Fajnie się oglądało konwencję Biedronia. Fajna ta „Wiosna”, fajniutkie hasła które przemawiają do wyobraźni wielu ludzi, nie tylko młodych. Wreszcie jakiś człowiek ma pomysły, które łączą, a nie dzielą, ma charyzmę i jest wiarygodny.
Nie ukrywam, że obserwuję go od lat, że chciałbym mieć takiego prezydenta Bolesławca, przeczytałem jego książkę i śledzę social media a mój syn czyta biedroniową książeczkę „Włącz demokrację”. Swoją drogą szkoda, że nie przeczytał jej prezes Jarosław Dwie Wieże Kaczyński, choć Biedroń mu egzemplarz podarował.
Mnie się „Wiosna” Biedronia po prostu podoba i zapewne, gdyby nie kompletne rozczarowanie polityką i politykami, odruch wymiotny na ich populistyczne teksty i dystans do kolejnych deklaracji – włączyłbym się w tę akcję i próbował pomóc. A tak – będę się tylko życzliwie przyglądał, bo mam smutne przeczucie, że wiem jak to się skończy. Mam swoje trzy smutne prognozy dla „Wiosny”:
1. Biedroń nie ma szans na realizację swojego skądinąd sympatycznego programu, bo nie będzie miał większości w sejmie. Nawet gdyby współtworzył koalicję rządzącą, to będzie skazany na koalicję z jakąś platformą czy innym peeselem, których zachowania po dorwaniu się do władzy są przewidywalne do bólu. I „Wiosna” nie będzie w tej koalicji lokomotywą, tylko jednym z wagoników. Już widzę jak te partie ochoczo odchodzą od węgla, zmieniają prawo aborcyjne, pozbywają się wpływu w mediach publicznych (słowo „media” nie brzmi, „publiczne” – owszem) czy renegocjują konkordat albo wyprowadzają religię ze szkół.
2. Obawiam się, że wyborcy Biedronia, gdy zorientują się że głosowanie wyborach wymaga nieco więcej wysiłku niż kliknięcie serduszka na insta, lajka na fejsie czy wrzucenie boomeranga na instastories, mogą nieco rozczarować się rzeczywistością a spacer do lokalu wyborczego w jakąś niedzielę może im zbytnio utrudnić letarg między sobotnią imprezą a niedzielną siłownią. Trudno będzie z tak mało zdyscyplinowanym i zmotywowanym elektoratem sprawić, aby Polska nie miała już twarzy Ziemca (metaforę zaczerpnąłem z TEJ piosenki).
3. Najbardziej boję się jednak lokalnej inkarnacji „Wiosny” Biedronia. Do takich nośnych we wstępnej fazie działań politycznych przylepiają się różni ludzie, którzy zwykle nie odnieśli sukcesu politycznego w innych tego typu akcjach. Zupełnie nie zdziwi mnie więc, jeśli w lokalnej organizacji Biedronia zobaczę np. jakichś piewców obecnej formy naszego samorządu (w mojej osobistej ocenie mamy tu „zimę” – państwo PiS wprowadzone lokalnie w skali mikro na długo przed tym, jak zaczęto je ucieleśniać w skali ogólnopolskiej), lokalnych antyklerykałów, których jedyną ideą jest „anty”, albo ludzi szukających pierwszej lub kolejnej szybkiej ścieżki do zaistnienia, które to zaistnienie potem da się przehandlować za jakiś stołek. Niby nic w tym złego, ale wolałbym nowe twarze. Tylko komu w tym mieście jeszcze chce się działać pro publico bono, gdy za takie działania można w Bolesławcu dostać jedynie w łeb i to nie tylko hejtem?
Chciałbym się mylić i jest na to duża szansa, bo mój instynkt polityczny sam się z siebie śmieje po każdych wyborach. Ale boję się, że się nie mylę. Stąd ilustracja do tego tekstu sugerująca, że niektóre metody walki z zimą mogą okazać się nie dość skuteczne. U nas jednak wciąż łatwiej porywać się z bliźniakiem na księżyc, niż z motyką na słońce.