Ksiądz Artur jest aktywnym, pełnym werwy facetem, który robi coś ponad to, co powinien jako proboszcz. Organizuje na przykład doroczny Bieg Maksymiliana – imprezę sportową w Osiecznicy. Imprezę, której patronują także katolickie media. I nie jest to jedyna rzecz którą robi, choć nie musi.
Wiem, że wzbudza w swojej parafii kontrowersje i nie wszyscy parafianie są po jego stronie. Ale robi też kościołowi i innym księżom wspaniałą robotę – pokazuje, że ksiądz może być człowiekiem z pasją. Myślę, że nawet czasem trochę mimo tego, że jest księdzem, jednak imponuje młodym ludziom. Oczywiście nie tym, którzy z niego drwią, bo wykonał biodrami kilka ruchów, które komuś się kojarzą a w połączeniu ze slipami niektórych ludzi nawet gorszą.
Czy facet w slipach ruszający biodrami gorszy? Niektórych tak, ale tylko dlatego, że wiedzą, że jest księdzem.
Jego start w zawodach wymagał ogromnej pracy, samodyscypliny i wysiłku. Każdy kto uprawia jakiś sport z takim zaangażowaniem prędzej czy później chce się sprawdzić w jakiejś formie rywalizacji. A ta rywalizacja na pewnym poziomie zawsze wiąże się z upublicznieniem osiągnięć i rozgłosem – tak wygląda sukces.
Zakaz mówienia o tym sukcesie nie może być czymś dobrym.
Wyobrażam sobie sytuację, w którejś jakaś zakonnica uwielbia pływanie, regularnie trenuje, bierze udział w jakichś zawodach, osiąga sukces, ktoś gdzieś publikuje zdjęcia czy wideo z takich zawodów, ktoś ją prosi o komentarz, jakieś medium dostrzega, że to zgrabna kobieta… inne napisze że jest seksowna…
Po sytuacji z księdzem Arturem lepiej niech jednak dziewczyna nie pływa, bo jeszcze świat się dowie, że zakonnice to kobiety a księża to mężczyźni, że mają ciała i czasem chcą o nie dbać, że mają sportowe sukcesy, pasje, że na siłownię czy basen nie chodzą w habitach i sutannach a koloratka nie pasuje do slipów.
A to niech będzie puentą: