mar 2, 2025
131 Wyświetleń
1 0

AI? Moje liberum veto

Napisany przez

Mój realnie istniejący redakcyjny kolega Bernard Łętowski napisał znakomity felieton o naszym nowym, istniejącym cyfrowo, redakcyjnym „koledze” Aleksandrze. Mógłbym powiedzieć, że zgadzam się z każdym jego słowem i na tym poprzestać, ale chciałbym dorzucić od siebie kilka przemyśleń.

Należę do mniej licznego skrzydła Bolca, które jest przeciwne korzystaniu z AI tak, jak to się u nas dzieje. Często słyszę, że postępu nie da się zatrzymać, a kiedyś ludzie utyskiwali na maszyny do pisania, że przez nie przestaniemy pisać ręcznie. Tylko że w dyskusji o AI ten argument nie ma zastosowania, bo maszyna do pisania nie pisała nic za nas. Ot, po prostu ludzkość zyskała wtedy nowe, sprawne narzędzie do samodzielnego pisania. I niektórym to się nie podobało, do czego każdy miał pełne prawo.

Teraz mamy zupełnie inną sytuację, bo po raz pierwszy w historii stworzyliśmy coś, co zaczyna za nas już nawet nie tylko pisać, ale też myśleć. A przy okazji to coś nas, jako społeczeństwo, coraz bardziej ogłupia.

Generowanie tekstów w AI owszem, jest łatwiejsze, szybsze i prostsze. Ale nadal będę się upierać, że to nie o to chodzi w pisaniu.

Miałem to szczęście, że w liceum (a potem też gościnnie na studiach) chodziłem na znakomite zajęcia literackie w bolesławieckim MDKu, prowadzone przez Panią Kasię Pranić. Rozmawialiśmy tam dużo o warsztacie pisarskim, tworzyliśmy własne teksty, ćwiczyliśmy kreatywność, poznawaliśmy różne techniki pisarskie i nabieraliśmy odwagi, aby dzielić się tym, co tworzymy. Uczyliśmy się przyjmowania konstruktywnej krytyki oraz wymiany poglądów i doświadczeń. Uczyliśmy się tego, czego AI nigdy nie będzie w stanie przyswoić, a samo twórcze pisanie było tylko jedną z wielu zdolności, jakie nabywaliśmy w naszej pracowni.

Aby coś dobrze napisać, nie wystarczy wgranie do AI Słownika Języka Polskiego i zasad polszczyzny. Gdy piszę Okruszki Historii, sporo czasu schodzi mi na pozyskanie źródeł, ich analizę, wyłuskanie ciekawych wątków i sensowne ubranie tego wszystkiego w słowa. Piję przy tym dużo kawy (często można mnie znaleźć z laptopem w TuKawce, gdzie powstaje co najmniej 1/3 Okruszków), a nieraz jadę po lekcjach do Wrocławia, aby wyciągnąć coś nowego z Biblioteki Uniwersyteckiej. Biblioteki, archiwa i ludzkie umysły dają ogromne ilości informacji, do których AI na szczęście nie ma dostępu.

Koniec końców powstaje tekst, który czasem jest lepszy, czasem gorszy, ale jest mój. Autorski. Za formę tych tekstów, treść i wszystko, co jest z nimi związane, biorę wyłączną odpowiedzialność. Nie mam ochoty dzielić się swoimi sukcesami i błędami z jakimś algorytmem.

A przy okazji, cytując klasyka, cały czas się czegoś uczę – pozyskuję nowe informacje i nieustannie weryfikuję swoją wiedzę, szlifuję warsztat pisarski, polepszam znajomość niemieckiego, obcuję ze słowem pisanym, rozwijam kreatywność i tak dalej. Generalnie wkładam w to sporo intelektualnego wysiłku.

Potem czytam artykuł wygenerowany na szybko przy użyciu AI. Nieraz to idzie na portal, nasz lub inny – bo problem dotyczy wielu mediów na całym świecie – z tekstami takimi, że łapię się za głowę. Jak kilka dni temu, kiedy przeczytałem w jednym z newsów, że rosja właśnie przegrywa wojnę. Niestety, tak naprawdę rosja nie tylko nie przegrywa, ale wygrywa i zdobywa nowego, pomarańczowego sojusznika.

Na marginesie – nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby się okazało, że Trumpowi codzienną prasówkę generuje jakiś ruski pomiot AI. Wiele by to wyjaśniało.

Skutki nadmiernej fascynacji AI? Niedawno zadałem uczniom proste zadanie – przeprowadzić wywiad z kimś, kto pamięta lata osiemdziesiąte. Niektórzy przynieśli mi znakomite prace, ale dostałem też kilka wywiadów, które wygenerowała sztuczna inteligencja. Wystarczyło pogadać parę minut z rodzicami, dziadkami, sąsiadami albo którymś ze starszych nauczycieli. Większość uczniów to zrobiła, ale kilka osób poszło na skróty.

Wpisując im jedynki, chyba jednak postąpiłem niepedagogicznie, skoro w mojej redakcji – i w wielu innych miejscach – za podobne rzeczy dostaje się pieniądze.

I słowo końcowe. Doceniam to, że w naszej redakcji niezgadzanie się z koncepcjami naczelnego i ich krytyka, nawet publiczna, są dozwolone. I że jak się spieramy, to merytorycznie, a nie personalnie. To w polskich mediach rzadkość. Spieramy się o zakres wykorzystywania AI w pracy, ale na pewno nie mamy problemu z wolnością słowa i wyrażaniem różnych opinii.

Wycinamy jedynie hejt, wyzwiska, wulgaryzmy i ruską propagandę w komentarzach.

Tagi artykułu:
· · ·
Kategorie:
Gołębiewski
Facebook Profile photo

Cześć ! Nazywam się Dariusz Gołębiewski, jestem regionalistą z tytułami magistra historii i historii w przestrzeni publicznej. Od 2014 roku prowadzę na Facebooku stronę regionalną o nazwie ''Bolesławiec i okolice dawniej i dziś''. Poza historią, zwłaszcza tą międzywojenną i lokalną, interesuję się literaturą i polityką, trochę też architekturą, teatrem, religią i filozofią. Jestem autorem książki pt. "Kraśnik Dolny i okolice dawniej i dziś". W wolnym czasie lubię podróże, wycieczki rowerowe, długie spacery i interesujące dyskusje.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish