– Nie będę się odchudzać. Zaakceptuję siebie taką, jaka jestem i waga się sama unormuje – zdecydowała wczoraj Znajoma odwiedzając mnie znienacka w moim ogrodzie. – Bez wyrzutów sumienia będę zajadała małe porcje słodyczy i nie zdenerwuję się na widok jakiejś szczupłej, zgrabnej i młodziutkiej kobiety. Nie będę się wstydzić własnego ciała! Nie będę dręczyć się dietami, wreszcie nie będę liczyć kalorii, nie będę kupować za małych ubrań z nadzieją, że będą moją żelazną motywacją w walce z tuszą! Będę ćwiczyć, bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Będę spacerować, bo lubię, a nie dlatego, że taka moda! Będę szczęśliwa i nie będę narzekać! – wyrecytowała Znajoma jednym tchem, a oczy błyszczały jej nieprzytomnie.
Zaprosiłam Znajomą na kawkę.
Znajoma nie słodzi, bo cukier zdrożał, nie tam, żeby była na diecie, co stanowczo podkreślała. Do kawki wyjęłam świeżutką babeczkę czekoladową. Znajoma prychnęła na mnie, że jestem bez serca, tak ją kusić babeczką, przecież babeczki są tuczące, a ja perfidna. Żeby nie myśleć o babeczce, Znajoma zaproponowała, abyśmy sobie może pooglądały coś w telewizji. Gość w dom, Bóg w dom. Włączyłam telewizor. Oglądamy. Lecą reklamy. Znajoma bierze ode mnie pilota i ze złością przerzuca kanały.
– Bez sensu – mówi i z niesmakiem wyłącza telewizor. – Jakie to denerwujące, same szczupłe kobiety, wyszczerzając złośliwie bielutki zęby, smarują tłuszczem i czekoladą wielkie pajdy chleba, zjadają je i w ogóle od tego nie tyją, albo zupełnie nie zmęczone i szczęśliwe inne zgrabne kobiety szorują superproszkiem swoje klozety, aby za chwilę z radością wyprać uświnione męskie skarpety i dziecięce koszulki! Aż nerw mnie bierze, jak to widzę! Jak one to robią? Szczupłe, szczęśliwe, pracowite, wiecznie młode i ze wszystkiego zadowolone!
Wyjrzałam przez okno. Pogoda cud! Tylko pospacerować!
– Nie idę na żaden spacer – zdenerwowała się Znajoma – nie po to do Ciebie przyjechałam, żeby teraz gdzieś łazić. Cały dzień siedzę w pracy, a później jeżdżę autem tam i z powrotem, więc teraz chociaż u ciebie w ogrodzie sobie odetchnę świeżym powietrzem.
Wyszłyśmy do ogrodu. Wyjęłam leżaki. Leżymy. Dwadzieścia cztery stopnie Celsjusza. Gorąco, jak na kwiecień. Założyłam koszulkę z krótkim rękawem. Znajoma w zimowej kurtce zapiętej po szyję.
– Zdejmij tę kurtkę – proponuję, widząc, że Znajomej stróżki potu płyną po skroniach.
– Zwariowałaś? – wykrzykuje z pretensją – Jestem spocona i może mnie zawiać, a w dodatku jeszcze, nie schudłam na tyle, żeby chodzić bez kurtki. – I za chwile dodaje – a właściwie wcale nie jestem taka gruba, tylko w tej kurtce tak wyglądam, bo ona jest puchowa. A wiesz, kupiłam sobie już śliczny płaszczyk wiosenny, specjalnie za ciasny, żeby szybciej zrzucić nadwagę. – wyjaśnia mi przełykając babeczkę. W tym samym momencie zastyga w bezruchu.
– O matko! Ile kalorii może mieć taka porcja babeczki, bo ja mogę dzisiaj zjeść do wieczora jeszcze tylko 100 kalorii!
Wzruszam ramionami, na znak, że nie powinna się tym przejmować.
– Pewnie, wszystko ci jedno, a myślałam, że jesteś moją koleżanką! – słyszę jej chlipanie – teraz znowu będę musiała katować się jakimiś strasznymi ćwiczeniami, żeby to spalić!
Ale chore to , może cos ambitniejszego o sobie a nie wymyślona rozprawka o kolezance