Kontakt ze sztuką bywa iluzoryczny jak wystawa Klimta we Wrocławiu, nie dostaniecie zwrotu za bilet!
Na wystawę KLIMT – The Immersive Exhibition szedłem z rezerwą po tym, jak jakiś czas temu trafiłem w Instytucie Automatyki Systemów Energetycznych na „wystawę” obrazów Zdzisława Beksińskiego. Faktycznie była ona wystawą obrazów Beksińskiego, ale zorganizowaną fatalnie, co opisałem TUTAJ.
A teraz było jeszcze gorzej…
To nie jest wystawa prac Gustawa Klimta! To jest wystawa kopii jego prac i to wystawa nienajwyższych lotów.
Instytut Automatyki Systemów Energetycznych po raz kolejny pokazał mi, że nie tyle zajmuje się automatyką systemów energetycznych, co robieniem ludzi w trąbę i ruchaniem kasy na naiwnych miłośnikach sztuki.
Zakładam, że prezes IASE, Wojciech Szubert i rada nadzorcza w składzie Magdalena Najdyhor, Małgorzata Ewa Molas, Tadeusz Mączka i Adam Ptak mają w nosie to, na co wynajmują pomieszczenia. I nawet gdy ktoś w budynku IASE zechce sprzedawać magiczne kołdry czy garnki, wezmą pod uwagę tylko fakt, że zapłacono za wynajem. Tak jak z „wystawą” Klimta.
Tak się ją reklamuje:
Zapraszamy do Wrocławia na wystawę „KLIMT – The Immersive Exhibition” – niepowtarzalną ekspozycję, która przenosi twórczość Gustava Klimta do nowej, immersyjnej formy. Po triumfach w Nowym Jorku, Miami, Wiedniu, Paryżu, Londynie i Warszawie ekspozycja zawitała do wrocławskiego IASE, przy ul. Wystawowej 1.
To połączenie mistrzowskiej sztuki z najnowocześniejszą technologią. Monumentalne dzieła Gustava Klimta można oglądać na całej przestrzeni wystawienniczej, podczas gdy w tle rozbrzmiewa wyjątkowa muzyka światowej sławy polskiego kompozytora Zbigniewa Preisnera, laureata licznych nagród za muzykę komponowaną do filmów.
A na fejsowym profilu wystawy czytamy:
Wśród prezentowanych dzieł znajduje się jedno z najbardziej odważnych i nietypowych obrazów ukochanego przez Klimta jeziora Attersee. To obraz, na którym powierzchnia wody została ukazana jako niemal abstrakcyjna kompozycja kolorów, obejmująca większość płótna. Klimt z niezwykłą swobodą oddaje fale jako turkusowe plamki, które stopniowo zmniejszają się ku górze obrazu, tworząc iluzję głębi.”
No właśnie: „Klimt oddaje”, „wśród prezentowanych dzieł”…
Jak to w IASE, bo tak było i na Beksińskim, organizatorzy nie potrafili nawet porządnie doświetlić obrazów, czego przykład widać na pierwszej fotografii powyżej. Genius loci IASE jest ślepy? Nic to, na wystawie wita nas, chyba po to żeby przygotować widza na kopie zamiast oryginałów, kopia samego malarza w skali 1:1. Serio, możecie sobie zrobić selfie z manekinem udającym malarza:
Na szczęście mina kukły mówi swoją twarzą: WTF???
Jeszcze bardziej odpustowo jest w strefie VR, która wygląda tak:
Tak, jeśli się kliknie w jakieś czytaj więcej, czy dalej, w niektórych publikacjach o wystawie, to można doczytać, że zobaczy się jedynie kopie obrazów. Nie ma takich informacji przy wejściu, na bilecie, przy kasie.
Wszedłem z ulicy, wiedziałem że wystawa Klimta jest we Wrocławiu, nie zgłębiałem detali. Poczułem się całkowicie oszukany kopiami, jakością prezentacji prac, żenującym poziomem filmików, nieuczciwym traktowaniem mnie jako odbiorcy i traktowaniem samego artysty przez organizatorów wystawy, spółkę High Note Events, która nie dorobiła się nawet strony internetowej.
O zwrocie za bilety nie ma mowy, przy wejściu jest regulamin, którego przed zakupem biletu nikt nie każe czytać, czy akceptować. Stoi w nim jasno, że reklamacje można składać tylko na piśmie. Nie ma w nim ani słowa o tym, że to wystawa kopii obrazów artysty.
A tak wygląda stragan z klimtopodobnymi gadżetami:
Tak, magnesy i parasolki też są : )
Obsługiwacz wystawy tłumaczył mi podczas rozmowy o niemożliwym zwrocie kasy za bilety, że to wystawa immersyjna, jakby to nieznane mu słowo oznaczało w sposób oczywisty wideoprezentację i oglądanie kopii.
Na szczęście na wystawę mnie zaproszono i nie ja płaciłem za bilety, choć kasę oddam, bo nikt nie powinien płacić za takie gówno. A już na pewno nie 75 zł za osobę.
A, niestety, trzeba wejść na tę „wystawę”, żeby zobaczyć że ta dziewczyna puszcza do nas oko, czyli że to wszystko wielki fake:
Tak się szczęśliwie złożyło, że przed nieKlimtem byłem na kończącej się 11 listopada wystawie prac Wojciecha Fangora w Krupa Art Foundation. W miejscu znakomicie dostosowanym do konsumpcji sztuki z uważnym, miłym i kompetentnym personelem. Z możliwością skupienia się na tym, na co się patrzy. A patrzy się na oryginały obrazów (i nie tylko) Fangora.
Bilet – 35 zł. Immersyjność prawdziwa w cenie biletu. Niesamowita prezentacja wideo, po której można nawet chodzić i skakać, jak ta dziewczynka:
Na nieKlimcie biegać nie wolno. W salach wystawowych (nie w tej z prezentacją) Krupa Art Foundation dzieci nie mogą chodzić samopas. Ale za to nie ma manekina Fangora do selfie :(
A katalog Krupa Art Foundation przygotowany do tej wystawy jest znakomity w każdym sensie.
Miejsce szacunku do sztuki i jej konsumentów, czyli Krupa Art Foundation, kontra odpust i jarmark w IASE.
Oczywiście moją winą i głupotą jest wiara w to, że ktoś faktycznie postanowił pokazać wrocławianom obrazy Gustawa Klimta. Choć przy tej cenie biletu mogło się to naiwniakowi wydawać realne. Dla mnie High Note Events i Instytut Automatyki Systemów Energetycznych po prostu oszukują ludzi.
Ale oszukuje się tylko tych, którzy oszukiwać się dają. Naiwność konsumentów jest powodem robienia takich odpustowych „wystaw”. Ale brak oburzenia takim traktowaniem kupujących bilety sponsorów tego „wydarzenia artystycznego” dowodzi, że ludzi traktuje się tak, jak na to pozwalają. Mnie również.
Pingback: Marc Chagall w Lubaniu - Works on paper - bobrzanie.pl - to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo