Według najnowszej reformy uczeń, po rok krótszej nauce, ma być mądrzejszy niż jego starsi koledzy. Odrębną kategorię szkolną tworzą politycy krajowego i lokalnego szczebla. Wraz z upływem lat zdobywają tytuł absolwenta Wieczorowej Szkoły Ściemniania Obywatela.
Głównym jej celem jest przekazanie wiedzy i zdolności, jak odpowiadać na pytania, żeby nie odpowiedzieć, a brzmiało mądrze. Każdy widzi i słucha tych pięknych monologów jej absolwentów w radiu i telewizji. Jest jednak jeszcze jedno niedoceniane źródło takich kwiatków – publiczne dokumenty.
W systemie demokratycznym bardzo wskazane jest istnienie opozycji. Wymaga ono wysiłku umysłowego i lekko tonuje popadanie w samozachwyt. Chyba w jakimś stopniu za sprawą tekstu złożona została przez radną Iwonę Bojko interpelacja z pytaniami. Opozycja nie chowa się ze swoimi materiałami, tylko je publikuje. Zrozumiałe, musi pokazywać swą obecność.
Ponieważ interpelacja radnej jest oficjalnym i publicznym dokumentem nie można było schować głowy w piasek. I II wiceprezydent – Kornel Filipowicz, kiedyś nauczyciel, udzielił odpowiedzi.
Analizując wypowiedź należy wyciągnąć z niej na początku najważniejsze. Urbi et orbi ogłoszono, że miasta ma inspektora ds. zieleni. Mieć tylko nadzieję, że jest to kompetentna osoba. Jest to też odpowiedź na pytanie trzecie.
Pierwsze pytanie zostało zignorowane, bo odpowiedź wynika z kontekstu. Sprawcami byli pracownicy firmy utrzymującej w mieście zieleń.
Pytanie drugie doczekało się odpowiedzi. Zawoalowanie jej jednak zasługuje na jakąś nagrodę, może nie Nobla, ale jednak. Wnioskować można, że projekt wykonał specjalista, który uwzględnił historyczny charakter zieleni. Kto więc później „uporządkował” przemyślany projekt? Czy decyję podjął równie dobry specjalista? Czy wiedział, że w kształtowanej zieleni drzewa sadzi się w rzędach, a nie przestawia je tworząc wyrwy?
Czy porządkującym nie był dyrektor bądź prezes, który nie ogarnął do końca zagadnienia? Jeszcze po mieście chadzają inteligentni ludzie i sprawa jest dla nich zupełnie jasna! Drzewa zasłoniły tablice reklamowe, które są w zarządzie miejskiego zakładu. Okazuje się więc, że pieniądze są ważniejsze niż zieleń i wymagały „uporządkowania terenu”. A zwiększanie walorów krajobrazowych i przyrodniczych nie jest wcale priorytetem, bo pomiędzy cieniem drzewa a blaszanej tablicy reklamowej jest pewna drobna różnica. A może by tak nieco odwrócić sytuację? Co było pierwsze: drzewa czy reklamy? Czy w 1816 r., gdy w miejscu obecnego płotu był mur, montował ktoś na nim tablice reklamowe? Zabrakło już poza śródmiejską obwodnicą płotów do szpetozy szyldowej? Nie wspominając o tym, że nasadzenia nie wynikały tylko z konieczności odnowienia drzewostanu, ale i z wymogów ustawowych. Bo przed wycięciem starych drzew wydana została decyzja o której autor tekstu ma informację od naczelnika wydziału mienia i gospodarki przestrzennej i w której znalazł się nakaz posadzenia nowych drzew, cytat tutaj.
Tak więc mniej pięknych słów i lania wody a więcej treści i jednoznacznych odpowiedzi. Chyba każdy żył kiedyś w przeświadczeniu, że gdy napisze dużo, to dostanie wyższą ocenę. Lepiej zaoszczędzić tę odrobinę toneru i kolejną kartkę papieru. Wyjdzie to nam na zdrowie.
Odnosząc się do pytania czwartego konieczny jest krótki cytat ze wspomnianego programu: „przebudowa i częściowa wymiana składu gatunkowego zadrzewień przydrożnych wzdłuż dróg, nowe nasadzenia zieleni wysokiej”. Jest to wniosek tego dokumentu. Może w komentarzach mieszkańcy wykażą, ile jest takich miejsc w mieście?
Na pytanie piąte trzeba samodzielnie odpowiedzieć. Wydaje się, że usługi rozliczane są ryczałtem i nie było wielkiego kosztu.
A odpowiedź na ostatnie pytanie wymaga nieco głębszego komentarza. Zasoby Internetu oraz informacji publicznych publikowanych w BIP dają każdemu możliwość patrzenia władzy na ręce. Już niemalże rok temu w tekście wykazane zostały dziwne działania związane z działką przy ulicy Podgórnej. Przypominając bez konieczności zaglądania. W uchwalonym 29.I 2014 r. Studium była mowa o estetycznej architekturze, ale wtedy też wydano nieformalny wyrok na drzewa. Tu jest niezbędny cytat: „Zasadnicza zmiana dotyczy włączenia do terenu usług pasa gruntu będącego obecnie w pasie drogowym ul. Podgórnej do terenu usług. Takie rozwiązanie pozwoli zlokalizować miejsca postojowe i parkingi…” Zasięg zmian widoczny jest na załączonych mapach do tego oraz poprzedniego studium uchwalonego 30.III 2011 r.
Konia z rzędem temu, komu trzykrotnie w ciągu roku rada zmieni warunki zagospodarowania działki. Po 8 miesiącach – 12. XI doszło do kolejnej nowelizacji i wtedy zniknęła też estetyka przyszłej zabudowy. W międzyczasie, 26.II uchwalono Plan Zagospodarowania Przestrzennego w którym radni przegłosowali zaledwie 10% powierzchni biologicznie czynnej (nota bene prawidłowe określenie w stosownym rozporządzeniu z 2002 r. brzmi teren biologicznie czynny). W przypadku terenów usługowych rozporządzenie nie przewiduje minimalnych powierzchni, ale dla zabudowy wielorodzinnej ten współczynnik wynosi 25%. Czy ktoś zabronił miastu zastosować nieco wyższy procent na terenie usług?
W dalszym badaniu pomaga publiczny wykaz.
20.I 2015 r. złożono wniosek o wycięcie 75 drzew na tej działce. Znowu nic nie stało na przeszkodzie, żeby w ówczesnym stanie prawnym w decyzji narzucić obowiązek nasadzeń kompensacyjnych. Ot drobnostka, 75 drzew (decyzje nie są publikowane, jeśli w takowej znalazł się zapis o kompensacji autor zwróci honor). Jeszcze w marcu następnego roku rosły (zdjęcia dostępne na jednym z bolesławieckich portali) . Jak się to ma do cytatu z Programu ochrony środowiska? Pytanie publiczne zadane zostanie pewnie bez odpowiedzi, ale może ktoś z obywatelskich mieszkańców lub radnych się pokwapi i zrobi to indywidualnie? Adres e-mail sekretariatu na stronie Urzędu Miasta i stety bądź niestety musi zostać udzielona odpowiedź.
Tadeusz Łasica
Pingback: Jak zgubić cmentarz? - bobrzanie.pl - to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo
Pingback: Znikające drzewka - Iwona Bojko
Panie Krzysztofie, ja nie czepiam się Pana Filipowicza. Z widzenia i kilku zamienionych słów się znamy, jest to miła i wykształcona osoba. Był dyrektorem szkoły, co wymaga pewnego poziomu. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że w każdej firmie pisma przygotowują pracownicy, szef je sygnuje swoim nazwiskiem. Jestem przekonany, że gdyby przekopał się przez dokumenty na które się powołuję, odpowiedź byłaby inna. Ale mleko się rozlało.
A ponadto, to Pan był tą jedną z inteligentnych osób, której dwakroć po słowie.
A służby? Może przyjdą do mnie, może ja pójdę do nich. Publiczne dokumenty są doskonałym źródłem wiedzy. Tylko potrzeba czasu na ich czytanie.
Panie Tadeuszu,… i widzi teraz Pan, po odpowiedzi Pana Filipowicza, jak bardzo wysokość stołka na którym sie siedzi, potrafi w niwecz obrócić ~i kindersztubę i edukacyjny trud człowieka… i jeszcze etwas – tłumaczenie, że nie On pisał, że nie przeczytał i prawa ręka nie wiedziała, co czyni lewa jest tłumaczeniem jeszcze bardziej skandalicznym, jak treść podpisywanego dokumentu – Jeżeli ktoś cokolwiek podpisuje, to ponosi pełną odpowiedzialność za wszystko, co powyżej podpisu stoi, i świadczy o jeszcze wiekszej bezczelności niż wysokość na jakiej nosi kaszkiecik!
… Panie Tadeuszu, i po co czepia się Pan Pana prezydenta Filipowicza? Po co? Nie dostrzega Pan, ze czas nie stoi w miejscu… Pan Fiulipowicz jest jednym z tych, którzy dopiero co z kolan wstali… teraz takie czasy!, a Pan oczekuje od Niego przyzwoitości, rzetelnych argumentów? Pan Filipowicz ma to w d…, On mierzy wyzej – dopiero co wstał z kolan i… pójdzie… a w obecnych, pisowskich czasach może z taką kulturą i merytorycznością odpowiedzi daleko zajść… a Pan, Pan potrzebuje, by o szóstej rano jakieś pisowski umundurowane służby przyszły i zabrały Panu laptopka z komórką?