BTS-owi nagroda za promocję miasta nie jest do niczego potrzebna. Miastu promocja przez sport – owszem. Mamy tu do czynienia z pewnym pomyleniem pojęć. To miasto potrzebuje ludzi je promujących, a nie oni uścisku dłoni pana prezydenta. Wartością nie są nagrody prezydenta – wartością jest dobra robota, którą robią ludzie rozsławiający Bolesławiec.
Jak rozsławiła nasze miasto tablica smoleńska, inicjatywa nagrodzonego za promocję miasta radnego Eugeniusza Jabłońskiego? Jeśli było o niej głośno, to jedynie w kontekście „zbojkotowania jej” przez lokalne struktury Prawa i Sprawiedliwości. No ale radny Łukasz Jaźwiec z kolegami, który opiniował kandydatów do nagrody prawdopodobnie zaopiniował pozytywnie wniosek o nagrodzenie jego kolegi z klubu, radnego Jabłońskiego, a trzeci kolega z tego samego komitetu wyborczego, prezydent Piotr Roman, wniosek przyjął i nagrodził. Poklepali się panowie po plecach i było fajnie. I kogo to obchodzi, że tablicę odsłonięto w roku 2016 a nagrody są za rok 2017?
Nikt tak owocnie nie zajmuje się dezawuowaniem znaczenia nagród za promocję miasta jak ci, którzy je przyznają. Przede wszystkim przez skalę – w tym roku pan prezydent z pomocą swoich posłusznych radnych opiniujących wnioski o nagrody przyznał ich aż dwadzieścia dwie i do tego dwa wyróżnienia. Wyobraźcie sobie, że jest jedna nagroda w kategorii sport, jedna kulturalna, jedna honorowa, jedna dla społecznika i jedna w kategorii edukacja (tak, wiem, że w ratuszu regularnie mylą edukację z nauką i nagradzanych edukatorów z naukowcami).
No i kwestia praktyczna – zamiast dwugodzinnej nudnej gali mielibyśmy np. godzinę faktycznie emocjonującej uroczystości. A samo nominowanie do nagrody mogłoby być formą wyróżnienia.
Tymczasem często mamy do czynienia w z sytuacją, w której miasto nagradza promujących je ludzi post factum, po tym jak doceniono ich na szerszym forum. jeśli dostaniesz jakąś nagrodę o znaczeniu ogólnopolskim, masz szansę być zauważony także w Bolesławcu. Znakomity fotografik Janusz Moniatowicz dostał nagrodę za promocję miasta po tym, jak otrzymał medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Michał Medyński (pooglądajcie jego smakowite zdjęcia!) dwa razy trafił do grona najlepszych w Leica Street Photo i dopiero doceniono go lokalnie. A taki Łukasz Kubot to parę lat temu musiał wygrać finał debla w wielkoszlemowym Australian Open, żeby pan prezydent go dostrzegł.
Czy to jest dobra kolejność? A może warto by było do nagród za promocję dodać nagrodę dla talentu, dla kogoś, kim Bolesławiec ma szanse szczycić się w najbliższej przyszłości? Wtedy nagroda mogłaby być motywacyjnym kopem, włączeniem do grona ludzi, z których powinniśmy być dumni, przedbiegiem do przyszłych sukcesów.
Oczywiście to nagrody prezydenta, jeśli zechce, może wszystkie je rozdać swoim radnym oraz laureatom innych nagród – teoretycznie nic nam do tego. Problem w tym, że to my finansujemy nagrody, pensje tych, którzy je przyznają a nawet samą organizację gali.
Wracając do siatkarzy BTS-u przemilczanych przez pana prezydenta mimo ich sukcesów. Gdyby pograli w tenisa stołowego, zajęli się lekkoatletyką albo kolarstwem – byłoby im pewnie łatwiej. Kto interesuje się w tym kraju siatkówką? Rodziny siatkarzy i Jacek Łuczkowski?