Dziś mija dokładnie rok od decyzji. Pamiętam jak dziś. Zamieszanie przed wyjazdem do Australii, załatwianie ostatnich formalności, zakupy, walizki…. i padło pytanie: Może wyprowadzimy się do Polski?
W pierwszej chwili oniemiałam. Następnie usłyszałam, że już od jakiegoś czasu obserwował rynek nieruchomości w Anglii i sytuacja jest na prawdę sprzyjająca do tego, by sprzedać dom i zarobić na tym, mimo kredytu.
– Ty Anglik, który zjeździłeś świat wzdłuż i wszerz, chcesz zamieszkać w Polsce? – zapytałam. Byłam w szoku, ale ma to sens – pomyślałam. Zarobilibyśmy pieniądze, które moglibyśmy zainwestować w Polsce, a przede wszystkim wyprowadzka pozwoliłaby nam obojgu spełnić marzenia o własnym b&b(bed&breakfast) lub glampingu. Bylibyśmy blisko rodziny, za którą tęskniliśmy i blisko przyjaciół. Mielibyśmy czas na niedzielne spotkania przy kawie i cieście. No i psy też chyba byłyby zadowolone…
Oboje byliśmy zmęczeni pracą w domach dziecka, oboje potrzebowaliśmy odskoczni, i mimo że miała nam to zafundować Australia, zdecydowaliśmy. Wystawiamy dom na sprzedaż i zobaczymy co stanie się dalej.
W Polsce jesteśmy od sierpnia zeszłego roku. Wierzyliśmy, że sprzedaż się powiedzie, zaczęliśmy szukać miejsca do osiedlenia, aż tu bach. Wiadomość, że sprzedaż się nie powiodła… Jakieś zamieszanie z dokumentacją mieszkania kupującej nasz dom pani. Ale numer! Co? Nie wierzyliśmy…. odłożyliśmy plany poszukiwawcze i pojechaliśmy do Anglii, by zdecydować co dalej. Oboje stwierdziliśmy, że skoro decyzja podjęta to nie mam odwrotu. Sprzedajemy dom po raz drugi. A nasze marzenia? Nasze plany? No cóż trzeba będzie je odłożyć na później – ale pech.
Czas znaleźć pracę w Polsce. Okazało się to łatwiejsze niż oboje myśleliśmy. Ja pracuję w przedszkolu i uczę języka angielskiego, a mąż Anglik pracował w firmie transportowej przez kilka miesięcy.
Pech? Nie na długo jak się okazało. Po dwóch tygodniach otrzymaliśmy wiadomość, że jest kupiec. To był wrzesień. Dom oficjalnie został sprzedany na początku lutego 2018. Kasa w banku, tylko teraz co dalej?
Myśli kotłują się w głowie. Nie było kasy, był problem … jest kasa jest jeszcze większy problem – jak i w co zainwestować, żeby nie stracić? Cała ta sytuacja jest niesamowicie przytłaczająca – mieszkamy u mamy w jednym pokoju w mieszkaniu 100m2, nie wiemy co dalej. Nauczyliśmy się, że w Polsce każdy chce więcej niż powinien, że wszystko łączy się z niesamowitą biurokracją, że ludzie nas namawiają nie do inwestycji ale ucieczki, i że krąg bliskich, który miał być wsparciem jest raczej zaporą…
I co tu dalej robić… jest marzec.