„nie rozumiem ludzi którzy czczą kawałek szmaty, pomalowany w jakieś kolory i potrafią za to drugiego człowieka zabić. Precz z wszelkimi takimi oszołomstwami.„- tak brzmi jeden z pierwszych komentarzy poświęconych tekstowi o Dniu Flagi, na widok którego przypomniałem sobie pewne zdarzenie znad jeziora Song Kul. Dotarcie tam to tysiące kilometrów po różnych drogach
gdy zasypiając towarzyszyła nam Ona
a budząc się o świcie białoczerwona przypominała o odległym domu
w pustynnych warunkach Aral-Kum /dno byłego Morza Aralskiego/
jak też w górach, niższych i tych zdecydowanie wyższych
czasami białoczerwona zlewała się z otoczeniem
ale zawsze zwracała uwagę, tak jak to miało miejsce rankiem 1 września podczas rozpoczęcia roku szkolnego w zagubionej w Pamirze wiosce
Tę ciekawość należało zaspokoić, lecz w gościnę nie można przybyć z pustymi rękoma
Ci pierwszoklasiści na długo zapamiętają nieoczekiwanych przybyszów z białoczerwonej Полъшы. Tylko ciekawość „tego co czyha za zakrętem” nakazała wymówić się od hucznego świętowania u gościnnych Tadżyków. Czekał Pik Lenina,
baza alpinistyczna u jego stóp od dziesięcioleci gości naszych zadziornych alpinistów, zawsze mają z sobą białoczerwoną. Nasza ściągnęła rodaków, był czas na jedno-wieczorne spotkanie rekreacyjne, a później każdy w swą stronę
kolejny masyw górski do pokonania
nim dotarliśmy na płaskowyż z jeziorem Song Kul, zrobiło się zimno i wietrznie. W tym samym czasie z wiatrem i chłodem walczyła dwójka rowerzystów, szwajcar od dwóch lat przemierzający Azję na rowerze armii szwajcarskiej z 70-tych lat XX wieku oraz jego nie dawno napotkany towarzysz, od 3 miesięcy błąkający się po zakamarkach Azji Centralnej.
„On Ci”, jak rzekłaby Oleńka, na ten widok
szczękając wyszeptał do szwajcara „Zabieram Cię do domu”
a było nim miejsce pod namiot, zasłonięte od podmuchów wiatru przez pojazd z białoczerwoną i polskie „czym chata bogata tym rada”. Nawet nie musiał mówić co ścisnęło go w gardle nim wypowiedział zwyczajne „Cześć chłopaki”. Niby zwykły kawałek materiału pomalowanego w dwa kolory.
Napotkana u wlotu Kanionu Szaryńskiego ekipa kazachskiej telewizji znała te barwy, znała naszą historię i naszych dzielnych przodków, więc ich potomkom zdradziła sekretne miejsca ukrycia kluczy od szlabanu, co umożliwiało zjechanie na dno kanionu. Białoczerwona czasami ledwo się tam mieściła
Skoro o historii wspomniałem to warto wrócić do Dżalalabadu, gdzie zostali Ci, którzy za Rzeczpospolitą zabijali i zostali zabici, w walce, w chorobie
Rzeczpospolita o nich pamięta i dba, mimo tysięcy kilometrów odległości, w odróżnieniu od „miejscowych”, chowanych na sąsiednim wzgórzu
Zapalając świeczkę na Polskim Cmentarzu Wojennym nie sądziliśmy, że jest to przejaw „oszołomstwa”. Nasza białoczerwona chroniła nas na długim dystansie
Internaucie, autorowi przytoczonego na wstępie wpisu, z całego serca życzę ruszenia się z bolesławieckiego Rynku i odbycia dalekiej podróży, pieszo, rowerem, kajakiem, czymkolwiek i gdy już wróci, niech spróbuje napisać o swej pierwszej reakcji na widok Biało-Czerwonej.
Piękna ta nasza flaga.
PS Przyjemnie się to czyta i ogląda. Jeśli pan podróżuje, to powinien pan od czasu do czasu zdawać tu jakąś relację. Miła odmiana od większości tekstów o niczym zamieszczanych na bolesławieckich portalach.
To tylko na szybko wybrane zdjęcia, połączone zdawkowym komentarzem, a można by się rozpisać choćby o szacunku jakim cieszy się Polska na tamtym terenie, szacunku wyrąbywanego orężem, ale też skuteczną pracą przebywających tam przez wieki z własnej lub wbrew woli rodaków.
Nie dostrzegłem by lokalnie było zapotrzebowanie- tak w mediach elektronicznych jak też instytucjonalne np. w BOK- na informacje o różnorodnych dokonaniach bolesławian. Kopiący czy klepiący piłkę mogą liczyć na zainteresowanie mediów, relacjonujących wyjazdy po okolicznych gminach czy powiatach. Łatwiej jest zyskać „chwilową sławę” przez wejście na krzyż milenijny niż wchodząc na Everest- w pierwszym przypadku wszystkie media wybiją to na swych czołówkach.