zbitą twarz. Co prawda Prezydent Roman rozpoczął jako pierwszy antagonizowanie społeczeństwa, ale że Starosta, mimo wcześniejszych głosów krytyki kontynuuje tę szowinistyczną działalność nie znajduje żadnego usprawiedliwienia, poza jednym – jest tylko nauczycielem od polskiego i nigdy nikt go nie uczył ani psychologii społecznej, ani socjotechnik, ani zasad zdrowego marketingu politycznego.
Już kiedyś gdzieś napisałem – nie wszyscy pochodzimy od tej samej małpy!