Kilku dobrze zorganizowanych hakerów może skutecznie sparaliżować cały kraj – przeczytałem dzisiaj w jednym z postępowych portali. W kontekście moich ostatnich wizyt na poczcie – stwierdzam jednak, że nie. Poczty Polskiej nie da się sparaliżować będąc hakerem, gdyż poza wymianą koni i dyliżansów na furgonetki diesla – od XV. wieku niewiele się w tej szacownej instytucji zmieniło.
W zasadzie – jak stwierdziliśmy ostatnio z kolegą Adasiem – z poczty różne urządzenia znikają. Na ich miejsce nie pojawia się jednak nic nowego – wydawać by się mogło. Chociaż, teoretycznie – skoro są przerwy technologiczne – to powinny być i i technologie.
Zniknęły lakownice, zniknęły np. tzw. rozmównice telefoniczne, z których dobiegały zwykle wrzaski petentów, próbujących przewalczyć niemożności infrastruktury socjalistycznego telekomu, którym onegdaj zawiadywała właśnie poczta. „Mokronos?! Czy to do cholery Mokronos Dolny?!”
Z naszej poczty dzielnicowej zniknęła też rzecz absolutnie kultowa, jak ustaliliśmy. Była ona przynajmniej taką, gdy byliśmy dzieciakami. Mianowicie – wewnętrzna poczta pneumatyczna – czyli pionowa rura podłączona do przykręconego do ściany odkurzacza marki Czajka, przy okienku paczek. Pani ładowała w rurę jakieś tam kwity, umieszczone w specjalnym pocisku, uruchamiała odkurzacz i… z wyciem startowało to gdzieś tam, do góry, w pocztowy kosmos. Oglądanie tego oczami małego chłopca dostarczało przeżyć niezwykłych.
Dziś na poczcie pozostały jedynie baby w okienkach i sporadyczne sekwencje głośnego stemplowania przesyłek. Pozostały też nieustające kolejki o dowolnej porze. Myślę, że ta instytucja jest absolutnie hackerproof. Bo nawet te ich okienkowe komputery są z jakiejś nieinternetowej epoki :)
Polska poczta wraz z polskim drogownictwem powinny być wpisane na listy instytucji chronionych. To żywe dinozaury postępu cywilizacyjnego. Funkcjonujące skanseny niemożności, które każde normalne społeczeństwo pokonało tak szybko, jak to było możliwe.
Tym bardziej zabawny wydaje mi się nieodmiennie szyldzik z napisem “przerwa technologiczna od-do” który zastaję regularnie o różnych porach w tej instytucji, do której staram się w miarę możliwości nie zbliżać.
Cokolwiek bowiem chciałoby się na poczcie załatwić – czy będzie to odbiór, nadanie listu, paczki, przekazu – zawsze przyjdzie wam tam odbębnić minimum 20 minut. Bez względu na porę dnia, czy tygodnia.
Dzisiaj, za jakieś grzechy, przyszło mi odebrać przesyłkę. Czymś oczywistym była – rzecz jasna – 10 osobowa kolejka. Okienko paczek zatkane tabliczką o przerwie technologicznej, ale ulżyło mi – bo na awizo, wyraźnie było napisane, że nie paczka – a przesyłka pobraniowa. Luzik – pomyślałem, może pójdzie w kwadrans. Za mną stawił się wyrośnięty blond-misio, optymistycznie pytający czy ja stoję w ogonku do paczek.
– Aaaaale – tu i tak jest zamknięte, nieczynne – wycharczałem sennie.
Misio podżeglował do okienka, rzucił okiem i wesoło skonstatował: a to już zaraz! Zajął pierwsze miejsce w kolejce.
Optymista, pomyślałem – bo to „już zaraz” oznaczało 14 minut oczekiwania na koniec przerwy technologicznej. Tymczasem mój ogonek się skracał. Za blond-misiem stanęło z 7 osób. A ja – pyk i już zmierzałem do okieneczka pod trąbką.
Dowodzik! Rzekła rezolutnie pani urzędniczka – poczmistrzyni, gdy wręczałem jej awizo i siup, nuże – począłem wesoło wygrzebywać dokument tożsamości. I gdy miałem już go w dłoni i podsuwałem pod sklepienie szklanej przegrody, pani zaciągnęła ręczny hamulec postępowania. -Yyyyy, to trzeba na paczkach odebrać, bo to jest przesyłka pobraniowa.
Wykonując automatyczny zwrot na pięcie, przechwyciłem z jej dłoni awizo, a mój wzrok ślizgał się po rzeczywistości, jak krążek hokejowy po tafli lodowiska. 10 kroków i byłem ósmy w kolejce do paczek. Wyciszyłem się metodą zen-pol, co w skrócie oznacza zafiksowanie wzroku na jakimś gwoździu i nieme powtórzenie 120 razy rzeczownika kurwa.
Gdy skończyłem zauważyłem, że blond-miso jakby tak przez przypadek odwraca głowę i z taką satysfakcją zwycięską rzuca okiem na moją minę. Wtedy nie zdzierżyłem, odwróciłem się i wyszedłem.
Do końca przerwy technologicznej pozostało 8 minut.
Odebranie przesyłki z przełączniczkiem wielkości orzecha zajęłoby mi dzisiaj w placówce Poczty Polskiej – max 36 minut.
Niekoniecznie fetysz:) Ja po prostu nie mam czasu chodzić po sklepach. Niestety. Chociaż lubię. Czasami i w granicach rozsądku.
Pozdrawiam Ciebie i Piekną:))
Althea- Moja PIękna zawsze mówi, że musi dotknąć bieliznę i pończochy, zanim je kupi. Myślałem, że to u kobiet norma. A tu wychodzi, że to jakiś fetysz Pięknej… Dzięki za to uświadomienie:-)
@Tryton – rzeczywiście, w kwestii bratania się z ludem – totalna porażka z mojej strony, ale czy usprawiedliwieniem może być fakt, że ponad pół dnia spędzam wśród ludzi? I widoki „misiów” i pachnąca inaczej młodzież jest moim chlebem powszednim…:) Co do lektur, to właśnie pracuję nad prezentacją maturalną o wdzięcznym temacie „Chłopi i inteligencja w literaturze polskiej…” Jestem więc na bieżąco;)
@Baldur
Naprawdę. I nie wiem, co intryguje Cię bardziej – same pończochy, czy fakt kupowania ich w sieci;)?
Althea, intrygujesz mnie. Naprawdę kupujesz pończochy w sieci?
Niestety, jutro muszę iść na pocztę – już teraz ciśnie mi się ten niemo powtarzany przez Brunera 120 razy rzeczownik :)
Aaaa i tu błąd… ne integrujesz się ze społeczeństwem. Nie napawasz swych oczu widokiem blond misia, a i nos Twój nie zazna czosnkowego oddechu sąsiada z kolejki. Samo życie. Polecam „Wesele” Wyspiańskiego tudzież „Ferdydurke” Gombrowicza, w kwestii bratania z ludem :-)
No, no, bogate wyposażenie, nie to, co u nas, na wsi;)
A w necie czemu? Bo nie muszę z domu wychodzić i szukać miejsca na parkingu w pobliskim mieście:)
Althea, ale po co pończochy w internecie, skoro oprócz tego artkułu można na bolesławieckiej poczcie zakupić kostki zapachowe do kibla, pastę do butów czy podpaski :-)
I „przerwa technologiczna” – perełeczka, prawda?
Niemal wszystkie zakupy – od pończoch po odkurzacz – robię ostatnio w inetrnecie. I muszę Ci, Baldur, powiedzieć, że ani razu nie musiałam po przesyłkę iść na pocztę. I tutaj konkurencja Poczty – prężnie działające małe firmy przewozowe, kurierskie.
Mieszkam na wsi. Podobno niedługo zlikwidują nam urząd pocztowy. Dla ludzi od lat chodzących tamże po to, by choćby zapłacić rachunki – katastrofa. Dla mnie wydarzenie bez większego znaczenia. Pocztę zastępuje mi net. Niestety? Jak myślisz?
Popolemizuję, Althea:-)
Onegdaj słyszałem w tv, że głowę podnoszą mali konkurenci Poczty. Coraz głośniej mówią o likwidacji monopolu Poczty na dostarczanie przesyłek urzędowych. Zgroza dla poczty, prawda? I szczęście dla jej klientów, czyli nas. Już ponoć Poczta Polska polikwidowała część urzędów, a w wielu tych, które zostały, ograniczono godziny pracy. Zapewne z zamiarem spowodowania, aby klient spędzał w placówce dłużej niż skandalicznie krótkie 36 minut.
Podziwiam Cię, Bruner. Ja na pewno po informacji o przesyłce pobraniowej dostałbym zimnej furii, podszedł do okienka paczkowego i powiedział do Misia i kolejki : Stałem tu i nie bedę stał drugi raz.
A ten Misio bardzo był wyrośnięty?
Właśnie uświadomilam sobie, że na poczcie nie byłam już baaaaaaaaaardzo długo. Szlag! A tyle fajnych rzeczy można tam zaobserwować:) Ja jedynie – siup! i przelew internetowy, kartka z życzeniami ze znanego portalu, list do przyjaciela – mail przecież.
Jak tylko będę miala wolne 36 minut, to się wybiorę! Obiecuję. A swoje spostrzeżenia opiszę i dam dzieciom, które za 20 lat przeczytają je i pobiegną na pocztę sprawdzić, co się zmieniło. No i co zobaczą? Nie sądzę, by coś innego, niż Ty, Bruner;)