Tak się rozdzieram na dwie nierówne części i się zastanawiam czy jest sens wołać, lecz wołam : I dokąd zmierzasz Polsko, gdy po lewej szpital psychiatryczny, po prawej klasztor, czarny teatr animacji, środkiem idziesz Ty mój kraju z genezą dwóch krzyżackich mieczy a przy twym boku rozbrykane młode, trochę cielę, trochę źrebię…
Nie wołam to krzyk na puszczy, bo i trudno jest mi zrozumieć człowieka który pełen entuzjazmu wszedł na ziemię dalekiej od obiecanej, Terra nova nazwać też jej nie sposób skoro ma się zdrowo urząd skarbowy, a jednak rajcuje go ten suchy kawałek ziemi pod stopami, chociaż w sąsiedztwie trzyma się mocno stacja benzynowa z parkingiem nie tylko dla samochodów, są też hałdy kopalniane, bywa też że złośliwy wietrzyk przynosi ciężkie ,,aromaty” z wysypiska śmieci.
Bo jakby na przekór samemu sobie, skąd wielu czmycha bez oglądania się na własny ogon, różne są przecież zielone wyspy, jednak zdarza się bliski zboczenia wybór tego co rzekomo miałoby być formą sprawdzenia charakteru, bądź test na przeżycie w ekstremalnych warunkach, dzieciaki nie wchodzą w rachubę, poniekąd jest to wina ryb, chociaż porodówka czynna jest przez całą dobę na równi pochyłej z izbą wytrzeźwień i z telefonem alarmowym.
Tak sobie zaczynam kojarzyć te dzisiejsze zamki stawiane z bliżej nieokreślonym fanatyzmem na ruchomych piaskach lub na innym mało stabilnym gruncie z cichnącymi emocjami o stanie wojennym. Lecz młodsze pokolenie nie chwyta w płuca tamtego mroźnego powietrza z ostrym zapachem koksowników, ta młoda Polska zastanawiająca się nad różnicą pojęcia pomiędzy nadzieją a patriotyzmem w smutnej ojczyźnie zastawionej stołkami na chwiejnych nogach, i dalej się męczy nad znalezieniem odpowiedzi z puszką piwa w ręku, bo to kociokwik narodowy, i komuś ta kwaśna zupa smakuje, skoro jest to kuchnia na zapleczu historii, dopiero gdzieś na kolejnym poziomie z wyśpiewaną windą, trafiają się agrafki, haftki po wielkiej szarpaninie. O guzikach się zapomina, co wpisywane jest w statystykę z głębokimi bliznami na psychice młodego żołnierza który poprzez dezercję uratował resztki ludzkich odruchów. To jest ten bełkot, ilekroć sięgam do wspomnień i przypominam lampę naftową w ciasnym pokoiku hotelu robotniczego pod patronatem Zakładu Robót Górniczych, tego samego hotelu który traktowało się jak się traktuje wielki sierociniec z mieszaną społecznością, i właśnie ta lampa była wpisana w inwentarz hotelowej hałastry oraz lumpenproletariatu, lampy ze światełkiem które się gasiło przykręcając knota.
Pewnie dlatego wracam do historii związanej z ową lampą by się określić w temacie skąpego światła, (wciąż buszuję pamięcią w tamtych dniach kiedy ojczyzna cierpiała z winy przeziębienia i była uczulona na kwiat lipy ) jak niewiele potrzebował szary obywatel, a jednak potrzebował dumnie idąc środkiem miasta obwieszony rolkami papieru toaletowego, lecz tak ogólnie to wszystko o co bili się rebelianci, ekstrema i szarańcza kapitalizmu ( ja też wśród nich byłem ) zamykało się na wywalczeniu kraju gdzie wszyscy mieli być równego wzrostu i koniecznie bez tej lampy naftowej.
Lecz nie jest inaczej skoro nadal są składnice złomu, ubojnie bydła, tanie bary i dworcowe szalety, i te pytania młodych ludzi z gorzką ironią, jak to w zasadzie jest, że Niemcy przegrali wojnę a żyje im się dużo lepiej niż zwycięzcom.
Nie dociera do pokolenia młodych i gniewnych, że mamy swoją swobodną kulturę, no może po części swobodną ( męczy mnie Halloween ) który to naród ma swojego rodzaju hejnał Mariacki przerwany w połowie, i to też trzeba uszanować, choćby dla miejsca gdzie się urodziłeś kolego i koleżanko, i przestań narzekać że nie wszędzie można sobie zapalić papierosa.
Pogadamy jutro jak wymienię żarówkę.