– Słuchaj, grozi mi Jojo! – powiedziała z przerażeniem w głosie Moja Znajoma demonstracyjnie odsuwając od siebie talerzyk z szarlotką.
Siedziałyśmy właśnie pod parasolem zaprzyjaźnionej cukierni – o mówiącej wszystko nazwie – LIGHT.
– Kim jest ten Jojo? – chciał się natychmiast dowiedzieć Synek Znajomej, który ostatnio zaczął trenować sztuki walki – ja mu… tak: ciach, pach! – zademonstrował na mamusiowym ramieniu kierując szarlotkę wprost na nogi przechodzącej kelnerki.
– A mi grozi ta paniiiii – rozryczał się histerycznie Synek – pokazując na znacząco wystawiony palec wskazujący kelnerki.
Zbagatelizowałyśmy chwilowo problem kontynuując rozmowę.
– I mówię Ci – ciągnęła Znajoma próbując odkleić resztki szarlotki z buta zdenerwowanej kelnerki – jestem ofiarą diety, nigdzie już nie wychodzę – wszystkiego się boję. Stałam się taka podejrzliwa. Myślałam, że jak skończę dietę, to wreszcie odżyję, a tu nagle dowiaduję się, że grozi mi Jojo!
Wczoraj nawet rozmawiałam o tym z Moim Mężem. Zapowiedział, że dla mojego spokoju dowie się wszystkiego na temat Jojo.
I dowiedział się.
Śledztwo prowadził wspólnie z przejętym Synkiem Znajomej. Zadaniem latorośli było przekazywanie najnowszych danych.
– Tatusiu, tatusiu – zaczął przekazywanie najnowszych danych Synek – wiedziałem! Mamusi cały czas KTOŚ grozi! Nawet przez telefon jej grozi! I ON jest chyba Niemcem, bo mamusia przytakiwała i mówiła przerażona do słuchawki: „JO, JO – JO, JO”
Mąż Znajomej również miał się czym pochwalić.
– Jojo, kochanie, ma na imię Efekt – powiedział – paskudny Efekt Jojo, Synu, pojawia się po odchudzaniu i grozi swym ofiarom – dodał jakby wciągając brzuch.