Ładny widok? Beton zwieńczony. Szara domena przestrzeni publicznej.
Beton, to to na dole.
A jak wam się podoba myjnia obok? Pięknie tutaj, prawda?
A kiedyś było tutaj tak:
Widzicie ilość tej zieleni?
Bolesławieckie słonie pojawiły się w mieście w latach siedemdziesiątych (więcej o nich przeczytacie TUTAJ), zniknęły w latach dziewięćdziesiątych i obecne są już obecne tylko w płodach marketingowych speców od wizerunku hotelu-klocka postawionego na placu Popiełuszki. Kosztował on zresztą życie wielu drzew, ale myśli o nich zapewne nie zakłócają pobytu gości.
Parking na zdjęciach powyżej jest pusty w godzinach lokalnego szczytu, o takiej porze zrobiłem zdjęcie banerów. Może po prostu ten parking był zbędny?
To, na kogo zagłosujemy 7 kwietnia w wyborach samorządowych, jest w cholerę ważne. Bo od tego zależy, czy będziemy mieli zieleń i drzewa, czy beton i myjnie, które hektolitrami wody i chemii rozpieprzają nam świat dla zachcianek fanów regularnego pieszczenia swoich blaszanych zabawek na kółkach.
Auta są protezami. Czasem niezbędnymi, zwykle niestety kupowanymi i pielęgnowanymi na wyrost. Podobnie jak sadzonki są protezami starych drzew. A te stare drzewa często są wycinane niepotrzebnie, bo jakiemuś kretynowi liście lecą na auta, bo przeszkadza mu cień albo śpiew ptaków.
– W miastach potrzebne są drzewa, nie sadzonki – mówił dawno temu w TYM wywiadzie dr Dominik Drzazga z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
– Jeden duży buk produkuje tyle tlenu, co mniej więcej tysiąc siedemset 10-letnich, małych buków. To właśnie duże drzewa tak naprawdę są potrzebne w miastach, a nie ich małe sadzonki – podkreślał ekspert w rozmowie z PAP.
Baran z niego, bo nigdy nie widział ogłowionych do szczętu katalp w bolesławieckim Rynku. Te kikuty na wiosnę będą ładnie wyglądały, ale dałyby więcej cienia, gdyby im nic nie amputowano. I byłoby na nich wówczas znacznie więcej ptasich gniazd.
Cień w wielu miejscach naszego miasta możecie znaleźć już tylko tylko w Google Maps, o czym pisaliśmy, pokazując drastyczne przykłady, TUTAJ (nie pokazujcie dzieciom, bo pomyślą, że to grafika z gry).
Niestety nie ma u nas żadnych Zielonych, a nikt w kampanii nie zająknął się na razie o ekologii i rzeczach ważnych. Ważniejsze jest to, czy będziemy płacić za parkingi, bo wożenie d… autem jest priorytetem nowoczesnego Polaka.
W poprzedniej kampanii wyborczej jednym z lajtmotiwów (bardzo light) Impulsu Lokalnego (wówczas Impulsu Miasta) był sentyment do bolesławieckich słoni. Impuls zrobił wtedy facebookową sondę „Czy słonie mają wrócić?”. Post dotarł do ponad 32 tysięcy użytkowników Facebooka. 2000 ludzi poparło pomysł w zaledwie dwudniowej sondzie. Jak na fejsbukowe zasięgi w naszym mieście, to (nie tylko pięć lat temu) bardzo dużo. Ze słoni zrobiono nawet gadżet kampanii Impulsu, ale po wyborach tematowi jakoś trąba opadła i nawet impulsowi opozycyjni radni nie wykazali dość determinacji, żeby coś z nim zrobić.
Słonie nie są ważne, mało kto je pamięta. Ale pamiętamy, że to miasto było kiedyś zielone. Widok miasta z lotu ptaka, z czasów przed powszechnym użytkowaniem dronów, pamiętam nawet ja. Byłem zszokowany ilością zieloności.
Gdy patrzy się na powyższe zdjęcie słoni, ludzi na banerach, beton, myjnię… wszystko to jest jeszcze bardziej smutne, smutne jak nasza głupota. Bo to ona każe nam wybierać ludzi, którzy mają w nosie to, co będzie za lat dwadzieścia, czy piętnaście. Dla których umycie, czy zaparkowanie auta, jest ważniejsze od śpiewu ptaków. Ptaki przecież Map Google nie mają, to sobie drzew do budowy gniazd nie znajdą. A jak znajdą, to się je wytnie w okresie lęgowym jak te na Koziej Górce.
Obecni na billboardach nad betonem Bezpartyjni Samorządowcy mają nie tylko w tej dziedzinie ogromne powody do wstydu. I nie chodzi o to, jak przepieprzyli wybory parlamentarne jesienią. Oni wiedzą, jak żenującym brakiem opcji politycznej są. Ich własną wiarę w wynik wyborczy 7 kwietnia 2024 widać nawet na powyższym banerze po tym, że pani Katarzyna Grzelak postanowiła nie wydawać w kampanii na fotografa ani złotówki.
Gorzej: nasi lokalni Bezpartyjni Samorządowcy tak wstydzą się swojego sztandaru po jesiennym blamażu, że nazwali lokalne komitety wyborcze inaczej, żeby się wyborcom nie skojarzyło. Choć jako radni kończącej się kadencji wciąż są Bezpartyjnymi Samorządowcami.
Za parę lat nie będziemy się smażyć w piekle, będziemy się smażyć w naszych betonowych miastach. Będzie nam brakowało wody, którą dziś pod ciśnieniem spryskujemy zderzak swojego leasingowanego SUV-a w miejscu, w którym kiedyś była trawa niezdeptana przez słonie.
To, na kogo zagłosujemy 7 kwietnia naprawdę jest w cholerę ważne. Ale wybór wyborcy z Bolesławca wygląda tak, jak ogłowiona katalpa w Rynku, jest beznadziejny. Bo jeśli zależy Wam na tym, czy papier do papieru, a plastik do plastiku, ile pali Wasze auto, co zabija lotnicza wycieczka będąca metodą na chandrę i skąd czerpiemy energię, to my tutaj nawet nie mamy na kogo głosować.
Mamy czworo kandydatów na prezydenta miasta, samych prawaków, od ideologicznych, po cynicznych. Dla nich naprawdę Szyszko jest ważniejszy od szyszki. I naprawdę mają w nosie to, co będzie tutaj za 20 lat. Bo ich dzieci, jeśli mają rozum, i tak stąd wyjadą.