Byłem niedawno na koncercie, na którym artysta był fatalnie oświetlony, nogi plątał mu zbyt krótki kabel od gitary, nagłośnienie szwankowało, a organizator tego wszystkiego kompletnie nie ogarniał. Dla mnie on po prostu artysty nie uszanował i był to ostatni koncert, którego słuchałem w tym miejscu.
Podobne odczucia miałem na wystawie obrazów Zdzisława Beksińskiego we Wrocławiu, ekspozycji którą od soboty gości Instytut Automatyki Systemów Energetycznych.
45 obrazów Zdzisława Beksińskiego przyjechało do Wrocławia na ponad trzy miesiące! – zachwyca się Wyborcza. – Zbliżająca się wystawa to całkiem nowy sposób na doświadczenie dzieł tego nietuzinkowego artysty.
Bez wątpienia.
Pokusa, żeby zobaczyć obszerną prezentację oryginalnych obrazów artysty ze zbiorów Muzeum Historycznego w Sanoku jest ogromna. Niestety na tyle ogromna, że na wystawę w pierwszych dniach walą tłumy, a że nikt dostępu do prac nie reglamentuje, obrazy trudno obejrzeć w spokoju. Organizator dopuścił rezerwacje biletów na wejścia co godzinę, choć te 60 minut na obejrzenie prac artysty i ponad dwudziestominutowej prezentacji multimedialnej to żart. Przynajmniej jeśli chce się obrazy naprawdę obejrzeć. A, że na wystawę można wejść nie tylko dzięki internetowej rezerwacji, ale także bez najmniejszego problemu z ulicy, do oglądających dołączają kolejne grupy zwiedzających, i kolejne, i kolejne… W tłoku skupienie na obrazach staje się coraz trudniejsze, w dodatku przeszkadza ono licznym fanom Beksińskiego w zrobieniu sobie selfie z obrazem czy deptaniu między obrazami z gimbalem w łapie.
Ponadto zdecydowana większość prac jest fatalnie oświetlona lampkami zamontowanymi nad obrazami na krótkich wysięgnikach. Efektem jest bardzo nierównomierne oświetlenie prac przekłamujące po prostu ich wygląd (przykład powyżej). Zapewne wystarczyłoby owe wysięgniki wydłużyć, ale po co? Komu przeszkadza ciemny dół obrazu przy jasnej jego górze? Komu przeszkadza odblask na powierzchni pracy Beksińskiego? Czy to tak bardzo zmienia zawartość selfie zwiedzających?
Kuriozalna zupełnie wydała mi się prezentacja multimedialna Human Condition Beksiński Multimedia Exhibition, która miała „zabrać zwiedzających w klimatyczną podróż przez całokształt twórczości mistrza”. Zabiera w śledzenie fotografii, obrazów i fragmentów obrazów na ogromnym panoramicznym ekranie złożonym chyba z sześciu mniejszych. I byłoby to ciekawe, gdyby nie zasłaniające część ekranów kolumny sali IASE. Byłoby jeszcze ciekawsze, gdyby projektory wyświetlające obraz na poszczególnych, połączonych ekranach były skalibrowane kolorystycznie. O ile rozjazdy kalibracyjne projektorów podczas wyświetlania czarno-białych fotografii Beksińskiego rażą jedynie wielobarwną, a jednak monochromatyczną amatorszczyzną organizatora wystawy, to w przypadku prezentacji obrazów, drastycznie przekłamują ich kolorystykę.
Choć już samo to jest żenujące, to szczytem żenady estetycznej są animacje, które porobiono z obrazów malarza. Powiewająca na wietrze dłoń ukrzyżowanej przez Beksińskiego postaci, animowane ogniska innej wizji malarza, obracająca się głowa jednego z beksińskich stworów – wyglądają trochę jak kpina z dzieł, trochę jak niewiara w ich autentyczną siłę, którą trzeba było animować, aby wyobraźnia oglądaczy nie musiała się wysilać. W wersji 2.0 prezentacji zapewne kanoniczne postaci z obrazów Beksińskiego będą śpiewać i tańczyć.
Efektów specjalnych tego typu w prezentacji jest więcej, włącznie z animowanymi kroplami wody (łzami?) spływającymi po obrazach. Nie polecam. Podobnie jak nie polecam ścianki na galeryjce zasłoniętej wydrukami postaci z obrazów Beksińskiego. Jakość tych banerowych wydruków jest drastycznie niska. W kontraście do pietyzmu, z jakim malarz oddawał detale na swoich obrazach, wydaje się ona kolejną z pomyłek tej wystawy.
Wystawa ma także kilka atrakcji dodatkowych: niepodpisane fotograficzne portrety Beksińskiego i stragan z tanimi magnesami i plakatami o wątpliwej jakości druku. Ceny przystępne, zainteresowanie ogromne. Pełen sukces, ale raczej komercyjny.
Gdyby ktoś miał wrażenia przeciwne moim, ma szansę wejść tuż obok Instytutu do Pawilonu Czterech Kopuł Muzeum Narodowego we Wrocławiu i zobaczyć dla kontrastu to, jak można prezentować sztukę z szacunkiem dla artystów i dla odbiorców. I owszem, można tam spotkać także prace Zdzisława Beksińskiego.
Organizatorem wystawy jest Fundacja Beksiński we współpracy z Muzeum Historycznym w Sanoku.
Pingback: KLIMT – The Immersive Exhibition - Wrocław - co za gówno i oszustwo! Instytut Automatyki Systemów Energetycznych znów daje ciała - bobrzanie.pl - to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo