W sumie Bogdan Nowak mógłby sobie na przykład założyć lokalny portal. Pokopać trochę lokalną władzę do momentu aż nie zdzierży i zacznie mu płacić, a potem już tylko robić władzy dobrze i omijać niewygodne tematy co jakiś czas składając jakąś deklarację wierności. Bronić lokalnych polityków, którzy mu płacą i atakować tych, którzy faktur od niego nie przyjmują. Aż zaczną znowu przyjmować. Zapewne przez jedną kadencję z samorządu i miejskich firm dostałby więcej kasy niż za swoją Gliniadę w całej jej historii z Wrocławskim Festiwalem Bieli włącznie. Ciekawy model biznesowy, prawda? Bogdan Nowak mógłby go wcielać w życie, ale on akurat nie musi robić takich rzeczy, żeby zarobić. Niektórych to boli.
Portal Istotne kolejny raz zareagował na potrzeby prezydenta Piotra Romana, który w rozmowie z Bolec.info stwierdził, a propos ewentualnej Gliniady 2017 w Bolesławcu, że wie ile Glinoludy biorą za swoje występy. Istotne postanowiły natychmiast wiedzę prezydenta poszerzyć i pokazać, że Gliniada nie jest tak tania jak myśli prezydent, że te 15 000 zł oferowane przez niego Nowakowi za najbardziej widowiskowy i najbardziej angażujący ludzi happening jaki można zobaczyć w Bolesławcu, to klepaki. Istotne poinformowały, że Festiwal Bieli we Wrocławiu kosztował 95 000 zł.
Oczywiście tak naprawdę poinformowały nie po to, żeby Nowak wypadł w dobrym świetle, że niby tak go cenią, czy doceniają jego Gliniadę poza Bolesławcem. Poinformowały nie szczędząc „miłych” słów. Festiwal Bieli to według Istotnych „przechrzczona” Gliniada. Kostiumy Glinoludów są „pobrudzone” a Bogdan Nowak dostał pieniądze za „trzykrotne przejechanie się na dużym rowerze i pomachanie rękami do publiczności”.
Tak się składa, że widziałem z bliska Festiwal Bieli (jego początki też) i trochę o nim wiem, byłem nawet w piątek (szkoda, że tylko tego dnia) we wrocławskim Rynku i na Placu Solnym, widziałem nie tylko entuzjazm ludzi, czy prezydenta Dutkiewicza maźniętego gliną, ale i moc roboty wykonanej przez organizatorów.
Przede wszystkim trzeba sobie zobrazować wysiłek organizacyjny, który znacznie różni się od tego, który towarzyszył Gliniadom w Bolesławcu. Nie był większy, był za to zdecydowanie bardziej kosztowny. Przewiezienie do Wrocławia z Bolesławca i Wiechlic pięciu wielkich rowerów (i kilku mniejszych), rzeźb i setek kilogramów innego sprzętu. No i jeszcze dwóch żywych koni. Oczywiście wszystko to trzeba było też potem odwieźć a samochody, wynajęte i własne, krążyły między Bolesławcem i Wrocławiem co najmniej kilkadziesiąt razy. Zresztą Glinoludy z Bolesławca (a było ich niemało we Wrocławiu) na najważniejszy, drugi dzień Festiwalu dotarły wynajętym autobusem. 500 litrów gliny, która nie była za darmo, też nie dopłynęło do Wrocławia bezkosztowo. A te „pobrudzone gliną ciuchy” to niemal 200 kostiumów, które wcześniej zostały przygotowane i uzupełnione nowymi zakupami. Jeśli do tego dodamy pół roku przygotowań, wyjazdów, promowanie nazwy imprezy w mediach od TVN, przez Radio Wrocław po patronującą wydarzeniu Gazetę Wyborczą i kilkudniową orkę (byłem, widziałem) organizatorów w trakcie tych pamiętnych trzech dni… To wiemy dlaczego polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych chwaliło się tą imprezą, wrocławscy radni chętnie maszerowali z Glinoludami a ludzie, których uwagę przyciągnęły Glinoludy we Wrocławiu wyglądali na zachwyconych imprezą.
Ja w sumie rozumiem, że komuś żal d… ściska (antidotum TUTAJ), bo Nowak zarobił. Ale to już najwyższy czas, żeby zaczął na Gliniadzie zarabiać. Tyle lat sponsorował z własnej kieszeni (i kieszeni przyjaznych jemu i Gliniadzie sponsorów) promocję miasta, które w zamian pokazywało mu cztery litery, że najwyższy już czas, żeby albo z tą Gliniadą skończyć, albo pojechać z nią tam, gdzie jej chcą. I tam gdzie rozumieją, że Bogdan nie tylko nie powinien do niej dokładać, ale że za jego pracę należy mu się również godne wynagrodzenie. W Bolesławcu nikt nigdy tego nie zrozumiał. Mam nadzieję, że wreszcie jednak, a może być w tym i mimowolna zasługa Istotnych, ktoś to zacznie rozumieć.
Kiedy Bogdan w 2015 zakomunikował, że Gliniady nie zrobi, napisałem tak:
„Propagandyści naszej ukochanej władzy skrzeczą, że Bogdanowi Nowakowi chodzi o kasę. Oceniają go przez pryzmat swoich zamiłowań. Nie kumają tego, że nawet gdyby Bogdan dostał od miasta 45 000 zł, 60 000 zł albo i więcej, to i tak dołożyłby do tego swoje i budżet byłby wyższy a każdy grosz poszedłby na atrakcje związane z imprezą. Nie wiem co by zrobił, ale być możne Gliniada znów byłaby kilkudniowa, sama parada byłaby z wielką orkiestrą, byłyby koncerty, warsztaty i inne cuda wianki. A do tego pewnie nowe stroje, jakieś urządzenia, rowery, machiny i tak dalej…
A na koniec Bogdanowi zostałoby na fajki.” Cały tekst TUTAJ.
Bo trzeba pamiętać, że Gliniada zarabiała, zarabia i zapewne zarabiać będzie na wyjazdach. W Bolesławcu na razie nie zarobiła złamanego grosza, tylko wydawała prawie wszystkie swoje pieniądze.
Swoją drogą chciałbym wierzyć, że news Istotnych o kosztach wrocławskiego Festiwalu Bieli był jedynie początkiem cyklu publikacji rozliczeń rozmaitych przedsięwzięć bolesławieckich, na przykład całego Bolesławieckiego Święta Ceramiki, miejskiej parady ceramicznej, czy też ceramicznego garnka-niewypału określanego dziś przez prezydenta happeningiem (koszt – podpowiem Istotnym – 33 000 zł, ponad 1/3 kosztów Festiwalu Bieli). A może w ramach ujawniania przepływów publicznej kasy Istotne podadzą ile kasy i z jakich miejskich firm i instytucji wpłacono im podczas, powiedzmy, dwóch ostatnich kadencji samorządów?
DOPISEK:
Sprawdziłem jeszcze jeden interesujący wątek, który może wstrząsnąć organizatorami i fundatorami imprez w Bolesławcu. Otóż z budżetu Festiwalu Bieli nie wydano ani złotówki na jakiekolwiek publikacje o festiwalu w jakichkolwiek mediach. W Bolesławcu nie do pomyślenia…