Żywa choinka stanęła w rynku, druga przy ulicy Zgorzeleckiej. Jarają się miłośnicy selfie, jarają się władze, jarają się media. Nazywanie ściętego dla potrzeb świątecznej „estetyki” drzewa „żywym” jest tylko werbalnym zaklinaniem rzeczywistości. Jak nazywanie polowania „pozyskiwaniem” zwierzyny, albo nazywanie „żywymi” ściętych, często przywiezionych ogromnym kosztem z innego kontynentu, kwiatów.
W którejś dyskusji na Bolec.Info dotyczącej tego, czy naprawdę musimy ścinać co roku zdrowe drzewo, żeby ustawić je na święta w plenerze, czy nie prościej byłoby po prostu zasadzić parę iglastych drzew przy Zgorzeleckiej i ewentualnie jakoś ubierać je na święta, ktoś napisał do mnie:
A co to już żywe choinki dziennikarzowi przeszkadzają?
A ktoś inny odpowiedział:
A jakby twojej matce ściąć łeb i wstawić do wazonu, albo stojaka na choinkę, to dalej będzie żywa?
Drastyczne i obrazowe. Jak zdjęcia pozabijanych przez jakiegoś ch… bobrów w TYM newsie. Ale prawdziwe i trafiające w sedno.
Pomyślmy: jeżeli te choinki są żywe i cięte kwiaty też są żywe, to czy zabite bobry są martwe?