Tytułowa książka Roberta Klementowskiego przedstawia Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bolesławcu (PUBP) od 1945 do 1956 r. na podstawie dokumentów archiwum IPN. Jest to pierwsza publikacja zajmująca się tą tematyką. Już sam początek mocno mnie zaintrygował. Oto autor wspomina, że pierwszego opracowania tego tematu dokonał Mariusz Olczak z okazji 750–lecia Bolesławca, ale „nie dopuszczono do jego wygłoszenia, nie zostało też opublikowane”. Czyżby opracowanie nadepnęło na odcisk kogoś ważnego? Ktokolwiek zna te okoliczności, baaardzo jest proszony o informację.
Bezpieka została zorganizowana przez „radzieckich towarzyszy” – przy ścisłym wykorzystaniu doświadczeń służb sowieckich. Nie jest przypadkiem, że urzędach wisiały portrety lub stały popiersia naszego niesławnego rodaka Feliksa Dzierżyńskiego. Nie jest też przypadkiem stosowanie we wszystkich katowniach tych samych sposobów prowadzenia przesłuchań, tych samych bestialskich tortur. Nieprzypadkowo o tych bestialstwach w dokumentach UB wspomina bardzo rzadko i to raczej w tle prowadzonych spraw. Ślady były starannie zacierane. Regularną praktyką ubecką było np. grzebanie funkcjonariuszy UB nad ukradkiem grzebanymi ofiarami, aby nawet w przyszłości uniemożliwić dochodzenie prawdy (do ekshumacji potrzebna jest zgoda rodziny ubeka).
UB bolesławieckie, podobnie jak w całej Polsce, miało wiele „za paznokciami”, ale też robiło wszystko, by nie udokumentować własnych zbrodni. Formalne ograniczenie książki (źródłem są wyłącznie dokumenty wytworzone przez UB), każe szukać tych informacji raczej gdzie indziej. Trudno w końcu wymagać od bydlaków, by opisywali swoje zbydlęcenie w raportach. Opuszczający bolesławiecki areszt zobowiązywali się, że nie ujawnią tego, co ich spotkało w UB, a ci którzy opuścili je w workach na zwłoki – nie mieli szansy o tym opowiedzieć. Szczegółów wielu zbrodni być może nigdy nie poznamy, ale wiedza wyłaniająca się z przytaczanych w książce dokumentów pozwala w dostatecznym stopniu poznać klimat ówczesnych czasów.
Kadra bolesławieckiego UB, podobnie jak kadry nowego ustroju w całym kraju, to na ogół młodzi ludzie bez wykształcenia i zawodu. Pierwszy szef PUBP w Bolesławcu to 23-letni robotnik niewykwalifikowany, jego zastępca miał 20 lat i był równie „wysoko” wykształcony! UB miało niemal niekontrolowaną władzę w terenie, więc przyciągało w swe szeregi ludzi prymitywnych, bezwzględnych, awanturników, często sadystów. Stosunkowo wysokie wynagrodzenie i przydział aprowizacyjny nie były tu bez znaczenia. Funkcjonariusze to najczęściej ludzie o bardzo niskim morale. Pod pretekstem czynności służbowych dokonywali rabunków, wymuszali łapówki (nawet poczęstunek jedzeniem i wódką), dokonywali gwałtów. Broń była podstawowym „argumentem” wszystkich tych wymuszeń. Wręcz normą było pijaństwo funkcjonariuszy (odnotowano nawet aresztowanie restauratora za to, że odmówił ubekowi postawienia wódki!).
Zszokował mnie fakt nieustannego ubeckiego „żegnania się” demokracją niczym krzyżem. Każdy kandydat na „manikiurzystę” (specjalistę od wyrywania paznokci) deklarował się w podaniu o przyjęcie do służby jako „szczery demokrata”. Także podstawowym punktem w arkuszach oceny funkcjonariuszy przez przełożonych był stosunek do demokracji. Dość to osobliwe w urzędzie, który za podstawowe zadanie miał łamanie demokracji wszelkimi możliwymi metodami.
Nie odnotowano w dokumentach najmniejszych skrupułów w uzyskiwaniu pożądanych zeznań, rozpracowywaniu i niszczeniu urojonych bądź rzeczywistych wrogów ustroju. Przyznawanie się do czynów niepopełnionych nie należało do rzadkości. Zdarzały się całe sprawy z „inspirowanymi” donosami agentury – wymyślane od początku do końca dla „wykazania się sukcesem”. Nie było takiej podłości, takiego szantażu, przed którym cofnęliby się ubecy dla osiągnięcia celów.
Książka Klementowskiego potwierdza powszechny i bezwzględny bandytyzm wśród stacjonujących u nas żołnierzy sowieckich. Nie brakowało ofiar śmiertelnych terroru sowieckich bandytów także wśród ówczesnych funkcjonariuszy PUBP. Tak jak w całym kraju, także w Bolesławcu, śmierć funkcjonariuszy była też w sporej części skutkiem własnej bezmyślności i braku wyobraźni (typu nieostrożne obchodzenie się z niewypałami lub nabitą bronią). W książce przytacza się dokumenty potwierdzające „upiększanie” przebiegu wypadków i sztucznego tworzenia męczenników walki z „reakcją”. Z książki wynika, że UB aspirowało do wpływania na wszystkie władze i dziedziny życia. Normą było infiltrowanie organizacji partyjnych, urzędów państwowych i samorządowych, zakładów pracy. Normą były próby (nie zawsze skuteczne) obsadzania „swoimi” poszczególnych władz, urzędów, list wyborczych i komisji wyborczych.
Narzucone sobie przez autora ograniczenie źródeł do dokumentów wytworzonych przez UB aż prosi się o znacznie rozleglejsze uzupełnienie tematu o szersze tło i inne źródła. Ze szczególnym uwzględnieniem danych z sądowej rehabilitacji ofiar, jak i wewnętrznych dochodzeń po 1956 roku. Trzeba jednak zdecydowanie podkreślić, że książka stanowi bardzo starannie przygotowane opracowanie. Autor opracował szereg tabel i zestawień dających ogólny obraz omawianego tematu, zamieścił rozliczne dokumenty z archiwum UB, zdjęcia, donosy, raporty, listy „niepewnych obywateli”, listę płac… A nawet … dyktando pierwszego komendanta PUBP w Bolesławcu. Sporą część materiału poświęca rozpracowywaniu księży i organizacji katolickich. Mogę ją polecić zarówno mniej już licznym żyjącym na naszym terenie w omawianym czasie (będą mogli poznać nieraz zaskakujące tło wydarzeń, w których uczestniczyli), ale jeszcze bardziej dla młodszych mieszkańców Powiatu. Ci ostatni będą mieli świetną okazję poznać tło i okoliczności, w jakich przyszło żyć pionierom zagospodarowującym w trudnych warunkach naszą część „ziem wyzyskanych” (Pawlak w „Samych swoich”). Będą zaskoczeni!
Polecam gorąco!
———————————————————————-
Książkę można kupić w Muzeum Ceramiki w Bolesławcu.
Referat pana Mariusza Olczaka, z tego co pamiętam, został usunięty z programu sesji naukowej z okazji 750 – lecia Bolesławca. Było to za rządów SLD w Bolesławcu. Przyczyn nie pamiętam choć powinienem, ale wyjaśnienia nasuwają się same.
A propos bolesławieckiego UB, jego działania, i formy upamiętnienia ofiar: https://bobrzanie.pl/2010/09/16/letowski/postawmy-se-obelisk