Ludzie od tysięcy lat przekształcają swoje otoczenie. Wycinają lasy, by powiększyć pola uprawne, tereny przemysłowe i mieszkalne. Ale też wcześnie zauważyli znaczenie drzew pomiędzy swoimi domami. Lipy sądowe, dęby zwycięstwa, pomniki przyrody są znane od wieków. Obsadzanie dróg drzewami ma też swoją długą tradycję. Odchodzące w przeszłość pokolenie osób pamiętających świat bez samochodów rozumiały jeszcze ich znaczenie dla jadących furmanką, gdy liście dawały schronienie przed słońcem lub deszczem. A i dziś wbrew powszechnemu mniemaniu mają one niebagatelne znaczenie. Miejska zieleń poprawia małą retencję, w upalne i suche dni zwiększa wilgotność, zapewnia błogi cień, oczyszcza powietrze i daje schronienie ptakom.
O bolesławieckich drzewach i lasach można znaleźć przeróżne informacje w kronikach. W 1824 r. przy sierocińcu posadzono aleję topolową i kasztanową, na nieużytkach przy domu bractwa kurkowego drzewa egzotyczne (w zasadzie jest to wzmianka o pierwszych nasadzeniach na terenie Parku Waryńskiego), obsadzono drogę do Starych Jaroszowic (al. Wojska Polskiego) i cmentarz żydowski przy skrzyżowaniu ulic Jeleniogórskiej z Podgórną.
Nieco później, w latach 40-ych XIX w. zaczęto tworzyć wzdłuż murów miejskich promenadę. Impuls do jej powstawania szedł od społeczeństwa. W 1841 w Cechu Rzemieślniczym powstała Sekcja Ogrodnicza. W następnym roku, po zorganizowaniu w sali posiedzeń magistratu wystawy kwiatów, warzyw i owoców przekształciła się w Towarzystwo Upiększania (Verschönerungsverein), które założyło pierwszy odcinek promenady miejskiej. Swoją rękę do zieleni miejskiej przyłożył również wychowanek twórcy olbrzymiego parku krajobrazowego w Mużakowie – hrabiego Hermanna Pücklera. Mowa o Eduardzie Petzoldzie, który w II połowie XIX wieku przy dzisiejszej ulicy Wróblewskiego miał swoją szkółkę. Można przyjąć, że nieco z jego drzewostanu rośnie jeszcze dziś w mieście. Nie można nie wspomnieć o jego parku przy gmachu sądu oraz parku we wschodniej części miasta przy Szpitalu Psychiatrycznym i dawnym folwarku Drüssel (pomiędzy ul. Kosiby i al. Piastów).
Sprawa miejskiej zieleni żywo interesowała mieszkańców miasta. Pojawiała się na łamach przewodników oraz lokalnej prasy. Nawet w totalitarnej III Rzeszy Bunzlauer Stadtblatt publikował krytyczne głosy mieszkańców w sprawie wycięcia starej lipy rosnącej przy kościele parafialnym, którą usunięto przy okazji poszerzania ulicy Kościelnej.
Dziś lokalnej prasy papierowej nie ma, ale nie znaczy to, że mieszkańców nie interesuje los miejskiej zieleni. Nawet wydawać się może, że i miejska administracja jest tym zainteresowana, gdy przy dworcu kolejowym ustawiono tablicę o występowaniu w mieście pachnicy dębowej.
A rzeczywistość zauważają osoby wrażliwe na los zieleni. W ciągu ostatnich kilku miesięcy ofiarą pił padły lipa przy bazylice, szpaler lip przy zniwelowanym cmentarzu żydowskim. Najświeższa wycinka to m. in. lipy krymskie na placu Popiełuszki.
Wydaje się, że przed kościołem będzie niewielki skwer.
Zamiast nowych lip przy Podgórnej „wyrosły” reklamy. Estetyka miejsc innych niż Rynek nie jest dla ratusza już tak istotna. Ale nad Rynkiem pieczę ma konserwator zabytków. Dalej jego władza i idąca za tym dbałość o estetykę już niestety nie sięga.
W przypadku trzeciego miejsca lokalne portale zachwyciły się perspektywą budowy nowego hotelu w centrum miasta.
W poświęconych temu informacjach podano kwotę kaucji za wycięte drzewa. Warto więc uświadomić P.T. czytelnikom, jak funkcjonuje system opłat związanych z zielenią. W zasadzie powinny one zapobiegać nadmiernemu cięciu drzew, ale jak działa to w praktyce zostanie to wyjaśnione poniżej.
Inwestorowi przed dokonaniem cięć ustala się opłatę za każde usunięte drzewo i musi on ją wnieść na konto urzędu. Jest ona wyliczana na podstawie stosownych tabel, w których podane są gatunki i obwód ze wzrostem którego rośnie opłata. Jednakże inwestor może przyjąć dobrowolne zobowiązanie, że w zamian dokona nowych nasadzeń. Po określonym czasie kontroluje się posadzone rośliny. Jeśli wszystkie dobrze rosną, to opłata jest anulowana. Jeśli jakaś część drzew nie przyjęła się, to może zostać pobrana część opłaty. Ale jeśli inwestor wykaże, że drzewa uschły z niezależnych od niego przyczyn, to również anuluje się część opłaty, adekwatnie do wartości nie przyjętych drzew. I w tym przypadku prawo ewidentnie nie chroni przyrody.
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, który powoduje, że zieleń przegrywa w kontakcie z inwestorem i urzędem. Urzędnik wskazuje miejsce do obsadzenia. Zasadniczo powinna być to okolica inwestycji, ale po zakończonej inwestycji wolnego terenu często jest tak mało, że wciska się na siłę jakiekolwiek drzewa, które z powodu braku miejsca nigdy nie osiągną wymiarów wyciętych i nigdy nie zrekompensują strat. Nie trzeba tego tłumaczyć tym, którzy mają swoje ogródki.
Gdyby więc urzędnik kierował się zdrowym rozsądkiem, mógł by wskazać odleglejszą lokalizację i wzbogacić miejski drzewostan. Ale tak się niekoniecznie dzieje.
W takiej sytuacji każdy mieszkaniec miasta może wystąpić do gminy z zapytaniem, jak sprawa została rozwiązana. Trzeba mieć do tego dobrą pamięć i cierpliwość. I tak jak kiedyś społeczny ruch wzbogacił nasze miasto w zieleń, tak teraz tylko indywidualna bądź zorganizowana w postaci ruchów społecznych społeczna kontrola może ją ratować.
Były pracownik samorządowej instytucji doradził kiedyś autorowi, że nie ma nic gorszego dla urzędnika niż dociekliwy obywatel. Jeśli do urzędu wpłynie pisemne zapytanie urząd musi na nie odpowiedzieć.
Stawia to czasem w trudnej sytuacji urzędnika, który musi zająć się taką sprawą. Bo nawet jeśli zgadza się z wadliwością działań, to ma nad sobą pryncypała, który mówi: Dla kogo pan/pani pracuje? Dla mnie, a dla mnie liczą się głosy wyborców i zadowolenie inwestorów. A niezadowolony petent mnie nie poprze, więc proszę szybko zamknąć tę sprawę.
Opisując sprawę placu Popiełuszki warto sięgnąć również do publicznych dokumentów. Wprawdzie zrozumienie słowotoku urzędniczego i wyłuskanie istotnych elementów nie jest łatwe, ale jest niezbędne dla wykazania braku dobrej woli dla zachowania zieleni. Bezpośrednio inwestycji obok basenu dotyczy Uchwała RM nr XLIX/497/2018 w sprawie uchwalenia planu zagospodarowania przestrzennego.
Zanim ją podjęto opracowana została w styczniu 2018 r. Prognoza oddziaływania na środowisko. W jej punkcie 3.1 znajduje się opis rzeczonego terenu: „…niezabudowany teren zielony stanowiący plac porośnięty trawnikiem, kilkoma krzewami i niewielkimi drzewami.” Jeśli dla autorki 130-letnie lipy krymskie o obwodzie 180 cm są niewielkimi drzewami, to oznacza, że nie wykonano rzetelnej inwentaryzacji lub opracowano ją tak, żeby można było się pozbyć zrzucających liście drzew. Lipy krymskie mają zwarty pokrój i nie rozrastają się tak szybko jak lipy szeroko- lub drobnolistne. Gatunek ten bywa często nie rozpoznawany, gdyż w porównaniu z dwoma wcześniej wymienionymi nie jest aż tak powszechny.
Na podstawie takiej prognozy Rada Miasta uchwaliła Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Wyznaczono w nim nieprzekraczalną linię zabudowy, która znajduje się około 8 metrów za wyciętymi drzewami. Nie wiadomo jaki został przygotowany projekt budowlany, ale po rozpoczęciu budowy każdy mieszkaniec będzie mógł naocznie sprawdzić, czy cięcie tych drzew było konieczne. Ponadto prawo nie wyklucza zobowiązania inwestora do uwzględniania w projekcie istniejącej zieleni. Rodzi się następne pytanie czy rzeczywiście była konieczna wycinka drzew stojących na krawędzi obszaru przewidywanego pod zabudowę?
Tworząc oba opisane dokumenty pominięto Program ochrony środowiska dla miasta Bolesławiec na lata 2014-2017 z uwzględnieniem lat 2018-2021 przyjęty uchwałą RM nr LVI/462/2014. Znajdują się w nim Priorytety ekologiczne, cele i kierunki ochrony środowiska. W przyjętych przez radę zadaniach znajduje się „Pielęgnacja i konserwacja istniejących na terenie miasta pozostałych terenów i obiektów przyrodniczo cennych” Czy za taki nie można było uznać zgrupowania trzech dorodnych i zdrowych drzew?
A patrząc na wizualizacje mającego powstać budynku każdy może zadać pytanie, jak one mają się do następującego fragmentu PZP: „dopuszcza się stosowanie współczesnych rozwiązań architektonicznych, technologicznych i materiałowych, w tym stosowanie profili stalowych i aluminiowych, przeszkleń strukturalnych oraz okładzin i paneli elewacyjnych, przy jednoczesnym obowiązku wprowadzenia na elewacjach budynku akcentów w postaci tradycyjnych materiałów budowlanych charakterystycznych dla budownictwa użyteczności publicznej wznoszonego na obszarze miasta Bolesławiec do roku 1945, takich jak: cegła klinkierowa, kamień oraz drewno.” Czy teraz dla odmiany urzędnicy starostwa przy wydawaniu pozwolenia na budowę staną na wysokości zadania?