– Dziś niestety pana nie przyjmę – pokręcił przecząco głową Mistrz.
– Przyjmie pan, bo nigdzie stąd się nie ruszę – odparowałem, cicho zamykając drzwi.
– A to dlaczego? – zapytał Mistrz oszołomiony moją bezczelnością.
– Bo przez pana wciąż stoję w miejscu – wycedziłem. Panie, badań w pracy okazać nie mogę, bo pan w nazwisku literówkę zrobił, prawa jazdy nie mogę wymienić, bo wciąż nie otrzymałem stosownego zaświadczenia – kontynuowałem. A przy okazji, to kazał mi pan dziś po nie przyjść na fajrant, to jestem.
– No przecież pamiętam – zablefował Mistrz. To w czym problem konkretnie? – zapytał.
– Po pierwsze, nazwisko w jednym z orzeczeń – zacząłem. Kaźmierczak, nie Kazimierczak. Przez “ź“– zacząłem i pokazałem oba dokumenty.
– Zaraz, to jak się pan w końcu nazywasz? – głupio zapytał Mistrz.
– KAŹMIERCZAK przez „Ź” – krzyknąłem w tym samym momencie z Pomagierką, która markowała pracę, lecz tak naprawdę ślęczała nad krzyżówką i cały czas była na nasłuchu.
– A “m” jest? – upewnił się Mistrz dokonując poprawki.
– Jest, zamiast “zi” ma być “ź” – zaczynałem tracić panowanie nad sobą.
– Poprawione – sapnął. Co jeszcze?
– Orzeczenie lekarskie o możliwości prowadzenia samochodu w soczewkach. Zaświadczenia od lekarza okulisty i to do pracy, od pana, im nie starczą w urzędzie. Żądają oddzielnego, na innej podstawie prawnej – wyrecytowałem. W przeciwnym razie, policja od ręki może zatrzymać mi prawo jazdy.
– Zatrzymać prawo jazdy, też mi coś – żachnęła się Pomagierka.
– Oczywiście, że inna podstawa prawna – krzyknął Mistrz. Już piszemy – uspokoił mnie nieco.
– A co to za różnica czy jeździ w soczewkach czy okularach? – zainteresowała się Pomagierka.
– Dla mnie żadna – odparłem – tyle tylko, że policja nie ma obowiązku sprawdzać, czy mam soczewki, jeżeli nie mam okularów.
– A pewnie, że nie ma – Pomagierka raptownie zmieniła front.
– No to pani już wie, dlaczego takie to dla mnie ważne – pozwoliłem sobie na małą złośliwość.
– E tam – obruszył się Mistrz – Jak pana zatrzymają, to każ im pan, o tak, patrzeć – tutaj uniósł podbródek fachowo demonstrując. Bo refleks od słońca jest i widać soczewki – wyklarował naukowym tonem, a mi nie chciało się już pytać, czy w nocy mam szukać najbliższej latarni.
– A gdzie pan pracujesz? – zapytał Mistrz znad wypełnianego dokumentu.
– A co to ma za znaczenie, kogo to obchodzi? – rzuciłem wściekle.
– Różnica taka, że albo prowadzisz pan auto firmy X albo firmy Y – zaczęła wykład Pomagierka.
– Ale ja potrzebuję wymienić prawo jazdy dla celów prywatnych – syknąłem. I fakt, też mam dwa auta, ale nie sądzę, żeby robiło to policji jakąkolwiek różnicę, w którym mnie zatrzymają.
– A to pan prywatnie chce prawo jazdy zmienić? – obudził się Mistrz.
– A czy jest różnica, jeżeli mam tylko kategorię B? – spytałem zrezygnowany, choć tak naprawdę, to miałem ochotę wystawić palec wskazujący i kazać Mistrzowi oraz Pomagierce wodzić za nim wzrokiem, bo zaczynałem mieć poważne wątpliwości, czy aby na pewno siedzę po właściwej stronie biurka.
– Prawo jazdy ważne do kiedy? – ocknął się z letargu Mistrz.
– Bezterminowo – odparłem.
– Niemożliwe, przecież na ciężarowe jest teraz wydawane tylko na pięć lat – usłyszałem i poczułem, że coś ściska mnie w dołku.
– Mam kategorię B – ostatkiem sił wydusiłem przez zaciśnięte zęby.
***
Koniec końców opuściłem gabinet Mistrza z kompletem potrzebnych dokumentów i zaświadczeń. Aby je zdobyć, poświęciłem trzy dni i odwiedziłem czterech specjalistów. Termin ważności: cztery lata. Wystarczająco długo, by dojść do siebie, nabrać sił i pewnego ranka ponownie stawić się w gabinecie Mistrza.
Foto:www.wikipedia.org
Przez cztery „odcinki” trzymał Pan, Panie Bartoszu, czytelnika w napięciu po to, by zaserwować taką banalną końcówkę ? :). Jestem zawiedziona :).
Nic na to nie mogę poradzić. Życie zaserwowało taki scenariusz z happy endem :-)