Ominięcie w niedzielę na karcie do głosowania listy nr 1 to był nawet lepszy pomysł od pominięcia list PiS-u i Konfederacji. Bo Bezpartyjni Samorządowcy, którym jakże szczęśliwie wylosowano tę listę nr 1, to jeszcze większy cynizm i obłuda, niż tamte partie.
– 18 lat temu Donald Tusk i Jarosław Kaczyński doszli do tego, że cały rozwój Polski trzeba oprzeć na wojnie, na konflikcie – stwierdził TUTAJ prezydent Bolesławca, Piotr Roman, jeden z liderów Bezpartyjnych Samorządowców. Do tego wniosku dochodził co najmniej przez dwa lata, bo z PiS odszedł nie 18, a 16 lat temu, gdy partia ta zaczynała dołować.
Bezpartyjni Samorządowcy to ci, którzy wymyślili, że wylansują Pawła Kukiza, wpuszczając go niegdyś na listę do sejmiku dolnośląskiego. Dziś współrządzą z PiS m.in. w sejmiku i w powiecie bolesławieckim, a słowa Piotra Romana, to chyba jedyny quasi opozycyjny ruch z ich strony w tej kampanii. Jak głupim pomysłem było wprowadzeni Kukiza do polityki, zreflektowaliśmy się niestety dopiero w minioną niedzielę.
Bezpartyjni w skali lokalnej opanowali do perfekcji to, co PiS z mozołem wyczyniał przez osiem lat na górze. Za publiczną kasę zbudowali sobie silne wpływy w lokalnych i regionalnych mediach. W wyborach wystawiają ludzi zatrudnionych w zależnych od siebie samorządowych firmach (tylko z Kolei Dolnośląskich podległych marszałkowi województwa Cezaremu Przybylskiemu startowało co najmniej 12 pracowników (o czym więcej TUTAJ). Zależnymi od zatrudnienia w samorządowych firmach i instytucjach ludźmi, czy ich rodzinami, pozapychali swoje listy wyborcze w różnych częściach kraju, byle tylko zostać ogólnopolskim komitetem i załapać się na próg wyborczy dający publiczne dofinansowanie dla partii pod nazwą Bezpartyjni Samorządowcy. Gdyby nie wystartowali jako partia, nie mieliby szans na subwencję. Dostaliby ją, gdyby przekroczyli w niedzielę próg 3 procent głosów. Wiedzieli, że nie mają raczej szans na wpływ na politykę kraju, mieli za to szanse na kasę. Dlatego na wybory założyli partię Bezpartyjnych. I zostali teraz Bezpartyjni z tą partią jak ten Himilsbach z angielskim.
Ich obłudę najprościej można dostrzec patrząc na deklaracje wyborcze i rzeczywistość w zarządzanych przez nich samorządach:
Deklarowali w kampanii dbałość o bezpłatną i dostępną psychiatrię dziecięcą, ale ich kandydat na senatora, Kamil Barczyk, otworzył bardzo drogi, komercyjny oddział tego typu w szpitalu świętego Łukasza w Bolesławcu. Kiedy oddział nie odnosi wielkiego sukcesu, nazywa go (TUTAJ) prowokacją do dyskusji na temat finansowania psychiatrii dzieci i młodzieży. Minister zdrowia nazwał ten oddział skandalem.
W kampanii mówili o niezależności lokalnych mediów i dbałości o tę niezależność, pokazując jako patologiczne przykłady telewizje samorządowe. A tymczasem w Bolesławcu sami od lat finansują lokalną telewizję i trzymają w samorządowym ręku udziały w niej (więcej TUTAJ).
Szczytem hipokryzji jest wypowiedź kandydata Jarosława Kowalskiego (TUTAJ), który sugerował w kampanii, że lepiej wydawać publiczne pieniądza na bezpłatną komunikację, niż na TVP, podczas gdy bolesławiecki samorząd regularnie grubo finansuje lokalną telewizję, a sam kandydat, jako wieloletni przewodniczący bolesławieckiej Rady Miasta, nie umiał wyegzekwować siwej już ze starości uchwały o sprzedaży miejskich udziałów w tejże stacji.
W kampanii mówili o prawach kobiet, a w samorządzie żałują uczennicom bezproblemowego dostępu do środków higienicznych (przykład TUTAJ). Ba, sążniście wspierającym kościół Bezpartyjnym skutecznie wprosiła się na listę działaczka Strajku Kobiet, Kinga Gęsicka-Biały, ale na lokalną, kampanijną prezentację kandydatów w Bolesławcu to już jakoś zapomnieli ją zaprosić.
Marszałek Cezary Przybylski promował się wspierając bolesławiecką Gliniadę, by po paru latach bez oporu wspierać jej plagiat. Ten były członek Platformy Obywatelskiej, niedoszły poseł (nie objął mandatu, choć mógł) odszedł z PO, gdy partia zaczęła dołować. I związał się koalicją z PiS.
Hasła wyborcze Bezpartyjnych Samorządowców to była bardzo kosztowna demagogia. Zerowy PIT to rujnowanie finansów publicznych, także tych samorządowych. Bezpłatna komunikacja to potężne obciążenia dla budżetu i (jak wszystko, co „bezpłatne”) płacenie przez wszystkich za usługi, z których korzystają niektórzy. Bezpłatna komunikacja w Bolesławcu kosztuje ponad 7 000 000 rocznie i praktycznie odcięła od miejskiej komunikacji mieszkańców okolicznych wsi.
Warto zwrócić uwagę także na to, jak Bezpartyjni starali się pomóc PiS w wyborach. Ich kandydatów do senatu nie było w Pakcie Senackim 2023, w którym demokratyczna opozycja postanowiła wystawić wspólną listę. Sami nie zaliczyli się do demokratycznej opozycji nie wspierając Paktu. Bezpartyjni Samorządowcy z naszego okręgu do senatu wystawili dyrektora bolesławieckiego szpitala, Kamila Barczyka, który szanse w walce z Rafałem Ślusarzem z PiS miał równie nikłe, jak wystawiony w tej samej roli w poprzednich wyborach Piotr Roman. Wtedy prezydent Bolesławca bardzo przydał się do osłabienia Władysława Kozakiewicza z Koalicji Obywatelskiej. Ślusarzowi opozycja wystawiła tym razem na ring Waldemara Witkowskiego z Unii Pracy. Żeby go pokonać i nie zaszkodzić Ślusarzowi, powinien wystarczyć odbierający głosy raczej opozycji, niż PiS-owi, Barczyk. Brązowy Krzyż Zasługi od Andrzeja Dudy zobowiązuje.
Ale i to Bezpartyjnym nie wyszło. Miejsce w Senacie wygrał dużą przewagą Witkowski, Ślusarz traci mandat, Barczyk ma w tym wyścigu trzecie miejsce… na trzy możliwe.
W sobotę, w ciszy wyborczej, nieśmiało rozeszła się wieść (cisza wyborcza), że zrezygnował z kandydowania pierwszy na liście Bezpartyjnych Robert Raczyński, prezydent Lubina. Dlaczego? Nie wiadomo, podobno z powodów zdrowotnych i wskutek zaleceń lekarzy, acz złośliwi twierdzą, że mogło to być próbą ratowania mandatu dla PiS z Lubina. Wyborcy mogli zobaczyć obwieszczenie w sprawie nieobecności Raczyńskiego na karcie do głosowania i jednocześnie jego nazwisko na tejże karcie, w niektórych komisjach informowano ich o rezygnacji kandydata. Trudno powiedzieć, aby było to poważne traktowanie wyborców. Bo Raczyński mógł równie dobrze nie rezygnować dzień przed wyborami, a zrobić to po ewentualnym zdobyciu mandatu, który mu zresztą i tak raczej nie groził.
Na szczęście wyborcy nie dali się nabrać na hasła Bezpartyjnych Samorządowców, na dolnośląskich spadochroniarzy na listach wyborczych w całym kraju i na obłudne postulaty.
– Głęboko wierzę w to, że ten próg 3 procent przekroczymy – to dla nas niezwykle ważne. Po to, abyśmy widzieli, że ta ciężka praca będzie procentować. Ten dodatkowym bodziec w postaci 3 proc. to nam się należy – mówił w poniedziałek Cezary Przybylski. No jakoś wyborcy uznali, że się nie należy.
Bezpartyjni ponieśli sromotną klęskę nie zdobywając nawet 3% poparcia w kraju. Sukcesu nie odnieśli nawet na macierzystym Dolnym Śląsku.
W powiecie bolesławieckim, mimo dużych nakładów na kampanię, zdobyli w wyborach do Sejmu tylko 1903 głosy. W samym mieście – 869!
Jarosław Kowalski, czwarty na liście, zdobył w Bolesławcu 312 głosów. Nachalnie promowana Kinga Gęsicka-Biały – 84…
Nie pomogły nawet chyba wietnamskie lajki dla bezpartyjnych postów na Facebooku, ale teraz wiemy przynajmniej, gdzie Bezpartyjni mogą sobie tanio zdobyć poparcie: