W czasach gdy władzę sprawują miłośnicy patriarchatu, prawa kobiet stają się prawami podrzędnymi a panie służą (doskonałe słowo) jedynie jako parytetowe alibi, ten serial opowiada historię potwornie aktualną i otrzeźwiającą. Bohaterka (i bohaterki) „Opowieści podręcznej” to kobieta służąca jako macica na nogach, która ma urodzić dziecko obcemu mężczyźnie, bo taką rolę wyznaczyło jej religijne społeczeństwo rządzone przez mężczyzn.
Z jednej strony widzimy, że rzecz dzieje się w przyszłości. Z drugiej – ta przyszłość jest tak nieodległa, że aż dotykalna i wiemy, że bohaterki niedawno żyły w świecie podobnym do naszego, w którym były traktowane normalnie. Pewnego dnia władzę przejęli ludzie, którzy uznali, że kobiety nie potrzebują swoich pieniędzy, swojej pracy (chyba, że to praca w domu) i swoich praw. Skąd my znamy takie poglądy? Na szczęście to nie Janusz Korwin Mikke pisał scenariusz i jest co oglądać.
Znakomicie zagrany i zrealizowany serial powstał na podstawie dość znanej i cenionej powieści Margaret Atwood. Mnie osobiście zachwyciła nie tylko historia, ale i zdjęcia. Mało znany Colin Watkinson sfilmował tę historię tak, że aż chce się oglądać a poszczególne kadry można prezentować na niejednej wystawie fotograficznej. Jest pomysł, znakomite granie światłem i dobór pomysłów na ujęcia taki, że od razu wiemy w którym ze światów głównej bohaterki jesteśmy – w tym, w którym była zwykłą kobietą czy w tym, który jest jej teraźniejszością.
Nie lubię seriali. Myślałem, że skończyłem ich oglądanie na „Grze o tron”, „Homeland” i w połowie „House of cards”. Jednak „Opowieść podręcznej” to zmienia.
Nie wiem ile i jakich nagród zbierze za ten serial odtwórczyni głównej roli Elisabeth Moss, ale ilość zbliżeń na jej twarz i to co one pokazują, wróży wiele.
Nie da się oglądać tego serialu bez myślenia o bieżącej polityce, prawicowym skręcie światopoglądowym w Polsce czy w USA. I bardzo dobrze, bo to daje do myślenia. Ten serial to lektura obowiązkowa przed następnym czarnym marszem i następnym pomysłem kolegów Kaczyńskiego na prawo własności kobiecych narządów rozrodczych.
W jednym z odcinków, gdy bohaterki, jeszcze przed wprowadzeniem religijnego reżimu patriarchalnego, buntują się przeciw pozbawieniu ich praw, można dojść do refleksji, że czynią to za późno. Że ich obecna sytuacja to skutek nieinteresowania się, ignorowania rzeczywistości, olewania tego kto rządzi, jak rządzi i jakie ma cele. I cały ich los to nie tylko stos upokorzeń ale i forma kary za to, że wydawało im się, iż normalność nie ma prawa się skończyć.
Serial oferuje Showmax.pl. Znajdziecie go TUTAJ. Czwarty odcinek już jutro. Śmiesznie nie będzie, bo to nie „Ucho prezesa”. Nie ucho, ale na pewno część mózgu niektórych z jego partyjnych towarzyszy.
Zainteresowanym prawami kobiet w obecnej Polsce polecam TĘ lekturę.