Subiektywny opis „ekologisty z bloku” Skały i okolicy. Jeśli ktoś nie lubi stylu autora, który zmusił się do pisania w formie osobowej, zawsze może zastosować się do sparafrazowanej wskazówki z wrocławskiego domu Rybischa: Napisz sobie lepsze a mi zostaw moje.
Już od dziesiątek lat planowałem obejście kuesty w Skale. Wiele razy obok przejeżdżałem, aż się zebrałem i okazało się, że potrzebowałem dwóch wypraw.
Pośrednim celem była oznaczana na mapach, ale od kilkudziesięciu lat nieistniejąca osada Górniki – Zechenhäuser. Nazwa na pierwszy rzut oka wydaje się bez sensu, ale lidar nie pozostawia wątpliwości. W okolicy jest mnóstwo lejów po szybikach. A ciut dalej był nawet szyb poszukiwawczy węgla kamiennego. Z pewnego ustnego źródła dowiedziałem się, że „za Niemca” do domów nie doprowadzono prądu. A władza ludowa nie męczyła się, tylko wykwaterowała ludzi do pobliskich wiosek i wszystko diabli wzięli. Dziś stoją resztki murów. Na zachód od Górnik była jeszcze Wielandsche Ziegelei – Cegielnia Wielanda. Nazwa ta nie występuje na każdym messtischblacie. Trzeba by wielkiego trafu, żeby poznać historię. Na starszej wersji są dwa skupiska domów z nazwą Ziegelei. Odległość między nimi wynosi ok. 400 m. Ale na nowszych jedno z nich zniknęło a drugie ma dodatek z nazwiskiem i zaznaczono przy nim kominy. Do tej części nie dotarłem jeszcze, czeka repeta. Pierwsza z nich zniknęła więc przed 1945 r. i to tak, że nie ma żadnych śladów.
Kawałek za cegielnią droga wchodzi w głębocznicę. Dziś mało kto tędy chadza, ale ten kształt potwierdza jej użytkowanie przez kilkaset lat. Zanim powstała dzisiejsza droga wojewódzka nr 297, południkowo ułożony dukt łączył znajdujące się w kluczu Suszki z siedzibą państwa stanowego. Gdy po wojnie zaprzestano jej remontu i zrobiło się błoto, zaczęto historyczny układ objeżdżać po zachodniej stronie. I tak polskie gospodarowanie zatarło częściowo historię, bo układ alejowy drzew jeszcze trwa.
Zniknęło samotne gospodarstwo, które należało do Gaszowa. Obok niego znajduje się niespodziewana rzecz. Nie jest normalnym zobaczenie przekrzywionego hydrantu pośród pól, gdy do najbliższych zabudowań wioski jest ponad 800 m.
Na północ od pałacu znajdował się bardzo gęsty układ dróg prowadzących do należących do właścicieli klucza wiosek. Dziś są to polne drogi, z resztkami drzewostanów, które rosły po bokach. A odczytując legendy z messtischblatów można zauważyć pewną drobną różnicę. Były to drogi utrzymane dostępne dla pojazdów osobowych bez ograniczeń lub z okresowymi ograniczeniami. Dziś, na pewnych odcinkach, samochodem osobowym lepiej się nie pojawiać. Przy jednej z nich rośnie dąb, na którym wyżył się jakiś przygłup. Wyrąbał siekierą w korze buźkę i gwoździami przybił taśmę fosforyzującą. Pod nią zaczęły się rozwijać grzyby, drewno murszeć. Ale był pewnie z siebie dumny, jaki fajny dowcip zrobił.
O pałacu w Skale można by dużo pisać. Na pewno nie było tam zamku, jego kariera zaczyna się od renesansowego pałacu. Rozbudowany do klasycystycznej rezydencji, mieścił jadalnię z podium dla orkiestry. Gościli tu Liszt, Berlioz i Wagner. Ponieważ ze ścian odpadł tynk, stając po zachodniej stronie doskonale widać szew pomiędzy starszą starszą konstrukcją z kamienia a młodszą ceglaną (zdjęcie tytułowe).
Gdy zacząłem bywać obok pałacu, jeszcze była na nim część dachu. Jeden z tubylców opowiadał z radością, jak sam wycinał belki z więźby dachowej. Potem dach i resztki stropów się zawaliły, padła północna ścian. Chodzą słuchy, że jest nowy właściciel. Oby w końcu uśmiechnął się do niego los. Gdy stanie się przed nim, w kierunku południowym rozpościera się kapitalna panorama na Karkonosze i Góry Izerskie. A poniżej motyw z Sanssouci. Nie tak rozległy jak w Poczdamie, ale ogród tarasowy z niszami na egzotyczne drzewka. Właściciele Skały mieli też sporo wspólnego z pruską rodziną królewską i cesarską – Hohenzollernowie z różnych gałęzi.
Gdy ktoś dziś dotrze już tutaj, to spaceruje głównie po oczyszczonym parku. Jeszcze się uchowały tabliczki z płyty wiórowej, które wykonywał prawdopodobnie Leon Piątkowski – Puchacz.
Kto przeszedł szlak jego imienia wokół Bolesławca? Dziś doskonały na rower, ponieważ większość dróg jest wyasfaltowana. Jakiś czas temu Muzeum Ceramiki urządziło niewielką wystawę o nim. Może by go w mieście w końcu trochę bardziej uhonorować?
Na jednym z drzew jest blaszana tablica z napisem Park Zabytkowy. Jednak całe założenie było dużo większe niż to, co zań dziś uchodzi. Bo cała kuesta wzdłuż Osowni, na której rezydencję umieszczono, jest pełna śladów zagospodarowania. Jakich? Czytelne relikty ścieżek. Po stronie wschodniej skalski Angkor Wat.
Element kamieniarki, który obrosło drzewo. W jednym z wystających ostańców piaskowcowych wykuto niszę, która umożliwia spokojne wypicie herbaty. Kupka gruzu z fragmentem gzymsem, gdzie stała wieża widokowa. Poniżej fragmenty potłuczonej kolumny. Relikty budynku, który częściowo był wykuty w skałach. Zniszczony taras na wychodni piaskowca. Ciągle nie mogę zrozumieć, ile złych emocji było i jest w ludziach, którzy zasiedlili Dolny Śląsk po 45 roku. Takie niszczenie dla przyjemności. I złodziejstwo. Dwadzieścia lat temu zdążyłem zrobić zdjęcia nakryw, jakie wieńczyły drogę dojazdową do pałacu.
Schodów, po których przebiegał zielony szlak z Bolesławca do Lwówka, nie uwieczniłem, ale pamiętam jak zniknęły. Nie mogli na szczęście ukraść kolejnej, malowniczej wychodni piaskowca.
Na zachodzie Skała z medalionem, po niemiecku zwana Schottenstein. Tłumacząc na szybcika to Kamień Szkota, ale jest haczyk, bo Schotten, to też twaróg a Schottenhändler to obwoźny kramarz. A na dokładkę, za słownikiem braci Grimm, pewne związki z takimi polskimi słowami jak strąk, mieszać, składować. I skąd ta niemiecka nazwa? Więc może szkocki kamień, twarożnik, komiwojażer, strącznik?
Pomiędzy tymi wszystkimi atrakcjami są trzy kamieniołomy, jeden ciągle czynny, dwa wyłączone z eksploatacji. Przy berlińskiej Wilhelmstrasse można snuć opowieść o pochodzącym stąd kamieniu. Tam jest nowoczesna, wielkomiejska architektura. A tutaj lokalna i historyczna. Bo oprócz pałacu są jeszcze zabudowania majątku, wychodzące niemal wprost ze skał. Niestety, powoli popadające w ruinę. Z oszczędności i drogiej siły roboczej nasze czasy są tak proste, że aż strach. Pewien rzeźbiarz z Czech twierdzi, że po baroku już nie ma architektury. Ale, gdy patrzyłem na ruinę młodszego gospodarstwa w wiosce i spojrzałem na okno w stodole, to stwierdziłem, że uwiecznię.
Potrzebne było wprawdzie jedno, ale zrobiono je w formie biforium z blendą. Komu by się dziś tak chciało? W pozostałościach domu mieszkalnego zachowały się płytki z lat 30-ych XX wieku, a w piwnicy rura od studni do hydroforu. A zasiedlili to ludzie, którzy w porywie mieli studnię z żurawiem na podwórku. Ot historia, dziś zarzucona stertą śmieci motoryzacyjnych, w tym owiewką do MZ-ki, reliktem nrd-owskiej motoryzacji.
TŁ
Pingback: Subiektywnie o Skale i okolicy - bobrzanie.pl - to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo