Nie pamiętam śmierci bolesławianina, która wywołałaby aż takie echo w tym mieście. I nie chodzi tutaj tylko o statystyki odsłon smutnej informacji o śmierci Darka, o komentarze, szok i zwątpienie przebijające z rozmów. Kilka dni odbierałem telefony z idiotycznym pytaniem: To prawda?
Idiotycznym, ale znakomicie obrazującym niedowierzanie.
Nie byliśmy przyjaciółmi, nie byliśmy nawet bliskimi kolegami. Może trochę kaw razem wypiliśmy, nic więcej. Od jakichś 20 lat spotykaliśmy się na gruncie zawodowym. On, radny, polityk, społecznik samorządowiec, ja – niegdyś rzecznik jego antagonisty, potem dziennikarz rozmaitych mediów.
Gadał ze mną mimo tego, że byłem na początku naszej znajomości członkiem obozu władzy, z którą się kopał. Kiedy byłem naczelnym telewizji Azart Sat przez puszczenie jego wypowiedzi w jakimś materiale wywoływałem białą gorączkę w ratuszu a sam odbierałem mało przyjemny telefon. Według mnie Darek zrobił prezydentowi Burniakowi opozycję w gabinecie obok czyniąc panią wiceprezydent Boratyńską jego przeciwniczką. Wyszedł z koalicji rządzącej i robił dym czołgając władzę na każdej sesji. I często miał rację.
Oczywiście zostając wówczas w tej koalicji, będąc dalej wiceprzewodniczącym Rady Miasta, mógł skorzystać więcej. Osobiście i materialnie – mógł liczyć na bycie w układzie rządzącym miastem.
Historia powtórzyła się w tej kadencji – z członka ekipy rządzącej miastem stał się czołowym opozycjonistą działającym na nerwy władzy. Ujawniał nieprawidłowości, odkrywał przykryte, wymiatał brudy spod dywanu, czepiał się procedur. Stracił stanowisko przewodniczącego jednej komisji, z innej go wykopano. Taki mamy klimat i takie metody działania władzy. Albo jesteś z nami, albo masz po nerach. Czy teraz, w obliczu jego śmierci, komuś jest wstyd? Czy ci, którzy go sekowali za to, że miał jasne zdanie mają moralnego kaca? Wątpię.
Oczywiście i teraz zostając w koalicji rządzącej miastem miałby lepiej w sensie materialnym, w sensie możliwości i perspektyw osobistych. I znowu nie skorzystał. Głupi jakiś czy co?
Piszę o zmarłym i teoretycznie nie wypada pewnych rzeczy mówić, ale Darek niestety już się ani razu na mnie nie wkurzy i już się na mnie ani razu nie obrazi.
Dlaczego Darek się stawiał? Wystarczyło się zamknąć, klaskać kiedy klaskają inni, odgadywać myśli pana prezydenta i mówić to co chce usłyszeć, nie zadawać pytań, ominąć wzrokiem niewygodne dokumenty i siedzieć cicho na d… podnosząc rękę kiedy koledzy podnoszą. Wzorców takich zachowań znalazłby kilka i nikt by go za to nie potępił, bo przecież ten styl sprawowania mandatu radnego jest dość popularny.
Nie znałem go na tyle, aby rozumieć wszystkie jego motywacje, ale chcę wierzyć, że chodziło mu o coś więcej, że faktycznie traktował swoją funkcję społeczną jako zobowiązanie, że spłacał kredyt zaufania u tych, którzy na niego głosowali. Że linia najmniejszego oporu go nie interesowała.
Gdyby w Bolesławcu organizowano mistrzostwa pływaniu pod prąd, byłby mistrzem. (Tak, wszyscy wiemy kto by zaraz wymyślił mistrzostwa świata w pływaniu z prądem.)
Zdaję sobie mniej więcej sprawę z tego, że Darek tego swojego mistrzostwa nie zdyskontował. Nie osiągnął sukcesu politycznego, samorządowego a funkcje, które pełnił, nie zaowocowały na jego koncie bankowym. Kiedy jednak czytam komentarze, rozmawiam z ludźmi, słucham refleksji i smutku, to nie mam wątpliwości, że w jakichś tam sercach i umysłach ludzi, którym pomógł, którzy go szanowali, o których walczył… opłaciło mu się to dużo bardziej.
Powszechny szacunek do Darka widoczny po jego śmierci jest odwrotnie proporcjonalny do jego zamiłowania do promocji własnej osoby. Nie chwalił się tym co robił, nie miał potrzeby lansowania się przy okazji swoich działań a jak chciało się napisać o tym, że komuś pomógł – mówił „potem”. Ale nie było już tego „potem”.
I już nie będzie.
Wydaje mi się, że warto by było jakoś Darka w tym mieście uhonorować. Może ławką przy Łajbie na której można by z nim na chwilę usiąść? Nie chodzi o pomnik (on sam by nie chciał), raczej o upamiętnienie. Żeby za 10 lat, jak ktoś tam na tej ławce przysiądzie i spyta kogoś innego: „Kto to był ten Mucha?” usłyszał: „Taki koleś z jajami, któremu zależało.”
Ławka z USB, bateriami słonecznymi i wifi postawiona niedawno w bolesławieckim Rynku i robiąca z tego miejsca jeszcze większy estetyczny bałagan, kosztowała 18 000 złotych. Myślę że za mniej dałoby się posiedzieć z Darkiem na zwykłej, prostej ławce.
Ja także dziękuję za ten tekst. Był on niewątpliwie człowiekiem, którego nie da się zapomnieć, który miał odwagę cywilną,był daleki od zakłamania i był po ludzku szczery do bólu. Taki trochę „kolorowy ptak”, on i Bogdan Nowak są dla mnie autentycznymi osobistościami i lokalnymi społecznikami.Inicjatywa z upamiętnieniem D.Muchy niewątpliwie jest dobrym pomysłem,ale czy ludzie z układu, umorusani wazeliną, z rękami zajętymi wzajemnym poklepywanie mi się po plecach znajdą „mentalne jaja”, aby wbrew animozjom uczcić jego pamięć? Nie sądzę. Miałkość,przywiązanie do krzeseł, płytkość w myśleniu i zwykła zawiść nie pozwolą im na to. Dariusz Mucha-RIP
Wspaniały artykuł. Szery i prawdziwy. Mogę powiedzieć ,że chętnie bym się podpisała. Cała prawda o Darku. Mówi się o braku autorytetów, szukamy wielki bohaterów gdzieś daleko albo historycznych. A mieliśmy swojego, miejscowego. Trochę szalonego! Ale prawdziwego. To był KTOŚ. Czy po nas tyle osób będzie tak cierpiało?