Zacznijmy od dwóch bardzo podobnych zdarzeń – jednego sprzed niemal stu lat, a drugiego, niestety, bardzo współczesnego. Za jedno odpowiadali faszystowscy antysemici, a za drugie narodowcy i kibole.
Był dzień 16 października 1937 roku, gdy do zamieszkanej w większości przez Żydów wioski Wyszonki Kościelne na Podlasiu zjechała setka narodowców. Mieli jeden cel – zaatakować, pobić i przegnać tylu Żydów, ilu zdołają. Wszystko, rzecz jasna, w walce o „Wielką Polskę”, możliwie jednolitą narodowościową i pozbawioną „obcych”. W obronie zaatakowanych mieszkańców stanęła policja, która bez wahania otworzyła ogień i rozpędziła faszystowską bojówkę. Jeden z faszystów zginął, i co haniebne, do dziś ma na miejscowym cmentarzu pomnik z tablicą pamiątkową, kreującą go na „bohatera” walki o „nową Polskę”.
Historia powtórzyła się na początku marca ubiegłego roku w Przemyślu. Gdy miasto stało się głównym centrum przyjmowania uchodźców z Ukrainy, zjechała tam także mocno ponad setka faszystów – inaczej ich nazwać się nie da – aby tworzyć tam „straże obywatelskie”. Dochodziło do napaści na uchodźców z Ukrainy, spacerujących poza Dworcem Głównym, a pożyteczni idioci rosji (mała litera nieprzypadkowa) próbowali legitymizować nawet Polki, chcąc sprawdzić ich narodowość. Rozpędzenie tej brunatnej hołoty zajęło policji dwa dni, a przez kolejne dni Przemyślu jeździły duże policyjne patrole.
Wyszonki Kościelne i Przemyśl nie są wyjątkami w swoich czasach. Agresywny język antyukraińskiej propagandy, wylewanie na Ukraińców paskudnych pomyj, stawianie demagogicznych i niedorzecznych oskarżeń, wykorzystywanie trudnej przeszłości do siania nienawiści, zakłamywanie historii, rzucanie stereotypami i zwyczajna niewiedza są dokładnie tym samym, czym była rasistowska kampania nienawiści, zorganizowana przeciwko Żydom w międzywojennej Polsce.
Zachodzą zdumiewające wręcz podobieństwa, łączące antysemicką propagandę z czasów II RP i tę współczesną, antyukraińską. Ukraińcom zarzuca się, że się na nas bogacą, są „uprzywilejowani” w stosunku do Polaków, promują swoją „narrację”, wykorzystują Polaków i z nich kpią, są roszczeniowi i leniwi, „mają kłamstwo we krwi” i to przez nich w Polsce jest kryzys ekonomiczny. Są banderowcami, mordują cywilów w Donbasie, a prezydent Wołodymyr Zełenski to część światowego spisku elit. Niektórzy chcą wysyłać Ukraińców „do piekła” i zalecają, że jeśli ktoś chce się ogrzać, niech poprosi banderowca, aby go poganiał po ulicy z widłami, to zrobi się cieplej. Pewna partia polityczna ukuła także faszystowskie hasło „Stop ukrainizacji Polski”, za które nadal nie została zdelegalizowana.
Taka sama faszystowska i pozbawiona podstaw propaganda istniała w II RP. O Żydach mówiono, że dorabiają się na Polakach, „są wszędzie”, powinni wyemigrować do Palestyny, bronią swojej odrębności kulturowej i narzucają Polsce swoją kulturę, są uprzywilejowani, „zatruwają” polskie umysły, rozpijają Polaków i ich wyzyskują, podczas wojny z bolszewikami szpiegowali dla wroga, zabijają ludzi, zabierają Polakom ziemię, chcą przejąć władzę nad światem, są zakłamani i to przez nich wielu Polaków bieduje. Narodowa Demokracja i późniejszy Obóz Narodowo-Radykalny chętnie posługiwały się antysemickimi hasłami, nawołując do walki z żydowskimi wpływami w gospodarce i wysiedlenia Żydów do Palestyny na Madagaskar.
Widzicie podobieństwa? To jeszcze nie koniec.
Dziś faszystowska propaganda bredzi o „ukrainizacji” Polski, „diabłach banderowskich”, „nierobach”, „bandersynach”, „banderopitekach”, „upazaurach”, „zbrodniarzach”, „gadach”, „ruskich brudach” i „ukraińskich śmieciach”. W czasach naszych pradziadków mówiło się z kolei o „zażydzeniu”, „zalewie żydowskim”, „żydowskich komisarzach”, „czerwonych/czarnych żydach”, „zdziercach”, „krypto-Żydach”, „odżydzaniu” czy „żydokomunie”. Odczłowieczanie, zohydzanie i stawianie w pozycji wroga ludzi o innej narodowości w II oraz III RP różni się tylko tym, że w obecnej Polsce pojawia się więcej neologizmów, niż kiedyś. Z kolei w II RP autorzy antysemickiego ścieku głosili go pod swoimi nazwiskami, a dziś wielu ich następców wylewa swój antyukraiński ściek, kryjąc się pod nickami w zapewniającym anonimowość internecie.
Są też kwestie historyczne. W Polsce historia zazwyczaj jest upraszczana i przez to często zakłamywana. Przedstawia się niemal wyłącznie jej bohaterskie, martyrologiczne i pozytywne strony, a te negatywne przemilcza. Odbiera się przez to przeszłości jedno z jej podstawowych zadań, czyli prowokowanie do uczciwej refleksji – czasem budzącej dumę, czasem zaś gorzkiej – skutkującej wyciąganiem wniosków na przyszłość.
Niestety, w Ukrainie jest podobnie. U nas o Żołnierzach Wyklętych mówi się w zasadzie tylko jak o bohaterach, choć wielu z nich ma na sumieniu bandyckie napady i liczne zabójstwa niewinnych cywilów, a w Ukrainie Ukraińską Powstańczą Armię przedstawia się głównie jako walczącą z sowietami partyzantkę (ostatni upowcy wyszli z ukrycia dopiero gdy rozpadł się ZSRR). W rezultacie we Lwowie stoi wielki pomnik Bandery, a w Polsce wciąż broni się Romualda Rajsa „Burego”, choć ma on na sumieniu mordy na białoruskich wioskach. Niemal zupełnie się w Polsce nie mówi o urzędowym szykanowaniu Ukraińców w II RP, przymusowych konwersjach na rzymski katolicyzm i wyburzaniu ukraińskich cerkwi, a opisy mordów na Żydach, dokonywanych przez Polaków na Podlasiu w 1941 roku, są niemal identyczne z opisami rzezi wołyńskiej. Wiele takich historii można znaleźć w książce Mirosława Tryczyka pt. Drzazga. Kłamstwa silniejsze niż śmierć.
To właśnie dlatego antyukraińska propaganda tak łatwo i często operuje makabrycznymi wspomnieniami ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu, grając przy tym na emocjach i kreując współczesnych Ukraińców jako krwiożerczych banderowców, pozostając w pełnej zgodzie z kremlowską propagandą. Tymczasem nacjonalistyczna partia Swoboda, ma tylko jednego deputowanego w parlamencie, podobnie jak Prawy Sektor. W Radzie Najwyższej Ukrainy deputowanych jest łącznie 423. Dobitnie świadczy to o braku popularności banderowskich idei wśród zdecydowanej większości Ukraińców, bo gdyby było inaczej, obie te partie od niemal dekady rządziłyby w Kijowie.
W II RP sytuacja była nawet gorsza. Byliśmy po 123 latach niewoli, gdy siłą rzeczy gloryfikowaliśmy i upiększaliśmy naszą historię, aby czuć dumę z bycia Polakami i łatwiej opierać się wynarodowieniu. Czując się narodem lepszym od innych i mającym dziejową misję, staliśmy się bardzo podatni na faszystowską propagandę, grającą na tych uczuciach i kreującą „wroga wewnętrznego”, jakim stali się Żydzi – innowiercy, niezgodni rasowo ze słowiańskim narodem polskim. Wciąż padał argument, że Żydzi zamordowali Jezusa i że sympatyzują z bolszewikami (mit żydokomuny).
Rezultatem antysemickiej nagonki były pogromy. Na uniwersytetach wprowadzano limity żydowskich studentów i getta ławkowe, a narodowcy bezkarnie napadali na Żydów nawet w salach wykładowych. Podczas wojny koronnym rezultatem wcześniejszej propagandy oraz osobistych uprzedzeń stała się zbrodnia w Jedwabnem. Oczywiście, Polacy jako naród nie kolaborowali z Niemcami, obozy śmierci były niemieckie, upiorne getta zakładali i prowadzili Niemcy, wielu Polaków ratowało Żydów (za co groziła kara śmierci), ale zdarzali się wśród nas także mordercy i konfidenci, nie zawsze przymuszani do współpracy. Także po wojnie mit żydokomuny wielu brało za dobrą monetę, czego efektem był z kolei pogrom kielecki.
Jeśli ktoś mówi o Ukraińcach tym samym językiem, jakim w II RP mówiono o Żydach, to czytając czy to o Jedwabnem, czy pogromie kieleckim, czy choćby o napadzie na Wyszonki Kościelne, powinien się dobrze zastanowić, czy chce iść tą samą drogą, co międzywojenni antysemici.
Oraz poważnie przemyśleć wypowiadane/wypisywane przez siebie brednie.
Co za antypolski propagandowy gniot! Nie da się czytać tych bredni i kłamstw! Zalecam autorowi doczytać co nieco zwłaszcza o kłamstwie na temat zbrodni w Jedwabnem skoro tytułuje się magistrem historii…
„mit żydokomuny”
Nadreprezentacja Żydów w UB to pewnie czysty przypadek.
Zdecydowana większość ubeków to byli Polacy. Żydów w Polsce po II wojnie światowej pozostał niewielki procent – niemal wszystkich wymordowali Niemcy – a Polska po 1945 rokiem była krajem niemal jednolitym narodowościowo. Więc tak, żydokomuna to był mit.
Dlatego piszę o nadreprezentacji w bezpiece, jak na kraj „niemal jednolity narodowościowo” bardzo wielu znalazło tam swoją przystań.
wystarczy doinformować się i nie siać dezinformacji
A najgorsze jest to, że nie wyciągamy żadnych wniosków ze zdarzeń które już się wydarzyły w przeszłości, kopiujemy niczym przez kalkę postawy i myślenie.
Cóż może byś innego, skoro sama polityka historyczna państwa to przede wszystkim powtarzanie bez żadnego zastanowienia, że jesteśmy tylko i wyłącznie „wielcy, wspaniali, bohaterscy, tolerancyjni, otwarci, najuczciwsi, etc., etc.”
Wszystkie ciemne strony, to zawsze są jacyś „inni”.
niestety w tych czasach tak jest, przede wszystkim politycy grają na emocjach i wyzwalają demony,..