Prawo ochrony przyrody w Polsce jest traktowane z przymrużeniem oka. Od urzędu zależy, czy jest traktowane poważnie, lub czy jest przykrywką do niegodziwych działań.
Pod kolejnymi tekstami publikowanymi przez Bolec.Info (TUTAJ I TUTAJ) pojawia się sporo rzeczowych oraz niedorzecznych komentarzy. Adresatami są starosta bolesławiecki, prezydent miasta, wójt oraz autor tych słów – ekoterrorysta itp.
Inwestycja została skutecznie wstrzymana i warto się zastanowić, dlaczego do tego doszło. Zgodę na wycięcie drzew wydaje lokalny samorządowiec, w tym przypadku prezydent i wójt, ponieważ ścieżka ma przebiegać przez ich tereny. Dobry urzędnik zamieści informację, że nie zwalnia to z przestrzegania innych przepisów.
Amator nie powinien wykładać prawa samorządowym włodarzom. Ale może podpowiedzieć, czego zabrakło w działaniu starostwa i co zasługuje na naganę.
Przed samym wycięciem drzew (sezonie lęgowy nie chroni przed nim) wystarczyło wykonać porządną inwentaryzację, najlepiej przez ornitologa. Można było stworzyć protokół z dokumentacją fotograficzną, żeby nie spotkać się z zarzutem zaniedbania.
Przy stwierdzeniu obecności ptaków trzeba by z inwestycją poczekać lub uzyskać zgodę z RDOŚ.
Niestety przepisy nie określają żadnych uprawnień ani wiedzy wykonujących osób. I tę lukę wykorzystywano na całego. Potwierdzały to odpowiedzi na pytania z poprzednich inwestycji.
W praktyce zawsze udawało się wyciąć drzewa. Niełatwo jest o taki zbieg okoliczności, żeby udało się skontrolować zleceniodawcę i wykonawcę. Jak to wyglądało 30.06?
Pierwsze lokalne ustalenia miały miejsce w Zarządzie Dróg Powiatowych. Jego kierownik – p. Bednarski ze stoickim spokojem powiedział, że całą dokumentację wycinki posiada wykonawca. Idąc jego tropem myślenia, przy budowie prywatnego domu o pozwolenie powinien występować budowlaniec. Ta wypowiedź sugerowała brak związku z budową ścieżki. Po godzinie okazało się jednak, że związek jest, ponieważ na Kosiby pojawił się w służbowym samochodzie zastępca kierownika – p. Prochownik. Nie zdecydował się jednak na żadną rozmowę i błyskawicznie zniknął. Już po przyjechaniu patrolu policji pojawił się ponownie, ale jako pasażer w samochodzie wykonawcy. Nie był jednak rozmowny. Powiedział jedynie, że drewno z wycinki jest do dyspozycji wykonawcy i że nie ma uchwały zarządu powiatu o sprzedaży drewna pozyskanego podczas prac na terenach powiatu.
Policjanci czasem mają trudne zadanie, ponieważ muszą na szybko poznać nowe dla nich przepisy. Okazano im zgody na wycięcie, w nich obowiązek nasadzeń zastępczych i zamknęli sprawę. Tylko dzięki temu, że autorowi udało się samodzielnie dowiedzieć o obowiązku decyzji zezwalającej na wycięcie drzewa z gniazdem, nastąpiła powtórna interwencja i wstrzymanie budowy. Jest to wyłącznie wina starostwa i jego szefa. Nie ma tu żadnego ekoterroru, ani pieniactwa. Najlepiej opisał /-a to anonimowy internauta: „Jeżeli obywatel zrobi coś nie tak, to od razu płaci kary, mandaty, domiary, odsetki. Bo mieszkaniec odpowiada jako obywatel, płatnik, podatnik, itp. A urząd jest bezosobowy. Można się za nim schować nie ponosząc żadnych konsekwencji i nadal robić z podatników idiotów.”
Dziewiątego lipca sikor w dziupli już nie udało się zaobserwować. Jeśli ktoś im pomógł, to uniknął odpowiedzialności. Jeśli wyprowadziły lęg, to wystarczyło o tydzień przesunąć początek prac.
Z punktu widzenia obywatela, podatnika, rowerzysty i przyrodnika-amatora naganne są dwa fakty: Pierwszym jest upublicznianie kosztów i prywatyzacja zysków. Drzewa ścięto na koszt podatnika, drewno stało się własnością wykonawcy. Czy jego wartość obniży koszt budowy?
Drugi dotyczy przebiegu trasy: Czy ścieżka stanowi całość jakiegoś rozsądnego planu, czy jest to licha proteza i powód do przedwyborczych fotek? Bo reklamowana dwa lata temu Cyklostrada Dolnośląska prawdopodobnie odeszła w zapomnienie. Ale samorządy składki zapłaciły, może płacą dalej. Czy ktoś odpowie na te pytania? Bo bezpartyjnie i samorządnie zbliżamy się do wyborów, a wiedza obywateli, to władza nad rządzącymi.
Gdyby zaś ktoś chciał sam stanąć w obronie ptaków, które nie mają głosu, może skorzystać z poradnika mikołowskiej straży. Tam jest to publiczne, niech i w Bolesławcu będzie.
Zbliżając się do końca osobista refleksja. Od ponad trzydziestu lat drzewa przy ul. Kosiby są elementem krajobrazu autora. Są typowym przykładem drzew maltretowanych przez zarządców dróg. Bezsensownie i wadliwie pozbawiane konarów, solone zimą i podatne z tych powodów na choroby. Mimo to są źródłem życia dla ptaków, roślin, owadów, cienia dla ludzi. Pod ich ochroną nawet asfalt ma się lepiej. Lepiej ograniczają prędkość niż ukradziony radar. To widzi serce.
Rozum zaś widzi zagrożenie dla ruchu i podpowiada ich wymianę. Ale z poszanowaniem prawa oraz logiki i nasadzeniami kompensacyjnymi w stosunku co najmniej 1:3.
A jak szanuje się prawo i logikę widać na pierwszym etapie od ronda do Łazisk – przyjechała koparka i wyrównała.
Panowie Samorządowcy, ile przepisów złamano? Podlegli Wam urzędnicy mają dużą wiedzę i z pewnością są w stanie to ustalić. Ktoś jest za to odpowiedzialny?
Nad wejściem do lochu głodowego w bolesławieckim ratuszu od wieków stoi jak wół: „Ius cole, perniciosa viris iniuria est” – Szanuj prawo, nieprawość jest dla ludzi szkodliwą rzeczą. Także wtedy, gdy próbuje się wywierać naciski na świadka, przekraczając swoje uprawnienia.
Tadeusz Łasica
ps. Podziękowania dla Pana Rafała Rosoła z UAM za pomoc w literackim przetłumaczeniu kilkusetletniej inskrypcji.