7 października 2012 roku najważniejsza świątynia w Bolesławcu zyskała godność bazyliki mniejszej. Pamiętam to bardzo dobrze – byłem wtedy uczniem III klasy gimnazjum, uczestniczyłem tamtego dnia w uroczystej Mszy Świętej w Bazylice i wykonałem kilkanaście zdjęć. Patrząc na nie, zauważyłem, jak bardzo zmienił się krajobraz okolic Rynku – 12 lat temu dopiero zaczynała się rewitalizacja ratusza, Rynek tę rewitalizację jeszcze przechodził, a ulica Kościelna miała ją dopiero przed sobą. Bazylika była jeszcze otynkowana na szaro, a wiekowe rzeźby świętych musiały czekać na renowację jeszcze przez, jak się okazało, dekadę.
Gdyby zestawić moje zdjęcia z ujęciami współczesnymi, można byłoby odnieść wrażenie, że Bolesławiec przeszedł wielką przemianę. Z odcieni szarości przeszliśmy do barwnej, atrakcyjnej dla oka starówki – odnowionej, schludnej i niewątpliwie bardzo reprezentacyjnej. O tym, jak było kiedyś, przypomina co prawda szarość kamienic przy ul. Sierpnia’80, ale i tam niektóre doczekały się już remontów.
Tylko że, niestety, na korzyść zmieniło się jedynie zewnętrzne opakowanie naszego miasta.
Spójrzmy na dane GUS-u z lat 2012 i 2023. W 2012 roku w Bolesławcu mieszkały (oficjalnie) 39 603 osoby, w tym 6205 nieletnich, 24 720 osób w wieku produkcyjnym i 8678 emerytów. Wynika z tego, że emeryci stanowili 21 procent ludności miasta.
W 2023 roku sytuacja była znacznie gorsza. Było nas o 2548 osób mniej, bowiem w Bolesławcu mieszkało wówczas 37 055 osób. Jest wśród nich 5678 nieletnich, a więc notujemy tu poważny spadek. Jeśli chodzi o dorosłych w wieku produkcyjnym, było ich 20 644, czyli o 4076 mniej, niż zaledwie 11 lat wcześniej. Wzrosła za to liczba emerytów, których było wtedy 10 733, czyli o 2025 więcej, niż zaledwie 12 (!) lat temu. Procentowo emeryci stanowili więc 29 procent ludności miasta, a w ich grupie wiekowej tendencja jest, dla odmiany, wzrostowa. W pozostałych jest malejąca.
Dane GUS-u to tylko dane oficjalne. Biorąc pod uwagę, że sporo osób wyprowadza się z Bolesławca, ale się stąd nie wymeldowuje, osób w wieku produkcyjnym może tak naprawdę być tu nieco mniej. Młodzi ludzie wyjeżdżają stąd masowo, więc myślę że można ostrożnie założyć, że już jedna trzecia mieszkańców Bolesławca to emeryci.
Ostatnia osoba z mojego kręgu znajomych wyjechała stąd dwa lata temu. Jak rozmawiam o Bolesławcu z uczniami, właściwie się nie zdarza, aby ktoś powiedział, że chce tu zostać w przyszłości.
Jakie są tutaj dla nas, młodych, perspektywy? Młodzi ludzie są systemowo ignorowani. Od lat w przestrzeni publicznej mamy te same twarze i te same spory, które nas nie dotyczą i które dla nas są wybitnie żenujące. Ciągle się na nas narzeka i sam wielokrotnie słyszałem, że ci młodzi to są roszczeniowi, leniwi, nic nie potrafią dobrze zrobić i inne tego rodzaju teksty. W tym mój ulubiony – młody nauczyciel historii nie poprowadzi dobrze lekcji o powojennej historii Polski.
Efekt? Na spotkaniach organizowanych przez bibliotekę trudno uraczyć kogoś poniżej czterdziestki, na moich wycieczkach sytuacja jest analogiczna i dlatego organizuję ich dużo mniej, niż kiedyś. W szkołach nauczyciele początkujący stanowią mało znaczący promil, a część z nich to osoby pracujące od wielu lat, które z różnych przyczyn nie zrobiły awansu zawodowego. Na ulicach młodych ludzi spotkać trudno, a i z roku na rok nasze ulice coraz bardziej pustoszeją. Nie bez powodu mówi się, że naszą gastronomię ratują Amerykanie.
Nekrologów przy Sierpnia’80, Prusa i obok kościołów za to nie brakuje.
Środowisko pasjonatów i badaczy historii naszego regionu to z mojej perspektywy zasłużeni reprezentanci poprzednich pokoleń. Nie mam w nim rówieśnika, z którym mógłbym prowadzić wspólne badania, wymieniać się informacjami, organizować różne inicjatywy i ścierać się w zajmujących polemikach. Nowe pokolenie bolesławieckich regionalistów i lokalnych historyków, urodzonych już po transformacji ustrojowej, nie powstało i już raczej nie powstanie.
Dzisiaj wygląda to tak, że w tym zgubionym pokoleniu jeden historyk zajmuje się jednocześnie książkami o gminie Bolesławiec, Zagajnikiem, Klasztorem Dusz w Nowogrodźcu, Perłą Żeliszowa i pisaniem Okruszków Historii. Naprawdę chętnie obdzieliłbym tym jeszcze co najmniej dwoje młodych regionalistów, bo pracy jest przy tym w opór, a czekających na zbadanie tematów jest jeszcze więcej – tylko że nie mam kogo obdzielać.
W Bolesławcu nie ma żadnej przestrzeni dla młodych, ambitnych osób, które właśnie kończą studia. Nie mamy choćby namiastki uczelni wyższej – znaczy, poza Uniwersytetem Trzeciego Wieku. Baseny miejskie tak naprawdę nadają się głównie dla dzieci i emerytów. CIK „Orzeł”, który był ciekawą ofertą dla młodzieży (może nie idealną, ale na pewno ciekawą), praktycznie już nie istnieje, a jego budynek zająć mają miejskie stowarzyszenia, zdominowane przez osoby po pięćdziesiątce. Młode środowisko artystyczne i kulturalne w Bolesławcu nie istnieje. Nie ma tu nawet miejsca, w którym młodzi, ambitni ludzie w wieku podobnym do mojego mogliby się poznawać, wspólnie działać, czy zakochiwać się.
W szkole często bardziej opłaca się zatrudnić emeryta, niż rzadki w Polsce przypadek młodego nauczyciela, bo emerytowi nie trzeba płacić pełnej pensji. O pracę w kulturze czy oświacie nie jest łatwo, nie wiem, jak jest w branżach budowlanej i medycznej. Ceny mieszkań na wynajem mamy na irracjonalnym poziomie wrocławskim, a zakup lub budowa własnego domu to też potężna inwestycja. Ceny paliw w skali naszej części Dolnego Śląska też mamy rekordowo wysokie.
Dni Bolesławca to wydarzenie dla emerytów, uroczystości patriotyczne sprowadzają się do nadmiernego patosu i przemówień samorządowców, a Święto Ceramiki na siebie nie zarabia i od wielu lat nie ma nic szczególnie nowego na swym afiszu. W tym roku wrócił gliniany pochód „Papy” Nowaka, ale mieliśmy też – poza programem – niepoważne prowokacje, którym organizator święta nie umiał zapobiec, a od lat tradycją Dni Ceramiki stają się, wspomniane już, żenujące spory.
Dla młodych ludzi zostają znakomita kawa w Tukawce, kilka sensownych restauracji, niezłe kino i raz na rok coś ambitnego w Teatrze Starym. Co jakiś czas w bibliotece trafi się ciekawe spotkanie autorskie. I tyle.
Pytanie tylko, czy kogoś spośród decydentów w ogóle to obchodzi. Umierające miasto powinno stawać na uszach, aby zahamować swoją własną depopulację. No ale cóż – ważne, że niedługo będą otwarte nowe „baseny” na Spacerowej. Kolejna inwestycja pod dzieci i emerytów. Która, w odróżnieniu od wielu domów przy tej samej ulicy, została obroniona nawet przed wielką wodą.