Wczoraj podsłuchałam rozmowę dwóch panów – Mojego Męża z Mężem Mojej Znajomej. Powiecie, że brzydko podsłuchiwać. Macie rację, ale już po pierwszym zdaniu, które usłyszałam wiedziałam, że nic mnie nie skłoni do rezygnacji z podsłuchiwania.
– Moja żona jest koszmarnie zazdrosna! – usłyszałam głos Męża Znajomej. – Wyobrażasz sobie? Jest zazdrosna o karpia!
– Jak to… o karpia? – nie rozumiał Mój Mąż.
– Wszystko zaczęło się podczas kolacji wigilijnej. Tradycyjnie po zjedzeniu barszczu z uszkami, kapusty zasmażanej z pieczarkami i pierożków z kapustą poprosiłem o smażonego karpia. No i się zaczęło! Żona rozszlochanym głosem stwierdziła, że mam ją przecież wspierać w walce o linię. A ja bezczelnie zamierzam jeść karpia na jej oczach i że ona będzie zazdrosna! No i wiesz, stary (to do Mojego Męża), nigdy nie podejrzewałem, że w małżeństwie nastaje taki czas, kiedy żona staje się zazdrosna o karpia. Mało tego! Przez kolejne dni świąteczne dowiedziałem się, że nie tylko o karpia! Rozumiesz coś z tego?
Po ciszy, jaka nastała wywnioskowałam, że Mój Mąż doskonale rozumie.
– Kobiety nie są zazdrosne jedynie o wodę mineralną – usłyszałam pocieszenie i wyrozumiałość w głosie Mojego Męża.