Historia bolesławieckich kościołów nie została nigdy opisana w zwięzły sposób. Powszechnie dostępna literatura z XVIII i XIX wieku wymaga wychwycenia wzmianek, tak by stworzyć z tego jakąś chronologię. Christian Gotfried Fechner podał w 1787 r., że drugą w kolejności świątynią był kościół Naszej Umiłowanej Pani, który miał zostać ufundowany przez Bolesława Wysokiego w 1194 r., czyli ponad sto lat wcześniej niż powstał pierwszy murowany kościół w miejscu fary (dzisiejsza bazylika).
Kościół ten stał po południowej stronie Bramy Dolnej. Nie jest to jakaś nadzwyczajna sytuacja, gdyż budowanie świątyń przy bramach było symbolicznym sposobem obrony miasta. Patron kaplicy lub kościoła miał chronić mieszkańców przed nieszczęściem. W przypadku zbrojnego zagrożenia cele sakralne ustępowały celom militarnym i obiekty te chroniły obrońców. Na Dolnym Śląsku takie założenia były w Świdnicy, Jeleniej Górze czy Strzegomiu.
Z upływem czasu kościółek został zsekularyzowany, ale budynkowi przywrócono funkcję religijną w czasie wojny trzydziestoletniej. Jest to dość ciekawa historia, pokazująca jak niejednoznacznie rozwijała się sytuacja na Śląsku. Wraz z umacnianiem się Kościoła katolickiego odebrano protestantom farę. Ale w zamian przekazano im do użytkowania dawną świątynię. Ponieważ pierwsze nabożeństwo odprawiono w nim w pierwszą niedzielę adwentu 1642 r., zwano go kościołem adwentowym. Co ciekawe, katolicki burmistrz, przekazał luteranom dzwon, krucyfiks i ołtarz z kościoła św. Kwiryna (obecnie klasztor przy Zgorzeleckiej). Świadczy to doskonale, jak wątpliwe jest przekonanie, że konflikt ten przebiegał na tle religijnym.
Protestantów wyrzucono z niego po zakończeniu wojny i rozpoczęciu rekatolicyzacji Śląska. Stało się to z pewnością przed 13 kwietnia 1654 r., ponieważ tego dnia odebrano im kościół w Bolesławicach, do którego na nabożeństwa chodzili bolesławianie. To zmusiło ich do budowy kościoła za granicą księstwa jaworskiego w Tomisławiu.
W budowli urządzono magazyn solny, przy czym po drugiej stronie bramy był jeszcze jeden skład cennego towaru. Dziś mało kto zdaje sobie sprawę ze znaczenia soli, ale Bolesławcowi nadano prawo jarmarku solnego w 1438 r. i który odbywał się w środę po Jakubie. Tylko tego dnia wszystkie miejscowości w zasięgu mili od miasta mogły zaopatrzyć się w nią. Same zaś magazyny solne były etapami w podróży handlujących nim kupców. W nich ją kontrolowano, konfekcjonowano, pobierano za jej transport opłaty. Przy Bramie Dolnej pobierano też cła za inne towary i z tego powodu ulica wiodąca od niej do Rynku nazywała się Zollstrasse – Celna.
Budynek, który stał w na miejscu późniejszego zakładu kąpielowego został zburzony w 1868 r. Nie ma niestety żadnej przedstawiającej go ilustracji, z 1786 r. pochodzi wzmianka, że w obu magazynach pracowali kierownik (Salzfaktor) i dwóch kontrolerów. W 1816 r. w monopolu solnym (Königliche Salzfaktorei) zatrudnieni byli: kierownik, kontroler oraz dwóch niższych urzędników (Faktor, Kontrolleur und ein Paar Unteroffizianten).
Więcej szczęścia, za sprawą zdjęcia, które wykonał Eduard Scholz, jest z budynkiem po prawej stronie bramy. Z kronikarskich zapisów wiadomo, że miał wymiar 88×18 łokci. W przeliczeniu na metry wynosi to 58 x 11,8. Widoczna na zdjęciu budowla była faktycznie na planie prostokąta i nie miała żadnych cech świątyni. Wydaje się, że zachodnia ściana była zlicowana z zewnętrznym murem obronnym, którego rozebrane resztki widać na narożniku. Widać też, że znajdujące się na niej okna są wyraźnie mniejsze niż boczne i pełniły funkcje strzelnic.
Podczas rozbiórki doszło do odkrycia, które zostało opisane w kronice magistratu. I tak 21 sierpnia 1877 r., podczas rozbiórki południowego narożnika wschodniej ściany, znaleziono dwa zalepione garnki. Robotnicy potłukli je, ale nie znaleźli nic oprócz kawałków wapna, cegieł i kamieni. Odnotowano, że część szczątków można było poskładać do przechowywania. Ewald Wernicke podał natomiast powód, jaki stał za rozbiórką historycznej budowli. Ze zdania jednoznacznie wynika, że w tym miejscu miała powstać sala gimnastyczna dla szkół miejskich. Zanotował jeszcze, że podczas kopania fundamentów na zachodnią ścianę sali sportowej, odnaleziono dwa szkielety bez śladów trumien .
Dziś wydaje się, że obok sali stoją mury obronne tworzące międzymurze. Patrząc jednak na ich konstrukcję widać gołym okiem, że jest to w większości dużo młodsza konstrukcja. Dotyczy to zwłaszcza muru zewnętrznego. Dopiero przy baszcie widoczny jest szew pomiędzy częścią średniowieczną a XIX-wieczną.
Sala służy kolejnym pokoleniom i wrosła w pejzaż miasta. Ćwiczyły w niej dziewczęta z nieodległej szkoły Doroty. Niezapomnianym zdarzeniem był gest uczestniczki wycieczki do Bolesławca, która przed ponad dziesięciu laty podniosła lekko rękę i powiedziała „Ich habe hier geübt”. Takie małe spotkanie z żywą historią.
Ale ponad sto lat wcześniej miejsce to widział szanowany dyrektor bolesławieckiego Muzeum Miejskiego – Artur Schiller. Jako dziecko trafił do miasta w 1870 r., gdy jego ojciec został w mieście inspektorem budowlanym i pamiętał wyburzenie magazynu. Jako miłośnik historii skwitował to kilkadziesiąt lat później następującymi słowami: „Nawet gdyby dziś most Bramy Dolnej musiał ustąpić współczesnym warunkom drogowym, nie uczyniono by obecnie tego, co wykonano przed 50 laty, latem 1877 r. Mianowicie wyburzenia starodawnego kościoła. Następczyni – sala gimnastyczna, jako jałowy świecki budynek, z architektonicznego punktu widzenia jest zupełnie poślednia i którą w nowszych czasach uatrakcyjniono kolorowym malowaniem; sprawia ona, że jubileusz nowego stulecia dla lokalnych patriotów jest szczególnie smutnym.”
Chciał nie chciał, lata mijają i zasadniczo nic się nie zmienia. Stare wydaje się niektórym cenne, innym zaś bezwartościowe i znika z naszej przestrzeni.
Fotografia magazynu była publikowana wcześniej w przedwojennej prasie, ale dwuczęściowa wersja ukazała się po raz pierwszy w najnowszej publikacji Muzeum Ceramiki pt. Przedwojenny obraz Bolesławca w zbiorach muzeów i archiwów i z niej pochodzi zdjęcie tytułowe. Oryginał znajduje się w Ratsarchiv / Stadtarchiv w Görlitz.
Przyznać należy, że pracownicy muzeum wykonali kawał solidnej pracy i książka ta powinna się znaleźć w zbiorach każdego miłośnika Bolesławca.
Tadeusz Łasica
Perfect!