Przyszedł nowy rząd i z marszu zaczął głosić hasła wielkich zmian w szkołach. Rzecz zupełnie normalna przy zmianie władzy.
Pracuję w szkolnictwie dopiero od roku – pierwszy semestr spędziłem w Szkole Podstawowej nr 8 w Jeleniej Górze, a od września pracuję w Oxpressie. Elementarna sprawa, jaka rzuca mi się w oczy w obu miastach, to niemal zupełny brak młodych nauczycieli. Młodych w rozumieniu 26-latka, czyli po prostu moich rówieśników. Według danych Urzędu Miasta w Bolesławcu w 2022 roku w szkołach podstawowych (zarówno miejskich, jak i prywatnych) nauczyciele początkujący stanowili zaledwie 2 procent całej kadry, a nauczyciele stażyści – kolejne 2 procent. Brak młodych nauczycieli to problem ogólnopolski, bo mało kto garnie się do tego zawodu po studiach.
Poza podwyżkami, które same z siebie tego problemu nie rozwiążą, nie widzę jak na razie żadnych pomysłów nowego rządu na zmianę tej sytuacji. Zresztą podane przez ministerstwo nowe pensje nauczycieli są niższe od tego, co obiecywano, a poza tym jako nauczyciele początkujący dostaliśmy właśnie niedźwiedzią przysługę. Zarobki nieźle nam skoczą w górę, ale zakładając, że nie zajdą żadne zmiany, to jeśli za parę lat zostanę nauczycielem mianowanym, dostanę zaledwie sto złotych (brutto) więcej, niż teraz…
Jednym z pierwszych pomysłów koalicji 15 października jest redukcja liczby lekcji religii. Na pewno nie jest to priorytetowy problem (choć jeden z istotniejszych) polskiej oświaty i myślę, że o tej kwestii powinna samodzielnie decydować każda szkoła. Wystarczy spojrzeć na statystyki z Bolesławca, aby zobaczyć, że zainteresowanie religią jest bardzo zróżnicowane – w jednej szkole na katechezę chodzi większość uczniów, w innej prawie nikt. Grzebanie przy tym przez jakikolwiek rząd tylko podgrzeje i tak już potężną wojnę polsko-polską.
Kolejna sprawa to likwidacja zadań domowych i mam tutaj bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony to prawda, że uczniowie często są nimi przeciążeni. Sam jeszcze 10 lat temu chodziłem do szkoły, miałem dodatkowe zajęcia z angielskiego, warsztaty literackie i teatralne… a skoro tak, zadania domowe odrabiałem wieczorami. Często się mówi o pracach robionych przez chatGPT, skopiowanych z Internetu albo po prostu napisanych przez starsze rodzeństwo bądź rodziców – i to też nieraz jest prawda.
Z drugiej strony repetitio est mater studiorum – powtarzanie jest matką studiowania. Kiedy dzisiejsi uczniowie pójdą na studia, będą musieli pisać prace dyplomowe, eseje zaliczeniowe i szykować różne projekty – szkoła ich do tego przygotowywała także dzięki zadawaniu czegoś do domu. Zadania domowe nieraz pomagały słabszym uczniom nadrabiać zaległości i podciągnąć sobie oceny, a tym zdolniejszym – utrwalić i poszerzyć swoją wiedzę. Ich likwidacja bądź ograniczanie tylko dla osób chętnych (których nie będę mógł nagrodzić żadną oceną) to ryzykowny pomysł i myślę, że zdecydowanie zbyt radykalny.
Uczę też HiT-u i jego likwidacja akurat mnie cieszy. Wrzucenie tego skleconego na szybko przedmiotu w miejsce WOS-u wprowadziło spory chaos, bo mam pierwsze klasy, z którymi na historii omawiamy, na przykład, kulturę starożytnego Rzymu, a zaraz potem na hicie wlatuje odwilż gomułkowska albo mur berliński. W rezultacie nie zostaje zbyt wiele czasu na rozmowę o społeczeństwie obywatelskim, ideach politycznych i religijnych, państwie prawa czy stosunkach międzynarodowych. Wplatam takie wątki, gdzie tylko mogę, ale nie tak to powinno wyglądać.
Zapowiadane odchudzenie podstaw programowych na razie trudno ocenić, bo nie mamy jeszcze konkretów, ale przypadku historii jest sporo tematów i wątków, które myślę, że można bądź całkowicie wyrzucić, bądź zastąpić czymś ważniejszym. Po co prezentować ustrój starożytnych Aten na poziomie niemal uniwersyteckim, podczas gdy na tak ważne dla Polaków tematy, jak stosunki polsko-ukraińskie w XX wieku czy powstanie Solidarności nieraz nie ma już czasu?
W przypadku historii w miejsce części z tych 20 procent rzeczy, które mają wypaść (pytanie jeszcze, CO DOKŁADNIE wypadnie, bo mam tu wiele obaw…), dodałbym elementy historii regionalnej. Na przykład w formie jednego tematu do każdego działu z historii Polski – omawiamy średniowiecze i na koniec jest jedna, dwie lekcje o Dolnym Śląsku. Dobra okazja do powtórki poprzednich tematów i pokazanie ich na przykładzie znanej uczniom okolicy.
Zamiast podsumowania – mamy teraz ciekawe czasy i to jest chyba jedyne, co nie budzi żadnych wątpliwości…