Rewitalizacja plant miejskich miała je odtworzyć i uczynić na powrót pięknymi. W wielu miejscach to się udało, ale jak to u nas, jakieś błędy czy głupoty popełnione przy okazji idą w niepamięć, zamiast do notatnika z wnioskami na przyszłość.
Ale bezczelność natury na niepamięć nie pozwala. To drzewo na przykład, posadzone w środku bruku, w kółku czegoś, co wody przepuszcza niewiele więcej niż beton, pozwoliło sobie rosnąć krzywo. I to mimo wywalenia publicznych pieniędzy na stalową konstrukcję, która musi być skutkiem niekonwencjonalnego gustu jakiegoś projektanta, bo przecież nie jego (lub miejskich decydentów) udziału w jakiejś firmie zajmującej się metaloplastyką.
Fakt, że drzewo w stalowych kleszczach już się nie mieści, możemy oczywiście uznać za jego złośliwość i komentarz do stworzonych mu warunków życia.
Nie wiem, czy pochylenie drzewa niezgodne z założeniami projektantów, władz i spawaczy powoduje już mokre sny u nich wszystkich i u pilarzy finansowanych z naszych podatków.
Ale może ktoś pójdzie po rozum do głowy i zabierze stamtąd to zbędne żelastwo? Nie wiem, ile ono waży, ale pewnie można je sprzedać i za uzyskane pieniądze zrobić temu drzewu jakąś przestrzeń do życia, kawałek trawy i ziemi, większy „krąg życia”?
… i po ch** ten felieton… teraz „””Łomotowski wyśle starszego siekierowego-dendrologa i wytną biedne drzewo w pisdu!