Czy kosz na śmieci podczas finału WOŚP musi tak wyglądać? Nie, nie czepiam się organizatorów, przy wejściu do BOK MCC były duże pojemniki na śmieci, ktoś o tym pomyślał, zorganizował. Zastanawiam się raczej nad tym, czy trzeba sprzedawać te zupki w plastiku. Czy ta sterta wstydu na tle plakatu ze „Sztuki pięknego życia” nikomu nic? Żadnej refleksji?
Zrobiłem wczoraj kilka nienajgorszych zdjęć. Niestety, to jest najlepsze z całego dnia. Bo najbardziej wymowne.
Co roku zastanawiam się, czy finał WOŚP musi zaczynać się hałasem driftującego auta, smrodem spalin i opon. Rozumiem, że właściciel pojazdu chce wesprzeć swoimi umiejętnościami zbiórkę i dodać atrakcję od siebie. Robi to od lat i może nikt się jeszcze nie czepiał. Ale czy to naprawdę muszą być tak smrodliwe i hałaśliwe „atrakcje”? Wiem, że są fani parad miejskich zaczynających się od dziesiątek motocykli kopcących na idących za nimi ludzi. Wiem też, że policja umiała w minionym roku przed paradami rozsądnie puścić radiowóz elektryczny.
Za kulisami finału WOŚP spotkałem muzyków. Plastikowe butelki wody w łapach. Z mojej perspektywy to oni nawet prawie młodzi byli, ci muzycy. I zawsze się łudzę, że tym młodszym nieco ludziom świat już coś o klimacie powiedział, nie muszą być klimatooporni jak boomerzy. Tylko artyści nie widzieli związku między dobrą kranówką w kranach obok i wypijanym przez siebie mikroplastikiem. Zwróciłem uwagę, usłyszałem że to nie oni kupili te wody dla artystów. Ale oni korzystali. Nie musieli, ale tak było łatwiej.
A jakby tak w przyszłym roku wciągnąć do akcji PWiK, to pewnie dałoby się przygotować dla artystów jakieś ujęcie wody i wielorazowe butelki z Bolesławca…
Wiem, że to wszystko, przy rekordowym wyniku tegorocznej zbiórki, wysiłku organizatorów, pospolitym ruszeniu itd. wydaje się pierdołami, błahostkami bez znaczenia. Ale to nie są błahostki. Można dotować służbę zdrowia mniej narażając zdrowie, serio.
Były ścianki ustawione ze zgrzewek wody, jednorazowe kubki i miski też. Oferowano mi kawę i herbatę, ale miałem swój termokubek. Da się żyć bez produkcji kolejnych śmieci. Gorzej z zupami, pewnie MON ma duże zapasy plastikowych łyżek i misek.
Dwie bite godziny stałem przy placu, gdy trwały przejażdżki rajdowe. Technicznie kierowcy nieźli, jeden stuknął w barierkę, która się wywróciła. Nie przyglądałem się pasażerom, ale podobno mieli koło po kilkanaście lat. Dla nich atrakcja, dla mnie smród i ryk silników łączone z paleniem gumy. Pamiętam dokładnie tę jedną chwilę, gdy samochody stały, błoga cisza koiła umysł. Po 12.00 zmienił się wystrój i to co mnie zasmuciło, to wszystkie kolory tęczy na mokrym asfalcie – efekt rozlanych produktów ropopochodnych. Spływają właśnie do kanalizacji i zasilą Bóbr, potem Bałtyk. Słaba ta nasza cywilizacja. Ktoś powie, że to szczegół, bo gdzieś tam leją całe beczki, ale ropą jeszcze się nikt nie najadł i nie napił. Ten punkt programu zmieniłbym, choć stoją za tym dobre chęci.