Człowiek, który wchodzi do sklepu nigdy nie jest w pełni przekonany, że wejdzie, kupi i po prostu opuści budynek. Promocje, rabaty, wyprzedaże – to raj dla konsumenta. Przecenione produkty stają się celem, o który walczą wszyscy: młodzi i starzy, biedni i bogaci, ci, którzy tego potrzebują i ci, którzy kupują, bo jest okazja. Markety robią się przepełnione, a ludzie zamieniają się w dzikie zwierzęta, które są tak zdeterminowane, że zrobią wszystko, aby zdobyć dany produkt, niczym lwica walcząca o surowe mięso dla swoich młodych.
Obywatele robią duże zakupy najczęściej na początku miesiąca, przed świętami oraz wtedy, gdy na sklepowych półkach umieszczony zostanie napis „SALE”. Markety starają się zachęcić konsumenta, aby ten wybrał właśnie jego markę bądź też skusił się na jedyną w swoim rodzaju okazję cenową. Teoretycznie większość pójdzie tylko sprawdzić, ale w praktyce oferta staje się tak kusząca, że w głowie pojawia się myśl: „Muszę to mieć.” Sklepy zamieniają się w dżunglę, a na każdym kroku czai się przecież nieprzyjaciel, który chce nam wszystko sprzątnąć sprzed nosa. I tak zaczyna się walka. Ludzie wyrywają sobie z rąk dosłownie wszystko, rzucają się na półki, biorą co tylko mogą. Po takiej bitwie nie ma nic, oprócz wszechogarniającej pustki albo bardziej dosadnie – wszechogarniającego „burdelu”.
A co po takiej akcji? Ludzie wychodzą ze sklepu oburzeni komentując wszystko: pozmieniali ustawienia regałów, ceny nie były takie jak w gazetce promocyjnej, podłogi były brudne, ekspedientki niemiłe, a najlepiej jakby zlikwidowali ten market, no bo jak tak można? Cóż, gdyby faktycznie się nad tym zastanowić, mogło to wyglądać jak wielkie pobojowisko, tylko kto do tego doprowadził? To trochę tak jakby obrażać pracowników za standard sklepu, ale jednocześnie trzepać buty nie na wycieraczkę przed nim położoną, tylko w środku.
Klient nasz pan, tak mawiają. Jednak czasami to właśnie konsument doprowadza do sytuacji, że nawet pani kasjerce zdarzy się wybuchnąć. Sytuacja z życia wzięta: mężczyzna chce zwrócić otwarte opakowanie z pestkami dyni (bo mu nie smakowały). Niestety jak wiadomo produktów spożywczych po rozpakowaniu reklamować nie wolno. Oburzony klient wysypuje ostentacyjnie na ladę sklepową drobne ziarna i wychodzi trzaskając drzwiami. Chyba nie trzeba dodawać nic więcej.
Żyjemy w czasach kiedy każdy dba tylko o swój własny interes. Do celu dążymy po trupach, zanika w nas empatia i poczucie, że czasem kompromis jest lepszy. Obyśmy tylko nie stracili ręki lub nogi w pogoni za ostatnim papierem toaletowym, który jest właśnie w promocji.
U mnie jeśli opakowanie zawiera 3/4 produktu klient ma prawo zwrócić i dostać pieniądze