Kiedyś opisywałem powódź z 1997 roku dla Rocznika Bolesławieckiego i trafiłem na wypowiedź jednej z ówczesnych wolontariuszek, która mówiła, że Ludzie są wspaniali. I teraz, po 27 latach, ludzie znów tacy byli. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie zwłaszcza historia walki o Krępnicę. Jej mieszkańcy nie opuścili wałów nawet po tym, jak woda zalała drogi dojazdowe do wsi, a gmina ogłosiła ewakuację -mimo to krępniczanie zostali na miejscu i walczyli do końca. Na wałach przy Mostowej, Bema, Kraszewskiego, Spacerowej i Polklinkierze, przy budowie umocnień w Bolesławicach, Trzebieniu, Krępnicy czy Dąbrowie, podczas walki o uratowanie południowych Parzyc czy w trakcie organizowania transportów piasku i worków nie liczyło się, kto kim jest. Nie było kłótni o politykę, religię, rządzących i cokolwiek innego. Nie było podziałów, jakie znamy na co dzień. Liczyło się tylko to, czy ktoś chce pomóc i co może zrobić.
Atmosfera była wyjątkowa i niepowtarzalna. Wielka woda nie łamała charakterów, bo choć budziła strach, walczyliśmy z nią także śmiechem, wzajemną serdecznością i determinacją, aby usypać jeszcze dłuższy wał, napełnić jeszcze jeden worek, wbić jeszcze jeden szpadel w kurczącą się hałdę piasku. Nieraz kompletnie sobie nieznani wcześniej ludzie współpracowali, często bez żadnego wyraźnego lidera, wzajemnie się informowali, wspierali i pracowali w imię wspólnej sprawy – ratowania tego, co się tylko da. Często pomagało się spontanicznie, a liczyła się każda para rąk, każdy szpadel i każdy worek. Jeśli ktoś nie mógł pracować fizycznie, pomagał inaczej – informował o sytuacji w danym miejscu, przynosił wolontariuszom i funkcjonariuszom służb jedzenie i wodę pitną, dostarczał kolejne worki i szpadle, pomagał w transporcie, wspierał dobrym słowem lub szukał naprędce ludzi, którzy mogliby przyjść z pomocą. Budowaliśmy na szybko, ale w całym powiecie w kilka dni stanęło tak wiele wałów, że ktoś powinien je wszystkie spisać, aby przyszłe pokolenia mogły zobaczyć, gdzie dokładnie walczyliśmy. Ta wiedza może się też przydać, gdy to oni staną wobec wielkiej wody…
To był spontaniczny, ogromny i bardzo wzruszający zryw tysięcy mieszkańców całego powiatu, którzy bezinteresownie, nieraz w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, ruszyli do wspólnego działania.
Ta powódź to jednak nie tylko solidarność, bohaterstwo, odwaga, poświęcenie i nierówna walka z żywiołem. To jest ogrom tragedii tych, których domy zalała woda, momentalnie niszcząc dorobek ich życia lub znaczną jego część. Jesteśmy tym ludziom winni pomoc, zwłaszcza że wielu z nich, mimo osobistych dramatów, także walczyło na wałach. Bierzmy udział w zbiórkach darów i pieniędzy, pomagajmy dalej – już nie na wałach, ale w sklepach, kupując niezbędne dla nich dary humanitarne. Pomagajmy w ZWERYFIKOWANYCH zbiórkach, zwalczajmy też dezinformację oraz, jeśli się pojawią, oszustów i szabrowników – odrażające kreatury, jedynie omyłkowo nazywane ludźmi.
Opadająca woda odsłania jednak nie tylko zniszczenia, ale też liczne pytania. Bardzo chętnie się dowiem, dlaczego władze Bolesławca zaczęły informować o zagrożeniu dopiero w niedzielę o 12:40, już po zalaniu Jeleniej Góry i zaledwie pięć godzin (!) przed prognozowanym dotarciem fali z Pilchowic do granic miasta. Nie wystarczają mi słowa prezydenta Piotra Romana, że ze strony województwa był bardzo słaby przepływ informacji, bo inne samorządy, w tym Gmina Bolesławiec, były w stanie informować o niebezpieczeństwie znacznie wcześniej, a sytuację w miastach położonych na południe od Bolesławca – Kamiennej Górze, Jeleniej Górze, Wleniu, Lwówku Śląskim – mógł sprawdzić każdy, kto ma dostęp do Internetu.
Stan wody w Pilchowicach był podstawową informacją, na której w lipcu 1997 roku ówczesne władze Bolesławca opierały swoje plany działania. Teraz można było co kilka godzin sprawdzać, jak szybko ten stan wody rośnie, mając jedynie dostęp do Internetu. Od 8/9 września wszystkie media trąbiły o możliwej powodzi, 11 września Wrocław powołał sztab kryzysowy, a od 12 września władze gminy (wiejskiej) Bolesławiec i Nowogrodźca informowały obszernie o nadchodzącym zagrożeniu, podejmowały też konkretne działania, mające chronić mieszkańców.
Tymczasem miasto Bolesławiec informowało o tym, jak było na czwartkowym koncercie muzyki gruzińskiej w Bazylice.
Dla kontrastu, w Jeleniej Górze prezydent Jerzy Łużniak co kilka godzin informował mieszkańców swojego miasta na różne sposoby o aktualnej sytuacji. Bardzo podobała mi się postawa prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka, który mówił, że ma różne scenariusze wydarzeń, ale szykuje swoje miasto na najgorsze. Lepiej było zrobić za dużo, usypać masę niepotrzebnych wałów i ściągać do miasta nawet za dużo worków i piasku, niż obudzić się z ręką w powodziowym nocniku.
W naszym powiecie informacyjnie najlepiej sobie radziła Gmina Bolesławiec pod kierunkiem wójta Andrzeja Jańca – informacje z urzędu przy Teatralnej były podawane ludziom szybko i w odpowiednich ilościach. Szacunek dla wójta za osobisty udział w sypaniu worków z piaskiem. Co prawda pewne rzeczy można było zrobić lepiej, ale generalnie oceniam komunikację Urzędu Gminy z mieszkańcami jako naprawdę niezłą. Na bieżąco o sytuacji, choć mniej szczegółowo, raportowała też gmina Nowogrodziec, kierowana przez burmistrz Joannę Świder. Jako dziennikarz otrzymywałem z Urzędu Miasta i Gminy w Nowogrodźcu wszelkie potrzebne mi informacje w trybie natychmiastowym, za co serdecznie dziękuję.
Nowi włodarze gmin poradzili sobie znacznie lepiej, niż stary wyjadacz z bolesławieckiego ratusza.
Nie zapominam o powiecie. Starostwo Powiatowe działało nieźle, choć informowało głównie o sytuacji w mieście. Był niezły szum informacyjny wokół zamykania mostu na Mostowej. Muszę tu jednak też nadmienić, że starostę Tomasza Gabrysiaka osobiście widziałem, jak w poniedziałek brodził w wodzie, gdy woda przesiąkała przez wał na Mostowej, sprawdzał jego stan z policją i usiłował zorganizować ludzi do jego uszczelnienia. Słyszałem, że był też widziany na jednym z wałów, jak sypał piasek do worków. Dobrze, że przynajmniej niektórzy samorządowcy dawali dobry przykład.
O mediach nie będę pisać, bo pracując z Bolec.Info nie chcę recenzować ani sam siebie, ani swojej redakcji, ani konkurencji. Niech to robią inni.
Ale jedną rzecz trzeba powiedzieć. W 1997 roku ówczesny prezydent Bolesławca, Józef Król, codziennie występował w lokalnej telewizji i informował o bieżącej sytuacji. Widziałem te nagrania i jestem zniesmaczony tym, że w 2024 roku prezydent Roman, mając o niebo większe możliwości techniczne, nie wystąpił ani razu przed kamerą. Pokazał się w mediach – tych, w których spore udziały ma miasto – dopiero trzy dni po przejściu fali kulminacyjnej.
Informacje podawane od niedzieli przez miasto były nieczęste, spóźnione i ogólnikowe, często pisane po prostu niedbale. Komunikacja z mieszkańcami była – i nadal jest – fatalna. Do historii przejdzie wpis na Facebooku Urzędu Miasta o tym, że „baseny się obroniły”.
- Po pierwsze – ktoś tych basenów bronił. Same niecki nie sypały piasku do worków.
- Po drugie – oczekuję szczegółowych, wyczerpujących i niezawierających ani grama propagandy sukcesu wyjaśnień, dlaczego w ogóle podjęto obronę basenów, skoro można było wszystkie siły skierować na obronę ulicy Spacerowej, która niestety, została zalana. Oczekuję odpowiedzi na pytanie, jaki był sens obrony tych basenów. Domy są o niebo ważniejsze, niż jakieś brodziki. Nawet jeśli poszło na nie 59 milionów.
Ze spraw komunikacyjnych jest jeszcze jedno. Podczas powodzi z prezydentem rozmawiał proboszcz Bazyliki, ks. Bogusław Wolański. Kapłan zapytał, jak jego parafia może pomóc podczas trwającego kryzysu. Zachował się zgodnie z zasadami wiary chrześcijańskiej, zaproponował wsparcie, ale usłyszał jedynie, że może się modlić. To szokujące, że parafia mogła zdziałać sporo dobrego, a tak po prawdzie została zignorowana.
Parafia mogła organizować zbiórkę darów dla powodzian (to nadal może), akcję gotowania jedzenia dla wolontariuszy i służb, mobilizować ludzi z ambony do pomagania (to też może), wreszcie ksiądz mógł podczas Mszy przekazywać aktualne, potwierdzone informacje na temat sytuacji powodziowej. Wystarczyło, aby proboszcz dostawał co jakiś czas zestaw aktualnych informacji z ratusza. Jestem wierzący, wierzę w moc modlitwy, ale parafia mogłaby zdziałać o niebo więcej, gdyby mogła podjąć współpracę z miastem.
Katastrofalny stan powodziowej komunikacji miasta z mieszkańcami trwa. Dzisiaj BOK-MCC informuje o spotkaniu z prezesem IPNu i koncercie kresowym. Jednocześnie próżno szukać na miejskich stronach informacji o zbiórkach dla powodzian. Generalnie powodzianie na tych stronach nie dowiedzą się niczego o przysługujących im prawach, choć na szczęście szereg informacji na ten temat publikują władze gminy wiejskiej. Gmina organizuje też pomoc w dokumentowaniu strat, miasto o takowej nie wspomina ani słowem.
Na stronie kina Forum jeszcze 13 września, gdy woda zalewała już Kamienną Górę, poziom wody w Bobrze mocno rósł, a we Wrocławiu obradował sztab kryzysowy, pisano, że W taki weekend nic tylko nucić Singin’ in the Rain i biec do Kino Forum Bolesławiec.
Nadal nie mamy sprawnej obrony cywilnej. 24 lutego 2022 roku rosja zaatakowała Ukrainę i przy tej okazji wyszło, że OC w Bolesławcu i w wielu miejscach w Polsce praktycznie nie istnieje. Mieliśmy grubo ponad dwa lata, aby to się zmieniło. Tymczasem już w pierwszych godzinach po tym, jak miasto wreszcie zaczęło informować o niebezpieczeństwie, przy budowie wału na Mostowej chronicznie brakowało nam worków. Nawet w poniedziałek wieczorem, w momencie kulminacyjnym, przy wale na Kraszewskiego musieliśmy robić długie przerwy, czekając na nowe worki.
[EDIT: Oficjalne dane wskazują, że przez całą powódź mieszkańcom miasta wydano sto tysięcy worków, a w pozostałych kolejnych gminach naszego powiatu wydano ich kolejne sto tysięcy. Za ich przekazywanie mieszkańcom, bezpłatne, odpowiadało Starostwo Powiatowe. Według danych powiatu, dziś w magazynach jest 80 tysięcy worków jako rezerwa]Jeśli przyjąć, że jest nas w samym Bolesławcu 37 tysięcy (dane GUS-u), podczas powodzi bolesławianie mogli dostać 2,7 worka na mieszkańca. Zakładając, że zagrożonych było 10 procent z nas, mamy 27 worków na osobę przy 3700 mieszkańcach. Liczmy jeszcze wały na Kraszewskiego, Mostowej, Polklinkierze, Kościuszki, Bema, Rajskiej, Bobrowej, oczyszczalni ścieków, basenach i innych miejscach.
Liczmy też, że liczne worki sprowadzano z Agencji Rezerw Materiałowych dopiero podczas przejścia fali kulminacyjnej przez miasto. Aż ciarki przechodzą, bo gdyby woda była o metr wyższa, Osiedle Staszica prawdopodobnie byłoby niemal bezbronne.
Czy musiało tak być? W sobotę pomagałem napełniać worki z piaskiem w zakładzie zieleni miejskiej w Jeleniej Górze. Tam worków nie brakowało, a system ich napełniania piaskiem oraz natychmiastowego przekazywania kolejnym potrzebującym bądź służbom działał bardzo sprawnie. Worków i piasku mieliśmy w opór, pracowaliśmy praktycznie bez przestojów. Dało się to dobrze zorganizować? Dało.
Totalnym brakiem odpowiedzialności wykazali się liczni gapiowie. Po co chodzili nad Bóbr, jeśli nie chcieli pomagać? Gapienie się na pracujących ludzi, dekoncentrowanie ich i przy okazji robienie potężnych zatorów na jedynym już czynnym moście pieszym w okolicy? Na to nie ma żadnego usprawiedliwienia. W poniedziałek na Kraszewskiego gapie wręcz mieszali się z pracującymi, powodując zamieszanie i przeszkadzając im w pracy. Ale już absolutnym idiotyzmem było zabieranie małych dzieci nad wezbrany Bóbr! Nawet przy fali kulminacyjnej! Przecież to było narażanie ich życia i zdrowia!
I tu kolejne pytanie do naszych włodarzy – dlaczego, do jasnej cholery, nikt nie zamknął wszystkich dojść pod wiadukt?! Tam było o krok, i to niejeden raz, od tragedii.
Co ciekawe, gapiów widziałem tylko w mieście. Spędziłem kilka godzin przy budowie wałów w Bolesławicach i tam nie było ani jednego gapia. Kto przychodził na Bobrową Przystań czy pod stary Dom Ludowy, gdzie napełniano worki z piaskiem, pracował razem z innymi. Nie było gapiów. Może dlatego, że tam się wszyscy znają i wstydem byłoby tylko się gapić?
Pytań i zniszczeń odsłanianych przez wodę jest wiele i zapewne dojdą kolejne. Najważniejsze jednak jest to, abyśmy wsparli ludzi poszkodowanych przez powódź i wyciągnęli wnioski z tych tragicznych wydarzeń. Historia jest nauczycielką życia i widać, że egzamin z 1997 roku nie poszedł za dobrze – obyśmy więc nie powtórzyli tych samych błędów, gdy wielka woda powróci. A historia wsparta naukami o klimacie i hydrologii uczy, że prędzej czy później, ale znów staniemy przed tym wyzwaniem. Obyśmy byli wtedy lepiej na nie przygotowani.
Tekst mądry, wyważony, opisujący. Brak słów na zachowanie Piotra Romana. Miasto nie ma włodarza. Zdążył się kryzys(powódź) a ten jak szczur uciekł.
Mądry tekst.