Informacja o odejściu z BOK MCC Ewy Lijewskiej-Małachowskiej napełniła mnie żalem, bólem i beznadzieją. Coś się kończy, być może kończy się okres radosnego folkloru w zarządzaniu bolesławiecką kulturą.
No dobra, tak na serio to znam wielu ludzi, którym po dwóch tygodniach picia może zabraknąć szampana. Ja otworzyłem wino, najgorsze jakie kupiłem we Włoszech.
I wisi nade mną pytanie: Co by się mogło nie zdarzyć, gdyby 10 lat temu Piotr Roman nie powołał bez konkursu Ewy Lijewskiej na dyrektorkę BOK-u?
Być może nie odsunięto by od kierowania kinem twórczyni potęgi i prestiżu bolesławieckiego DKF-u i nie zastąpiono jej kimś, kto nie wie, ze „Kler” pobije oglądalnością „Venoma”, więc w dniu premiery pierwszego, wyświetla drugi.
Być może Bolesławiecki Ośrodek Kultury nie współtworzyłby plagiatu Gliniady w czasie, gdy jego szefowa gada w lokalnej TV o podróbkach prac ceramicznych. Być może nawet Glinada odbywałaby się w Bolesławcu.
Być może nie powstałby cztery lata temu, olany zresztą przez adresata, ten wciąż zasadny list do prezydenta Piotra Romana w sprawie zarządzania BOK MCC.
Być może dziś funkcjonowałby w BOK MCC Zespół Pieśni i Tańca „Bolesławiec”, który obecnie jest bytem wirtualnym. I to on występowałby w Singapurze.
Być może pomimo sporu zbiorowego w BOK MCC pracownicy tej firmy nie stawaliby się swoimi przeciwnikami.
Być może z BOK MCC nie odeszłoby kilka cennych osób.
Być może Blues nad Bobrem wróciłby do Bolesławca w lepszym stylu i z szacunkiem dla dotychczasowych organizatorów. A być może nie musiałby wracać…
Być może WOŚP wróciłby do Bolesławca wcześniej, nie w roku wyborczym. Być może nie musiałby wracać.
Być może fotele w kameralnej sali kinowej nie stałyby jeden za drugim.
Być może zamiast tablicy rejestracyjnej za 1000 zł na służbowym busie domu kultury mielibyśmy w rękach np. tomik wierszy młodego bolesławieckiego poety.
Być może parada podczas Bolesławieckiego Święta Ceramiki nie stawałaby się paradą śmieciarek na kształt pierwszomajowego pochodu.
Być może największy i najstarszy producent ceramiki brałby w tej paradzie udział.
Być może wydano by mniej publicznych pieniędzy na disco polo, klombiki i świecidełka, a więcej na kulturę.
Być może BOK traktowałby równo i serio lokalne i regionalne media.
Być może przez 10 lat powstałaby w Bolesławcu jakaś nowa cykliczna impreza kulturalna, festiwal literacki, muzyczny czy teatralny.
Być może BOK nie zajmowałby się tworzeniem imprez w konkurencji do inicjatyw aktywnych bolesławian.
Być może w BOK MCC byłoby mniej spotkań z prawicowymi propagandystami.
Być może ceramicy mieliby dużo do powiedzenia przy organizacji Bolesławieckiego Święta Ceramiki.
Być może dyrektor BOK MCC zawitałby na otwarcie Teatru Starego.
Być może powstałby jakiś zintegrowany system i terminarz planowania imprez kulturalnych w mieście i powiecie, aby unikać durnej konkurencji, zbieżności terminów i wspierać się promocyjnie.
Być może w naszej lokalnej kulturze byłoby mniej obciachu, wstydu i pieszczenia towarzystw wzajemnej adoracji, a więcej kultury.
Być może zamiast sztucznych ogni mielibyśmy więcej prawdziwej sztuki.
Być może miejski manager kultury nie stawałby się kiepsko nabijającym głosy kandydatem w wyborach.
Mogę tak długo, ale mi się już przejadło. Nie chodzi mi o to, że wszystkie powyższe sytuacje to wina pani Ewy, bo w dużej mierze to wina jej bossa i ludzi wokół, ale chcę wierzyć w to, że gdyby na stanowisku dyrektora BOK MCC był przez minioną dekadę ktoś inny, wiele spraw dałoby się załatwić inaczej, z korzyścią dla miasta, dla kultury i dla sztuki.
Panie prezydencie, dworze szanowny pana prezydenta… Ja wiem, że wy umiecie z basenowego zrobić ministra komunikacji, z parkingowego starostę a ze strażnika miejskiego – ministra budownictwa. Ale ja was proszę, jako konsument i tym samym sponsor kultury – zróbcie wy wreszcie jakiś konkurs na serio i zatrudnijcie kogoś kompetentnego.
Ilustracja tekstu to dymek, jaki w 2009 roku czytelnik Bobrzan przysłał komentując nominację dla nowej wówczas pani dyrektor.