Wrzesień późnym popołudniem. Wracam do domu po całym dniu pracy niedawno kupionym autem. Wjeżdżam na skrzyżowanie z zieloną strzałką, zwalniam do 2 km/h, ale się nie zatrzymuję. Przejeżdżam. Następne światła, wjeżdżam pod tunel i dalej prosto. We wstecznym lusterku dostrzegam policyjny radiowóz jadący za mną z zapalonym kogutem. Jadę dalej. Słyszę sygnał syreny. Zwalniam, zjeżdżam na pobocze i zatrzymuję samochód. W bocznym lusterku widzę zbliżającą się postać policjanta. Otwieram szybę i pytam:
– Zobaczyłem, że daliście sygnał S.O.S, więc się zatrzymałem. Czy mogę jakoś pomóc?
Okazuje się, że policjant jest całkiem ładną policjantką. Ignoruje moje pytanie i zaprasza mnie z dokumentami do radiowozu. Siedzi w nim druga osoba, tym razem policjant. Od tej pory to on przejmuje konwersację. Pyta czy wiem z jakiego powodu zostałem zatrzymany. Wiem. Zielona strzałka. BINGO!!! Proponuje mi stuzłotowy mandat (informuje, że maksymalny to trzysta) i dwa punkty karne.
– Zwolniłem do 2km/h – tłumaczę – więc to tak, jakby chciał mi pan dać mandat za przekroczenie prędkości o te dwa kilometry. Policjant kręci głową – przepisy to przepisy.
– Wytyczne na komendzie – myślę i gram dalej.
– Panie, mandat na początku roku szkolnego? – rzucam. Na pytanie policjanta o zawód mówię, że jestem nauczycielem (czytaj: może się jeszcze kiedyś spotkamy na wywiadówce i co?). Policjant mięknie i oferuje, że zapomni o punktach karnych.
– To może pouczenie? – nacieram. Waha się i prosi mnie o dokumenty. Wtedy dostaję pierwszy strzał między oczy:
– A gdzie ma pan okulary?
– A skąd pan wie, że muszę jeździć w okularach? – pytam buńczucznie.
– Stąd – odpowiada policjant i wskazuje mi rubrykę z zaszyfrowanym (dla mnie) oznaczeniem w moim prawie jazdy.
– Mam soczewki – bronię się.
– Niemniej, jest to jazda bez ważnych uprawnień, bo nie ma pan stosownej adnotacji, a za to jest pięćset – kontruje, po czym zaczyna lekturę dowodu rejestracyjnego.
– Ooo, drugie pięćset – mówi beznamiętnym tonem – Adresy w dowodzie rejestracyjnym i prawie jazdy są inne, czyli jeden z dokumentów może być nieważny.
– A nie bierze pan pod uwagę takiej możliwości, że jestem zamożnym człowiekiem i posiadam kilka nieruchomości, w których mam meldunek? – pytam z wściekłością.
– Biorę – flegmatycznie odpowiada policjant – Ale gdyby się jednak okazało, że jedną nieruchomość pan kiedyś sprzedał, kupił tę drugą i zapomniał zmienić dane w dokumentach, to jest to jazda bez uprawnień zagrożona karą pięciuset złotych. Patrząc na daty wydania dokumentów zakładam, że dane w prawie jazdy są nieważne – konkluduje. Kurwa, ma mnie i dobrze o tym obaj wiemy.
– Podsumowując – ciągnie flegmatycznie – 300 za strzałkę, 500 za okulary i 500 za prawko to, jakby nie patrzeć 1300 – tutaj policjant ironicznie się uśmiecha i wbija we mnie wzrok. Czuję się zbity z tropu, wbity w ziemię, przemielony w betoniarce i wypluty z powrotem na chodnik.
Grzecznie przepraszam Pana Władzę, że zmarnowałem tyle jego cennego czasu moimi głupkowatymi wywodami i mówię, że trzeba być kretynem, żeby się targować, bo ta stówa bez puntów to genialny pomysł i salomonowy wyrok jeżeli jeszcze aktualne. Aktualne. Na szczęście. Tyle, że punktów już się nie da skasować. Pech. Biorę więc mandat w łapę i odjeżdżam. Ufff, co za zakończenie dnia.
***
Nazajutrz z pracy przyjeżdżam bardzo wcześnie, bo wczesnym popołudniem. Siedzę w domu i piję kawę. Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Otwieram i widzę śliczną dziewczynę, która przedstawia się, pokazuje odznakę i mówi, że jest z wydziału dochodzeniowego w Legnicy. Pod moim domem zaparkowane nieoznakowane policyjne auto, przy którym stoi drugim policjant, ubrany po cywilnemu. Dziewczyna pyta czy wiem, dlaczego tu są.
– Oczywiście – odpowiadam. Moja odpowiedź powoduje, że dziewczyna wymienia porozumiewawcze spojrzenie z kolegą, po czym na jej twarzy maluje się pełne skupienie:
– Słucham.
– Wy pewnie w sprawie tego mandatu, który mi tak głupio wczoraj wlepiliście – mówię i opowiadam swoje wczorajsze perypetie. Dziewczyna nie wytrzymuje i wybucha głośnym śmiechem:
– I pan myśli, że my pana przeprosić przyjechaliśmy?
– Nie wiem jakie są teraz standardy w policji – odpowiadam – ale mandat moglibyście rzeczywiście sobie zabrać.
Okazuje się, że oni w sprawie kradzieży BMW, bo niedawno skradziono. Patrzę na swoją beemkę na podjeździe i dociera do mnie, że sytuacja robi się nieco dwuznaczna, wszak mam ją od niedawna. Wszystko wyjaśnia się jednak po chwili. Policjanci zbierają się do odjazdu. Rzutem na taśmę proponuję, żeby ten mój mandat jednak zabrali. Nie mogą. Trudno. Wracam do domu i włączam komputer. Loguję się na stronę banku i puszczam przelew. Ku chwale ojczyzny…